BellyBestFriend
Dodaj do ulubionych

Pamietniki / Tytuł: Pierwszy Pisklak u nas... pora na drugiego ;)

Autor: Terraska
19 lipca 2015, 21:18

18 tc (17t2d)

Wakacje... Zerkam w wolnej chwili katem oka na nowe wpisy, ale nie daje rady z komentarzami... Potrzebuje sie zrelaksowac na kolejne 2 miesiace, bo przed przejsciem na macierzynski nie dostane juz innego wolnego. 2 tygodnie luzu... a ja, poki co,przyklejona do komorki ;)

Wczoraj byly moje "poprawiny" w Polsce. Bylo calkiem w porzadku, posiedzielismy w 8 osob w restauracji przy dobrym jedzonku. Troche sie obawialam, gdyz moja kuzynka, o 7 lat starsza i bezdzietna (staraja sie teraz chyba o adopcje...) byla proszona razem z mezem... Nie wiedzialam, jak bedzie reagowac na wiesc o mojej ciazy. Zachowala sie jednak bardzo w porzadku - nawet zaprosila mnie do siebie do domu na dzis. Co prawda z zaproszenia nie skorzystalismy, ale ciesze sie, ze bylo dobrze. :)

Jutro lecimy do Szwecji - tam nie bede miec wifi, wiec zegnam sie z Wami na te 2 tygodnie. Mam nadzieje, ze jak wroce, przeczytam o samych pieknych, wakacyjnych chwilach u Was.

P.S. Ostatnie doniesienia ciazowe - w ciagu ostatnich kilku dni moj brzuch powiekszyl sie chyba dwukrotnie. Szok. Nie sadzilam, ze to mozliwe tak z dnia na dzien. Nie wiem czy to kwestia innego zywienia, czy to wreszcie pora na mnie... Jutro zaczynam 5 miesiac, a ciaza jest juz widoczna golym okiem. Rzecz jasna wszystko zalezy od ubran, ale... Chyba ciezko sie nie zorientowac ;) Czuje sie, jak kaczuszka. A jeszcze tydzien temu kolezanki zachwalaly, ze nic po mnie nie widac... Takze, kochane, uwazajcie na ten 18 tydzien. Niby nic takiego, a tu hyc hyc, po cichu ktos Wam podmieni figure nim sie obejrzycie. A przejscie ze stadium w miare normalnej kobiety do stadium kaczki nie nalezy do najprzyjemniejszych ;)

8 komentarzy (pokaż)
28 lipca 2015, 20:56

19 tc (18t4d)

Korzystam z pozyczonego wifi, wiec dzis znow bedzie w skrocie i na temat ;) Wakacje wspaniale, choc pogoda nieszczegolnie nam sie udala (okolo 20 stopni Celciusza)... Z drugiej strony - pogoda plazowa to nie jest, ale przynajmniej spokojnie mozna zwiedzac bez niesamowitego zmeczenia ;)

Zrezygnowalismy z wycieczki do domku w lesie, nie mialam ochoty na blizsze spotkanie z siostra S. Myslalam, ze to juz koniec historii (histerii? ;) ) - ale nie. Rodzice S zaplanowali dzien po swoim powrocie, ze zjemy kolacje razem z nimi, siostra S i jej chlopakiem. Pomyslalam, ze plan jest w porzadku, nie chcialam psuc kontaktow z rodzicami S... ale nie, nie moglo byc tak dobrze. Mielismy zaplanowany dzien na zwiedzanie, a ta dziewczyna sobie wymyslila, ze z uwagi na dziecko wszyscy powinni zjesc kolacje o godzine 16.30... Oczywiscie tak to rodzicom przedstawila (Maly nie powinien spac poza domem, nie mozna go niby przenosic, bo taki wrazliwy!!! Oni maja zasady, ktorych nie wolno zmieniac, bo zle to wplywa na dziecko... Ja nie wiem, od kiedy spanie u babci zle wplywa na dziecko? Albo wyjatkowe polozenie poltorarocznego chlopca troche pozniej lub przeniesienie do auta podczas snu?), ze uznali ze to normalne (i zapomnieli nas poinformowac az do ostatniego dnia)... Przez to musielismy przyjechac wczesniejszym promem z wysp, ktore zwiedzalismy. Przyjechalismy, ale ja oczywiscie powiedzialam S, ze to jakis poroniony pomysl, ze kolacja ma byc o 16.30, bo jego siostra chce polozyc malego we wlasnym lozku o 18.00 (!!!) i wszyscy sie maja do tego dostosowac. S przyznal mi racje i pogadal o tym z rodzicami, troche nawet sie poklocili o to, bo rodzice sa wpatrzeni we wnuka i robia jednak jak siostra S sobie zyczy... W koncu powiedzielismy, ze my przyjdziemy jednak, jesli pozwola, o normalnej porze (mimo iz wrocilismy wczesniejszym promem) - i ciesze sie, ze to powiedzielismy, bo jednak czekali na nas i potem na kolacji siostra S byla wyjatkowo mila... Wyslala swojego gacha z malym do domu, a sama zostala na kolacji z nami i siedziala do 21.00.

W zwiazku z tym chcialabym Wam opowiedziec, jak pokochalam football. Tata S zaproponowal na kolacji pojscie na mecz jednej z lokalnych, szwedzkich druzyn. Mial isc S, tata S oraz chlopak siostry. I ja, jesli bym chciala. Najpierw pomyslalam, ze nie ma sensu isc. Niespecjalnie mnie pilka nozna interesuje, a chetnie bym sobie odpoczela w tym czasie, poczytala cos ciekawego... Ale... Wtedy uslyszalam od mamy, ze jesli nie mam ochoty - nie ma sprawy, zawsze mozemy sie spotkac we trojke z siostra S w tym czasie i zaplanowac jakies babskie zajecia....
Jak sie domyslacie, bylam na meczu. Co wiecej, bardzo mi sie podobalo. :) Co wiecej, widzialam na tym meczu inna ciezarna ;) Chyba nie docenialam sily tego sportu ;)

Pozdrowienia z malej kawalerki 300m od morza, wysylam Wam wirtualnie odrobine jodu :)

---

Kurcze, ten brak ruchow dziecka zaczyna mnie jednak znow martwic. 20 tydzien ciazy wg. USG, a ja nie czuje kompletnie nic. Zadnych bulgotan, zadnych ruchow. Zadnych motylkow, skrzydelek ptakow ani gazow (no, moze poza faktycznymi gazami, ktore manifestuja sie inaczej - na zewnatrz ;) )


Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lipca 2015, 21:24

6 komentarzy (pokaż)
1 sierpnia 2015, 11:58

20 tc (19t1d)

Ostatnie dni wakacji, jutro lecimy do Luksemburga. Mamy dzis duzo do zalatwienia, moj S w pazdzierniku musi zwolnic wynajmowane w Sztokholmie mieszkanie i namowilam go, zeby sprobowal sprzedac troche rzeczy (przynajmniej takie bardziej cenne typu kanapa, lozka, stolik z krzeslami, stolik na balkonie, ekspres cisnieniowy...). Dzis zrobimy zdjecia tych rzeczy. Moje kochanie mialo w planach wystawic te rzeczy przed blok do zabrania przez ludzi (a w duzej mierze sa ta markowe rzeczy i wbrew pozorom marka nie byla Ikea ;) ). Z jednej strony go rozumiem, bo jest to czasochlonny proces, w ktory zaangazujemy jego ojca ;), ale z drugiej strony... mysle, ze te rzeczy sa sporo warte, prawie nie byly uzywane i u nas nikt by czegos takiego nie wyrzucil...

Wieczorem idziemy na kolacje do tesciow... A jutro... Koniec wakacji i powrot do szarej rzeczywistosci w pracy. Oby kolejne dwa miesiace minely jak najszybciej :)

5 komentarzy (pokaż)
5 sierpnia 2015, 10:28

20 tc (19t5d)

Uff, jaka ulga. Bylam na wizycie u lekarki. Dziecko zyje, rosnie, ma sie dobrze. Mierzy juz 14,5 cm :) Ruchow nadal nie odczuwam, ale posluchalam sobie bijacego serduszka, co mnie uspokoilo i nastroilo pozytywnie. Faktycznie mam lozysko ulozone na przedniej scianie, miedzy skora a dzieciatkiem - co ponoc amortyzuje skutecznie wiekszosc jego ruchow. Wg. lekarki mam sie szczegolnie nie przejmowac, bo moze byc tak, ze ruchy zaczne odczuwac dopiero za kilka tygodni. W zwiazku z zaleceniem - nie przejmuje sie ;)

Poza tym... lekarka nie byla w stanie powiedziec nam, jaka jest plec dziecka... Pamietacie, ze w 12 tc specjalista od USG stwierdzil, ze mamy 80% szans na chlopczyka, a tutaj sie okazuje, ze w 20 tc lekarka wcale sie nie kwapi, zeby to potwierdzic. Najpierw stwierdzila, ze chyba dziewczynka (!!!), a potem, ze w sumie to ciezko jej stwierdzic... Takze mamy niespodziankowego Maluszka ;) Mamy z S nadzieje, ze potwierdzimy ktoras opcje i dowiemy sie wiecej na duzym USG drugiego trymestru, ktore odbedzie sie 24 sierpnia :)

To by bylo na tyle, jesli chodzi o dobre wiadomosci. Z wiadomosci gorszych - bylismy z S umowieni na ogladanie domu i ktos nam go sprzatnal sprzed nosa. Zadzwonili do nas z agencji i odwolali wizyte... :/ A w pracy moj szef mi praktycznie wprost powiedzial, ze mnie nie potrzebuja - nie beda zatrudniac nikogo na moje miejsce w czasie mojego urlopu macierzynskiego i wychowawczego. Glupia nie jestem, wiec wiem, ze oznacza to, ze skoro przez rok beda sobie radzic beze mnie, to jak wroce, dostane wypowiedzenie. Ale oczywiscie zanim laskawie bede mogla wziac urlop i urlop macierzynski, wyssaja ze mnie cala energie - moj szef juz zaplanowal audit statutowy, IFRS i SOxy "tak, zebym ja jeszcze byla i sie tym zajela". Humor mam sredni, bo naprawde juz nie mam sily na wymyslanie strategii obrony dla spolki, ktorej zarzad ma mnie gdzies i twierdzi, ze mnie nie potrzebuje... I koleczko sie zamyka, bo ja sie juz tez zrazilam, tylko mnie smuci i wkurza ta praca i nie mam ochoty sie w nia angazowac, mimo ze wczesniej zawsze bylam do dyspozycji - a oni sie przyzwyczaili, ze tak zawsze bylo i dlatego teraz twierdza, ze nie dzialam w 100% swoich mozliwosci i ze odkad jestem w ciazy, nie poswiecam uwagi sprawom firmy. Nikt nie widzi, ze od ponad roku nie dostalam podwyzki, nawet inflacyjnej. Grrr. No, przynajmniej sie Wam tutaj wyzalilam, troche mi lepiej juz... ;)

8 komentarzy (pokaż)
6 sierpnia 2015, 15:34

20 tc (19t6d)

Jutro rozpoczynam 21 tc (50% ciazy). Zamierzamy z S uczcic ta date: ja soczkiem pomaranczowym, a on naszym ukochanym bialym winkiem: Auxerrois Grand Cru. Pewnie znow pozno wroce z pracy i troche sie nasze swietowanie opozni, ale mimo wszystko bedzie super, bo to bedzie poczatek weekendu... :)

A poza tym... Jak mnie czasem ten Luksemburg wkurza... Wiem, nie powinnam narzekac. Piekny kraj, wiele mozliwosci... Tere fere. Dzis padlo na tutejsza skarbowke oraz Urzad stanu cywilnego. Najpierw w urzedzie zirytowali mnie dosc mocno. Tutaj nie ma zwyczaju zmiany nazwiska na meza po slubie. Po prostu dopisuja kazdej osobie do nazwiska panienskiego "zona / maz X". Dajmy na to jesli panna nazywa sie: Anna Grzyb, a kawaler: Adam Kowalski, to na papierach urzedowych pisza: Anna Grzyb - ep. (maz) Kowalski. A co najlepsze, pisza to samo w papierach faceta (jak to w ogole brzmi: Adam Kowalski ep. Grzyb...) Nie podoba mi sie i nie chce tak (a moj S tymbardziej, bo mam nazwisko typowo polskie, brzmi co najmniej dziwnie z jego szwedzkimi danymi). Rozmawialam juz, ze moge zmienic nazwisko na meza w konsulacie Polski - ale i tak w prawie i urzedach Luksemburga mi tego nie uwzglednia. Czyli bede miec dowod i paszport na "nowe" nazwisko meza, a tutejsze prawo jazdy i dokumenty do emerytury na panienskie... Ciekawa jestem jak potem wytlumaczyc to policji w innym kraju (byc moze tutaj sa tego swiadomi)... Paranoja po prostu, nie wiem jak to jest mozliwe!
Drugi paradox - podatek. Po slubie mam prawo do nizszego progu podatkowego (tzw. klasa 2, malzenska). Pytalam w USC czy automatycznie to zostanie uzwglednione - odparli, ze tak - Urzad wysle mi poprawiona karte podatkowa, ktora mam zaniesc do pracodawcy. Czekamy z S, czekamy... W koncu kazalam mu zadzwonic i zapytac bezposrednio do skarbowki - i okazalo sie, ze nic nie przysla jesli nie wypelnimy jakiegos wniosku dodatkowego, bo S pracuje bezposrednio dla instytucji Unii Europejskiej i nie jest objety systemem z Luksa... Jakby nie moja wrodzona niecierpliwosc - czekalibysmy jak glupi i tracili setki euro co miesiac... Nie wiem sama czy przypisywac to zlosliwosci tamtego urzedasa w USC - ale chyba nie powinni dezinformowac ludzi w ten sposob... Cale szczescie, ze mozna te pieniadze potem jakos odzyskac, ale trzeba skladac deklaracje uzupelniajace i troche to potrwa - kolezanka czekala 1,5 roku...

A teraz troszke pozytywniej: moj S zapisal NAS (cala nasza trojke) dzisiaj na zajecia przedporodowe w szpitalu :D Co prawda poczatek dopiero 23 pazdziernika - ale juz nie moge sie doczekac. Kochany S planuje dolaczac w przerwie na lunch, nie chce przepuscic zadnych zajec... :) Hehe, no zobaczymy czy bedzie tego jakis efekt przy porodzie ;) Jak tam Wasi faceci, tez zamierzaja brac udzial w takich zajeciach?

6 komentarzy (pokaż)
12 sierpnia 2015, 16:05

Moje dziecko bedzie mialo matke - panikare (tak, tak, Zelmus, nie jestes pod tym wzgledem jedyna ;) ). Wiem oczywiscie - na poziomie czysto teoretycznym, ze czytanie na internecie o mozliwych powiklaniach i przedwczesnych porodach w 21 tc nie jest dobre... Nie zmienia to faktu, ze czytam, porownuje - a potem sie niepokoje. Na przyklad wczoraj. Wyszlam z pracy i poczulam, ze odrobine mi mokro w kroku. Ide ulica, mysle sobie - a co jesli to czop sie odkleil i mi wody odchodza... W bialy dzien, na ulicy, natychmiast wkladam lape miedzy nogi - sprawdzam czy duzo tego mokrego. Przechodzac jakis facet sie na mnie dziwnie spojrzal - ale w tej chwili bylo mi na prawde wszystko jedno. Trudno, czego sie nie robi dla Dziecka. Mysle, niby nie bardzo mokro, ale moze cieknie struzka, czasem tak bywa, ze nie cale wody odchodza na raz. Tak sie tym martwilam, ze ledwo wrocilam do domu... W dwie minuty spuscilam spodnie, po czym po rozebraniu sie doszlam do wniosku, ze to chyba odrobinka moczu byla, popuszczona prawdopodobnie przy kichaniu. ;) Doszlam do tego - wiem, obrzydliwe to, poprzez zapach spodni - i od razu poprawil mi sie humor. Ha, czyli okazuje sie ze dopadlo mnie nietrzymanie moczu. No coz, takiego objawu ciazy zupelnie sie nie spodziewalam...

Nadal z S szukamy domu. W piatek pojedziemy zobaczyc ten:
http://www.athome.lu/vente/maison/centre/tuntange/tuntange/3923201
Nie jest to moj faworyt, ale plusem jest fakt, ze znajduje sie bardzo blisko centrum. Tylko ten ogrodek jednoarowy... toz to nawet nie jest trawnik przed domem... ;)

Poza tym chcialabym sie Wam pochwalic. Moj maz zmotywowal mnie do aplikowania na stanowisko audytora w Trybunale Rozrachunkowym UE. Niecierpie mojej obecnej pracy, wiec dalam sie namowic. Aplikacje on-line skladalam w marcu, jeszcze przed zajsciem w ciaze. Ilosc aplikantow: 12 tysiecy osob... :/ Pierwszym etapem (w czerwcu) byly testy: rozumienia tekstu pisanego, numeryczny, IQ, Situational Judgment... Poszlam na luzie na te testy, bo juz wiedzialam, ze i tak jestem w ciazy - a tutaj wlasnie wczoraj dostalam informacje, ze majac 54 punkty na 60 mozliwych zakwalifikowalam sie do kolejnego etapu, ktorym beda testy e-tray we wrzesniu :) Co prawda razem z 834 innymi osobami - ale kto by sie takimi drobiazgami przejmowal ;) Pewnie nic z tego nie wyjdzie, bo kolejnych etapow jest jeszcze mnostwo: e-tray, case study (wrzesien), assessment center (listopad), odsiew dokumentow i lista rezerwowych (w marcu wyniki) ;) Droga do zatrudnienia dluga, ale i tak poprawilo mi humor, ze razem z Maluszkiem pokonalismy 11 tysiecy 200 innych osob ;) Oczywiscie S byl dumny jak paw i skomentowal tylko, ze on WIEDZIAL, ze inaczej nie bedzie i ze ma bardzo inteligentna zone. Bardzo dobrze, niech tak mysli, przypomne mu to jeszcze gdy bedziemy miec inne opinie w stosunku do jakiejs kwestii ;)

13 komentarzy (pokaż)
13 sierpnia 2015, 13:46

21 tc (20t6d)

Panikary ciag dalszy. Jakis tydzien temu poczulam w koncu ruchy. Raz bylo ich wiecej, raz troszke mniej - ale co jakis czas byly. Pojawily sie znienacka i kazdego dnia mi o sobie przypomnialy, choc byly delikatne i odczuwalne tylko w srodku mnie. Jestem pewna, ze wczesniej nic takiego nie odczuwalam i ze to nie jest kwestia nieumiejetnosci ich odroznienia we wczesniejszych tygodniach, jak to czesto pisza o "pierwiastkach". U mnie ich wczesniej nie bylo. Stad faktycznie mysle, ze lozysko z przodu amortyzuje calkiem niezle odczucia ciazy... Co ciekawe, tylko ja czulam ruchy. Przykladalismy rece z S, ale z zewnatrz ani widu ani slychu. Natomiast... od jakichs 3 dni znow jest w srodku cicho. Jeszcze wczoraj postanowilam sie nie martwic, bo przez to lozysko wpedzam sie juz od kilku dobrych tygodni w zly nastroj, a moze dziecko sie zmeczylo wczesniejszymi cwiczeniami... ale z drugiej strony... zeby tak po prostu ucichlo... Sama nie wiem. Poczekam jeszcze do weekendu, bo moze w pracy mniej zwracam na brzuch uwage (choc nie wydaje mi sie). A potem... jesli nic nie bede czuc, to rozwaze udanie sie do lekarza w przyszlym tygodniu. Planowana wizyte mam dopiero 24 sierpnia, na tej wizycie mam zaplanowane USG 2 trymestru. A poki co wcinam na deser czekolade i pestki dyni i mam nadzieje, ze dziecko sie wreszcie uaktywni. Ech. Oby Maluch byl zdrowy, a potem tak samo spokojny po porodzie ;) ;)

Co jeszcze? Tesc mi dzisiaj napisal, ze odwiedzili restauracje polska w Sztokholmie :) Jedli chlodnik z botwinki, pierogi i zeberka... a ja od tygodnia racze siebie, S i dziecko tajskim w knajpach. Chyba musze sie zmotywowac do ugotowania czegos polskiego, skoro nawet jego rodzice sa bardziej do przodu od nas w tej kwestii ;) Ten caly leniuszek, to przez piekna pogode... ;)

10 komentarzy (pokaż)
14 sierpnia 2015, 13:18

22 tc (21t0d)

Rozpoczal sie 22 tydzien ciazy. Co wiecej, wg. BBF wlasnie zaczelam 6 miesiac. Nie mam pojecia jakim cudem, bo ostatnia miesiaczka zaczela mi sie 20 marca... Czyli 6 miesiac ciazy zacznie sie 20 sierpnia... No ale niech im bedzie, zawsze to lepiej pomyslec, ze to juz szosty miesiac ;)

Co ciekawego w 22 tygodniu?
To tydzien, pod koniec ktorego urodzily sie najmlodsze wczesniaki, ktore przezyly (w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech). Poki co, niech moje Kozlatko w ogole sie tym nie przejmuje i korzysta z mamusinego, brzuszkowego basenu w upalne lato. :)

U nas masa pracy, mam juz dosc - a co chwile moj nowy szef przychodzi z innym problemem i z nowym wymogiem, albo ze zmiana istniejacego w momencie, gdy wszyscy sie dostosowali.. Niech sie to juz konczy, bo oszaleje. A tu jeszcze prawie dwa miesiace do macierzynskiego...
Poza tym jedziemy dzis ogladac tamten dom z ogloszenia. Nie jestem, co prawda, do niego przekonana - ale coz, zobaczymy... Moze warto dac mu szanse :)

5 komentarzy (pokaż)
14 sierpnia 2015, 18:51

No i maly klopsik z ogladaniem domku... W ostatniej chwili nam przelozyli wizyte na jutro. Moze i dobrze, bo tak jestem psychicznie wyczerpana przez prace, ze nawet niespecjalnie mam ochote gdzies dzis jechac...

A poza tym... Wczoraj ugotowalam gar soljanki na dzis wieczor, zeby moc sie relaksowac wieczorkiem... I nie wiem, czy Maluszkowi smakowalo czy nie, ale calkiem sporo sie ruszal ;) bardzo delikatnie, jak to moje dziecko, ale poczulam moze 10 razy jakis ruch ;) po ostatnich wydarzeniach dochodze do wniosku, ze soljanka powinna u nas byc czestszym gosciem ;)

4 komentarze (pokaż)
15 sierpnia 2015, 20:11

Prosze bardzo, zaraz zamieszcze przepis na soljanke. Dla tych z Was, ktore nie mialy okazji jeszcze sprobowac - wyglada ona tak:

soljanka.jpg

Najprosciej mowiac - soljanka to taka rosyjska zupa-smietnik, cos a la nasz bigos. Kazdy robi ja inaczej. Co wiecej, za kazdym razem przepis nawet u tej samej osoby troche sie rozni. Najistotniejsze w niej sa: cos kwasno-slonego (ogorki, kapary, cytryna...) i mieso. Im bardziej roznorodne mieso, tym lepiej dla zupy. Najlepiej dodac cos wedzonego, nada to ciekawego smaczku. Poza tym soljanka jest perfekcyjnym sposobem na pozbycie sie resztek miesnych z tygodnia: niedojedzonych pieczeni, pieczonego schabu, szynek, kielbasek, salami... :) Podam Wam proporcje mojej ostatniej zupy, ale zaznaczam, ze tak jak nasz bigos - skladniki mozna zmieniac dosc elastycznie :) Jesli lubicie kwaskowe smaczki - polecam! :)

Moja soljanke (ilosc - solidny gar, ktory starcza na obiady i kolacje na 3 dni dla dwoch osob) przygotowalam z:
- 200 g wolowiny w kawalku
- 100 g boczku (uzylam pancetty wloskiej)
- 100 g wedzonego kurczaka
- dwoch kielbasek, najlepsze sa wedzone typu jalowcowa - ale kazda sie nada (w wersjach kupnych najczesciej spotkacie parowki)
- resztek z lodowki (po kilka plasterkow salami, szynka, chorizo)
- 1-2 srednich cebuli
- 300 g ogorkow kiszonych (do tego dodalam 2 korniszony, ktore trzymalam niedojedzone w lodowce oraz kilka oliwek)
- pol malego sloiczka kaparow w zalewie
- 3-4 lyzek passaty pomidorowej (moze byc koncentrat - wtedy mniej, albo pomidory sparzone z puszki - pol puszki)
- kilku plastrow cytryny
- po lyzeczce kwasnej smietany na porcje
- liscia laurowego, soli, pieprzu w ziarnach, odrobiny papryki slodkiej i ostrej

Przygotowanie:
Przesmazam na mocnym ogniu pokrojona w male kawaleczki wolowine - tak, by mieso sie scielo - ale w srodku bylo soczyste. Wrzucam do gara z woda (czesc osob uzywa rosolu, dla mnie wersja na wodzie jest wystarczajaco tlusta) i odrobina soli (nie przesadzac z sola - ogorki i kapary maja jej w sobie dosc duzo). Przesmazam boczek do wytopienia sie tluszczu. Dorzucam do gara. Kroje w kawalki reszte wedlin i mies - przesmazam na tej samej patelni - dorzucam do gara. Na patelnie wrzucam cebule - przesmazam - dodaje pokrojone ogorki, kapary, oliwki - dorzucam do gara razem z pozostalym tluszczem przesiaknietym aromatem mies i warzyw. Dolewam szklanke lub dwie soku spod kiszonych ogorow (zalezy jak bardzo slone). Dorzucam przyprawy. Na koniec dodaje passate pomidorowa. Gotuje przez kolejne 15 minut. Na koniec sprawdzam, czy smak jest wystarczajaco kwaskowy - jesli trzeba - dodaje soku z cytryny lub wody spod ogorkow / sole / przyprawiam wieksza iloscia pieprzu lub papryki.
Podawac koniecznie z plasterkiem cytryny i lyzeczka kwasnej smietany :) Smacznego!

Ogladalismy dom - i powiem Wam, ze nieoczekiwanie mi sie podobal. :) 25 minut autobusem od centrum miasta, w ladnej okolicy. Dom byl zadbany i ciekawie urzadzony. Wybudowany w latach 70 - ale dach, fasada, lazienka, kuchnia, okna z podwojnymi szybami, dwa garaze z centralnym podnosnikiem - wszystko odnowione w latach 2003 - 2009. Minus: ogrodek bardzo maly (1 ar), na strone polnocna i od duzej drogi (co jest wielkim minusem dla mojego S - on nawet spi z zatyczkami do uszu...). Nie doszlismy w tej kwestii do porozumienia - dla S bylo zbyt glosno przy ruchliwej drodze, powiedzial, ze nie po to kupuje dom z ogrodem, by sie przekrzykiwac siedzac przed domem. Zatem go nie kupimy... A szkoda :( W srode kolejna wizyta, ech, kiedy sie to wreszcie skonczy... Dzis odkrylam, ze najwiekszy nasz problem polega na tym, ze ja chce kupic cos zupelnie w porzadku (cos a la ten domek ktory dzis widzielismy) w niskiej (lub, jak mowie ja: rozsadnej) cenie, a S preferuje wziac wiekszy kredyt - ale za to kupic piekny dom z ogrodem - taki juz na cale zycie... Ech ech ech...


Wiadomość wyedytowana przez autora 15 sierpnia 2015, 20:13

7 komentarzy (pokaż)
17 sierpnia 2015, 13:46

22 tc (21t3d)

Jak ten czas wolno plynie. Odliczam dni do granicy przezywalnosci plodu. Wiadomo, jest to granica umowna i niewiele zmienia, ale wydaje mi sie, ze mimo to po jej przekroczeniu poczuje sie spokojniej :) Przynajmniej bylaby szansa, by dziecko ratowac gdyby cos zlego sie wydarzylo...

W kwestii domu i kredytu - troche podyskutowalismy z moim S przez ten weekend. Mamy jednak zupelnie inne podejscia. Ja z natury sie obawiam kredytow, ale tez nie oczekuje, ze pierwszy dom, ktory kupimy to bedzie cos wyjatkowego. Nikt u mnie w najblizszej rodzinie nigdy zadnego kredytu nie mial, gdzies w podswiadomosci juz wiaze sie on dla mnie ze zobowiazaniem, ktore bedzie na mnie ciazyc przez pol zycia... Jakos nie umiem sie przelamac i chce wziac tylko niezbedne minimum, ktore splacimy przez maksymalnie 10 lat. Podejscie mojego S jest zupelnie odwrotne. On do tej pory ma jeszcze kredyt studencki, bo oprocentowany jest nizej niz lokata tych srodkow w banku ;) Jego zdaniem majac najbardziej bezpieczna prace, jaka mozna miec - w Trybunale Sprawiedliwosci UE - spokojnie kredyt da nam kazdy bank i splacimy go z palcem w nosie, nawet jesli ja nie bede pracowac. Koniec koncow rozmijamy sie w naszych zalozeniach o, bagatela, 300 tys. EUR, ktore dla mnie sa wartoscia gigantyczna... A co, jesli S cos sie stanie? Bedzie mial wypadek? Albo za 10 lat Unia Europejska przestanie istniec i S straci prace? Wiem, glupie te moje rozwazania, nawet nie powinnam tak myslec - ale jednak gdzies z tylu glowy mam takie mysli i nie chce brac gigantycznego kredytu na cale zycie tylko po to, zeby zamiast 1 ara ogrodka miec ich 10. Probowalam wyjasnic S, ze mozemy kupic cos "na teraz", a po 10 latach zmienic na nowy dom - jesli uda nam sie zagospodarowac srodki. S przyjal to dziwnie, wg. niego to strata czasu. Jak to okreslil "po co mamy sie meczyc przez 5 lat w jakiejs dziurze, a potem placic podatek od transakcji po raz kolejny"... Koniec koncow stwierdzil, ze decyzja nalezy do mnie - ale czuje, ze jesli zadecyduje o kupnie domu takiego jak ogladalismy, on nie bedzie szczesliwy... Ech, sama nie wiem juz jak my sie dogadamy - chodzi mi jeszcze po glowie budowa domu przez dewelopera... Ale tutaj koszty tez sa niemale, no i widmo placenia za wynajem mieszkania w centrum przez kolejne 1,5 roku. Dlaczego takie decyzje nie moga byc prostsze? :(

W pracy cisza przed burza. Duzo osob jest w tej chwili na urlopie. Jeden z moich nowych szefow tez (ten, ktory siedzi w Londynie). Jak to jest, ze prawie wszyscy maja wolne, a ja, w piatym (szostym wg. BBF) miesiacu ciazy siedze w biurze i zapieprzam za reszte? Wrrrr. Jednak nie ma to jak ciazowe zwolnienie, ze tez taki cywilizowany kraj jak Luksemburg jeszcze tego nie odkryl... :/ No nic, w polowie wrzesnia odwiedzaja nas tesciowie, potem moja mama przyjedzie na tydzien... A od 7 pazdziernika biore reszte urlopu, potem macierzynski - i bede sie byczyc na calego. Lecimy jeszcze raz do Szwecji - ja na wakacje, a S pozbyc sie gratow z mieszkania, ktore musi opuscic do konca pazdziernika ;) Przynajmniej cos sie bedzie dzialo :)

P.S. Z nowosci kulinarnych - koniecznie sprobujcie plackow ziemniaczanych, w ktorych zamiast ziemniakow jest starty topinambur. Pychota - a przy tym bulwy te sa niezwykle zdrowe - polecane kobietom w ciazy, podczas schorzen nowotworowych, w cukrzycy... Pochlonelam ich chyba z 10 wczoraj ;)


Wiadomość wyedytowana przez autora 17 sierpnia 2015, 13:49

10 komentarzy (pokaż)
18 sierpnia 2015, 14:02

22 tc (21t4d), 2d do oficjalnego rozpoczecia 6 m-ca
7t1d = 50d do zakonczenia pracy :):)

50 dni do oficjalnego pozegnania sie z moim beznadziejnym pracodawca. Odliczam tutaj, moze szybciej zleci :)

Patrzylam na zdjecia Feski, jak pieknie wyglada. Zastanawialam sie tez nad swoim wygladem. Przyszlo mi na mysl, ze moja waga w ciazy rosnie skokowo. Rosnie, a wlasciwie urosla. Raz. W osiemnastym tygodniu - jednorazowy skok o chyba 4 kilogramy. Prawie ze z dnia na dzien obudzilam sie wieksza, bez istotnego powodu, bez obzerania sie... Od tego czasu waga trzyma sie w tym samym zakresie, a tu juz nam 22 tydzien ciazy sie liczy :) Ciekawe kiedy bedzie kolejny ewolucyjny skok, cos czuje, ze juz niedlugo na nas pora ;) Profilaktycznie zdrowo sie odzywiam, jem duzo warzyw i owocow, pije swiezo wycisniety soczek z pomaranczy... I mam nadzieje, ze uda sie odwlec odrobinke przybieranie na wadze (oczywiscie w granicach rozsadku, nie chce zaszkodzic Maluszkowi) :)

Poza tym jedziemy dzis obejrzec zaproponowany przez mojego S dom (ten wariant a la kompromisowy - dom stosunkowo niedaleko od miasta, wolnostojacy, 6 arow terenu... ale za to niewyremontowany i dosc stary, pochlaniajacy duzo energii i oleju przy ogrzewaniu).

http://www.athome.lu/vente/maison/est/biwer/biwer/3929464

Cena troche przerazajaca, ale moze faktycznie S ma racje, damy sobie raczej rade i splacimy ten kredyt w 15, gora 20 lat... Teraz kwestia tylko tego, czy przypadnie nam obojgu do gustu... Trzymajcie kciuki ;) Przy okazji - dzieki za wszystkie rady w komentarzach, kazda przemyslalam bardzo dokladnie i faktycznie musimy pojsc oboje na pewne ustepstwa. A przy okazji pewnie przyda mi sie odrobina optymizmu :)

5 komentarzy (pokaż)
19 sierpnia 2015, 09:30

22 tc (21t5d)
7t (49 dni) do zakonczenia pracy

Ogladalismy wczoraj tamten dom. Calkiem w porzadku - aczkolwiek mieszkala w nim babcia, ktorej sie zmarlo - no i styl "babciny" panuje w calym domu ;) Raczej na dluzsza mete zadnego pomieszczenia bysmy nie zostawili, trzeba bedzie wszystko odnowic (kafelki starego typu, w pokojach okropne tapety itp.) A do odnawiania, nawet procz samego wystroju, troche jest: piec na mazut z 1995 roku (jeden zbiornik przecieka), rury i elektrycznosc od nowosci nie wymieniane (dom z 1981 roku). Calosc powierzchni 100 m2 na wysokim parterze, 58 m2 na niskim parterze. Dodatkowo poddasze na calej dlugosci domu w stanie surowym - jest wiezba dachowa, dwa okna w dachu, beton na ktorym jest polozona wykladzina... Niestety dach bez izolacji. Byloby dodatkowe 100 m2 domu - ale przez najblizsze 10-15 lat nie byloby nas stac by je ocieplic, wyremontowac itp... ;) Z drugiej strony - sa okna drewniane z podwojna szyba, w pokojach wszedzie piekny parkiet, system alarmowy w domu...

Plac 6 arow nie jest moze kwintesencja naszych marzen - ale z drugiej strony... powinno wystarczyc na maly ogrodek, ze dwa drzewka owocowe, grilla i rozlozenie w lato baseniku dla dziecka ;) Natomiast okolica willowa oraz widok - cos pieknego. Zachwycilismy sie z S, nie moglismy sie napatrzec na pagorki oswietlone sloncem :) Do tego dom jest polozony w calkiem niezlej odleglosci od miasta - 25km.

Przez ten dom nie moglam wczoraj spac. Rozmawialismy z S na temat kredytu, czy warto zainwestowac w taki duzy dom... On by wstepnie byl na tak... Ja sie waham, bo jednak jest to dla mnie tak gigantyczny wydatek za cos, co nawet nie jest wstepnie wyremontowane... Ale z drugiej strony - oczywiscie, tez mi sie podobalo. No i najwazniejsze - odleglosc od miasta jest rozsadna, mozna spokojnie dojezdzac... Co tu robic, co tu robic, ech...

6 komentarzy (pokaż)
20 sierpnia 2015, 10:29

6 miesiac od daty OM oficjalnie zaczac czas - tak to szybko zlecialo, ze sama nie wiem kiedy :)
A w nagrode... zdecydowalismy sie, kupujemy ten dom :)

http://www.athome.lu/vente/maison/est/biwer/biwer/3929464

Wlasnie sie dogadalismy co do minimalnego upustu cenowego z wlascicielem. Wkrotce podpisanie umowy przedwstepnej... No i wycieczka do banku po kredyt... ;) I wiecie co... juz nie moge sie doczekac ;)

12 komentarzy (pokaż)
21 sierpnia 2015, 10:27

23 tc (22t0d)
6t5d = 47d do konca pracy

Wiadomo, ze czlowiek sie stara w ciazy odzywiac swiadomie. Unikam surowizny, serow plesniowych, gazowanych napojow, fast foodow itp... Nie pale, nie pije, oszczedzam sie jak moge. Niby wszystko mam pod kontrola - a jednak i tak cos sie musi przytrafic...

Zrobilam pare tygodni temu sloiczki z konfitura: truskawkowa i czeresniowa. Na sprobowanie zrobilam tez dwa sloiczki z dodatkiem dwoch kieliszkow wodki (na sloik 250 ml)... Z tylu nakleilam nalepke, zeby wiedziec, od ktorego mam sie trzymac z daleka... No i co? No i nalepka sie odkleila, a ja wczoraj nieswiadomie skonsumowalam prawie caly sloik. Normalnie bym sie pewnie zorientowala, ze cos nie gra, bo smak mial taki troche, hmm, alkoholowo - "przefermentowany"... ale uzylam innego niz zwykle cukru zelujacego i rozdziabdzianych, bardzo dojrzalych truskawkek i glupia myslalam ze to ma wplyw na ten smak... Dzis znalazlam nalepke na dnie szafki. Wrrrr. Pierwsza wodke ma moje dziecko juz za soba, ze wzgledu na glupote matki. Buuuuu, mam nadzieje, ze nie zaszkodzi to Maluszkowi :(

8 komentarzy (pokaż)
24 sierpnia 2015, 10:36

23 tc (22t3d)
6t2d = 44 dni do konca pracy :)

Z ta wodka pewnie macie racje, moze nie powinna zaszkodzic w takiej ilosci - ale zla bylam na siebie niesamowicie, bo normalnie przywiazuje bardzo duza wage do tego co jem. Ech.

Dzis jest wyjatkowy dzien. O godz. 16.00 mam wizyte u lekarza i USG drugiego trymestru. Juz nie moge sie doczekac - mam nadzieje, ze wszystko bedzie w jak najlepszym porzadku, i ze dowiemy sie wreszcie jakiej plci jest moje Kozlatko :)
O godz. 19.00 z kolei jestesmy umowieni na podpisanie cyrografu, czytaj: umowy przedwstepnej na dom. Z jednej strony - bardzo sie ciesze, juz nie moge sie doczekac - a z drugiej... sama nie wiem co myslec. Czeka nas wyprowadzka za miasto, szpital juz nie bedzie tak blisko... No i ten kredyt (wstepnie zdecydowalismy sie na 15 lat, stopa zmienna - jak sie uda cos zaoszczedzic to bedziemy go nadplacac wczesniej, bo rata w tej chwili jest bardzo korzystna). A ile strachu, nieprzespanych nocy nas to kosztowalo - mnie i S. Musimy tez kupic samochod. Wstepnie zdecydowalismy sie na nowa Corse - S moze kupic samochod bez VAT-u, wiec chcemy nowy. Nie jest to zbyt rodzinny samochod, ale wiadomo - kiepsko u nas z kasa. Moj byly mial Corse i przez 12 lat ani razu mu sie nie zepsula. Z drugiej strony, ja mialam Toyote Yaris i uwazam, ze jej niezawodnosc to sciema i puste haslo marketingowe. Moja, przy 70 tys. km i 4 latach jazdy zaczela miec problem z silnikiem... :| Mam nadzieje, ze jakos upchniemy wozek dla dziecka i fotelik do samochodu klasy B... Co o tym myslicie? Pewnie, ze poroniony pomysl... Sama nie jestem przekonana, ale z drugiej strony... moja mama mnie wozila maluchem w dziecinstwie... ;)

Trzymajcie kciuki za dzisiejszy dzien, chyba umre ze stresu! ;)

11 komentarzy (pokaż)
24 sierpnia 2015, 22:40

Ostatnie wiesci - mamy SYNKA - czyli jednak nasza lekarka cos ostatnio zamotala, a na USG pierwszego trymestru lekarz mial niezle oko :)
Opcja: Nina odpada, musimy szukac meskiego imienia ;)

Druga wiadomosc - podpisalismy umowe przedwstepna. Domek jest nasz. Jeszcze tylko finalizacja kredytu i notariusz - i mozemy sie wprowadzac. Wlasciciele tez wydaja sie calkiem mili... Juz sie nie moge doczekac przeprowadzki ;)

13 komentarzy (pokaż)
27 sierpnia 2015, 10:50

23 tc (22t6d)
5t6d = 41 dni do zakonczenia pracy :)

Ostatnie USG ujawnilo plec naszego Maluszka - skoro juz wiemy, ze bedzie chlopczyk, trzeba przymierzac sie do szukania imienia :) Otworzylam sobie szwedzka liste imion i zapisalam takie, moze ktores wpadnie w oko mojemu S ;)

Anton
Adrian
Artur
Benjamin
Bruno
Kasper
Konrad
Daniel
Dominik
Gabriel
Henry
Hugo
Ingo
Jeremi
Joachim
Jan
Marcel
Norbert
Olaf
Valdemar / Waldemar
Alexander

Podoba Wam sie ktores? Ja mam juz kilka swoich typow, ale nie jestem do nich tak przekonana, jak w przypadku Niny. Nina nie miala praktycznie zadnej konkurencji, zarowno ja i S bylismy zgodni co do tego wyboru. A teraz... teraz bedzie troche trudniej ;)

18 komentarzy (pokaż)
31 sierpnia 2015, 21:13

24 tc (23t3d)
5t2d do zakonczenia pracy

Dziewczyny, dzieki za komentarze na temat imion... Jak to w zyciu bywa - co osoba to inna opinia, a i u nas w zwiazku jest zreszta podobnie ;) Te, ktore mnie sie podobaja, sa nie za bardzo dla S i vice versa... Coz, synus musi na imie jeszcze troche poczekac ;)

Sierpien dopiero co sie zaczal - a tu juz dzis ostatni dzien. Jak? Kiedy sie to zdarzylo? I tyle zmian...
Oby i wrzesien minal szybciutko, dosc mam juz tej pracy i chetnie rozpoczne urlop, bo z niczym sie nie wyrabiam :)
A w tym roku bedziemy mieli co robic. Obecnie czekamy na przyznanie kredytu w banku. Zaraz potem umawiamy sie do notariusza z kwestia zakupu domu i spisania aktu notarialnego (poki co mamy tylko umowe przedwstepna). W miedzyczasie beda dwie wizyty u lekarza - a jesli wszystko bedzie ok - w pazdzierniku lecimy do Szwecji pozbyc sie mieszkania wynajmowanego przez S, jego mebli i innych bibelotow. A po powrocie? Po powrocie, miejmy nadzieje, przenosimy manatki na wlasne M, sprzatamy i zdajemy wynajmowane mieszkanie i... zrywamy w domu tapety i malujemy sciany ;) Potem wycieczka do Ikei, dealerow samochodow i kilku innych sklepow (w tym dzieciecego). Aaaa... jak czasu wystarczy, to moze potem urodze :P (wstyd sie przyznac, jeszcze nawet nie mam zadnych ciuszkow zakupionych dla Synka...)

Niech mi ktos rozmnozy ten czas, co? :)

8 komentarzy (pokaż)
1 września 2015, 20:36

24 tc (23t4d)
5t1d do zakonczenia pracy
6d do konca L4

Zaczal sie wrzesien... ale tak zupelnie do chrzanu mi sie zaczal. Najpierw nawrzeszczal na mnie szef (a nie bylo powodu, po prostu osoba ktora zajmuje sie jakims raportem-badziewiem jest na urlopie i to nie jest zrobione. A kto mu dal urlop i czemu nie zaplanowal zastepstwa? Przeciez nie ja...)
Ucieszylam sie, ze choc wyjde wczesniej z pracy, bo mam wizyte u lekarza. No wiec bylam dzis u tej mojej lekarki. Synus rozwija sie dobrze, pod tym katem nie ma zadnych negatywow. Ale za to... szyjka spadla mi z ponad 3 cm w zeszlym miesiacu na 2,5 cm (najmniejszy pomiar: 2,4 cm). Ponoc jest mniejsza niz standardowo, ale bez podstaw do pessara lub hospitalizacji. Wyblagalam L4 na ten tydzien (musze sie wreszcie odprezyc, a z szefem maniakiem, zamknieciem miesiaca i audytem za plecami nie ma takiej opcji), za tydzien wizyta kontrolna u lekarki... Boje sie. I boje sie wracac do pracy... :(

9 komentarzy (pokaż)
UTWÓRZ KONTO

Twoje dane są u nas bezpieczne. Nigdy nie udostępnimy nikomu Twojego adresu e-mail ani bez Twojego pozwolenia nie będziemy wysyłać do Ciebie wiadomości. My również nie lubimy spamu!

Twój adres e-mail: 
OK Anuluj
Dziękujemy za dołączenie do BellyBestFriend!

Wysłaliśmy do Ciebie wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Aby aktywować konto przejdź do swojej poczty email , a następnie kliknij na link aktywacyjny, który do Ciebie wysłaliśmy.

Jeśli nie widzisz naszej wiadomości, zajrzyj proszę do folderu Spam.

OK (15)