Pamietniki / Tytuł: W oczekiwaniu na małego Bąbelka... z wiarą i nadzieją w sercu
Autor: Malinkowe oczekiwanieSytuacja w domu rodzinnym zaczyna się klarować... Po blisko dwóch tygodniach nerwów, płaczów, błagań ojciec pękł. Jednak ma trochę serca gdzieś głęboko schowanego. Ile mama się od niego nasłuchała, ile ja mu do głowy nawbijałam... ehh... jest taki trudny, że myślałam że to nic nie da. Dało na szczęście. Jeszcze nie jest dobrze, ale już na tyle są postępy, że widzę światełko w tunelu. Teraz mogę spać spokojnie, że on nic sobie nie zrobi, że małżeństwo będzie uratowane, że wybaczy siostrze, że pokocha do szaleństwa swojego wnuka/wnuczkę.
Siostra ma się dobrze, jeśli można tak powiedzieć, chodzi do szkoły, wypytuje, siedzi i czyta cały czas o dzieciątku, przykro jej z powodu całej zaistniałej sytuacji, głupio jej przede mną. Jest zdrowa ale ciąża jej doskwiera. Dzidziuś ślicznie rośnie, ma wszystko co trzeba, pomiary ok.
A ja zmagam się z przeziębieniem, jestem szczęśliwa bo opanowałam tarczycę, teraz wynosi 1,8 więc jest super na starania. Jeszcze tylko trochę trzeba zbić prolaktynę, ale nad tym też zapanuję. Uregulowały mi się cykle (nie zapeszając), więc możemy pomału wznowić starania. Spróbujemy po raz ostatni, dajemy sobie pół roku, jeśli się nie uda nie będziemy się psychicznie męczyć. Jak skończymy budowę, postaramy się o adopcję. Zobaczymy co czas pokaże.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 kwietnia 2016, 21:54
Będę miała siostrzenicę Malutka prawidłowo się rozwija, siostra czuje się dobrze. Wszystko zaczyna się układać. Tato walczy ze sobą ale w duchu widać, że zaczyna się cieszyć. Wszystko na dobrej drodze.
Mój mąż ma jednak duże poczucie niesprawiedliwości, widać to choć stara się tego nie okazywać. Mnie nie oszuka, znam go.
Dużo rozmawialiśmy i podjęliśmy decyzję: zapisujemy się do kliniki na pełną diagnostykę. Wielokrotnie nosiliśmy się z tym zamiarem ale baliśmy się tego czego się dowiemy. Teraz chcemy wiedzieć na sto procent co jest nie tak, czy możemy coś zrobić i czy mamy w ogóle szansę na upragnioną dzidzię.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 czerwca 2016, 09:30
Na pomoc ze strony o. Papczyńskiego mogą zwłaszcza liczyć rodziny niemające dzieci, matki w zagrożonej ciąży, osoby uzależnione od alkoholu, skonfliktowane rodziny, dzieci mające trudności w nauce, chorzy na choroby nowotworowe. Ufamy, że jeśli Pan Bóg zechciał, aby o. Stanisław został uznany świętym, to teraz, po jego kanonizacji, będzie jeszcze skuteczniej wstawiał się za nami.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 czerwca 2016, 20:55
Wkońcu odważyliśmy się pujść do kliniki. Zrobiliśmy pakiet badań wstępnych, przedstawiliśmy dotychczasową dokumentację i ... z mężem na tym etapie jest ok, u mnie jest za dużo testosteronu, pozostałe wyniki dobre. I o zgrozo - lekarz od razu, że nasze problemy to na pewno kwestia genetyki i on spodziewa się, że badania genetyczne pewnie wyjdą ok ale i tak jedyną dla nas szansą jest in vitro.
Nie wiem co myśleć, jakieś to wszystko dziwne. Ale jeśli to prawda to nie chcę zajść w ciąże naturalnie i urodzić chore dziecko. Na in vitro się nigdy nie zdecydujemy, bo nas nie stać, a i tak in vitro nie daje 100% powodzenia.
Mamy teraz zrobić te badania genetyczne i zgłosić się z wynikami i tak zrobimy. Ale jeśli ów doktor będzie upierał się na in vitro to dalej w to nie brniemy. Ewentualnie weźmiemy wyniki i skonsultujemy je w innej klinice.
Ale powiem szczerze, że nastrój miałam i mam paskudny. Zabił we mnie jaką kolwiek nadzieję. A widok siostry w końcówce ciąży sprawia mi coraz większy ból.
Dziś o 4:40 nad ranem (w 7 miesiącu ciąży) z wagą 2100g, siłami natury przyszło na świat cioci najkochańsze słoneczko Siostra czuje się dobrze, maleńka również. Moje dwie dzielne dziewczynki - jestem mega dumna i szczęśliwa
Cioci malutkie słoneczko jest od tygodnia w domku z mamunią, wujkiem i dziadkami. Mała ma się dobrze. Jedyne zmartwienie na ten moment to to, że często zachłystuje się pokarmem i miewa noce z grymasami. Przed nią kontrolne wizyty u specjalistów i stała opieka neonatologa. Ładnie przybiera i jest taka śliczna, że nie mogę się na nią napatrzeć Siostra bardzo dzielna, wprawnie zajmuje się małą i jest w niej szaleńczo zakochana. Bardzo wydoroślała, spowarzniała, stała się odpowiedzialną, dzielną młodą mamą.
Dziadek się uspokoił, widać że martwi się o małą i moją siostrę ale nadal jest bardzo toporny i najbardziej przejmuje się "co ludzie powiedzą". Chrzanić to. Pojawiło się zdrowe dziecko na świecie, malutki cud i trzeba się z tego cieszyć i dumnie podnosić głowe że zostało się po raz pierwszy dziadkiem, a nie zastanawiać nad ludźmi i nad tym co oni sobie myślą. Eehhhh.... Tato - nigdy się pod tym względem nie zmieni.
A co u nas? A my tak jakoś z dnia na dzień żyjemy. Mało mamy dla siebie czasu, ciągle praca, ciągle coś dla kogoś się robi i tak dnie przeciekają przez palce. Ale niedługo urlop więc troche nadrobimy czas, spędzimy go razem i naładujemy akumulatorki na zimę.
Jeśli chodzi o dzidzię... to sama nie wiem co robić. W sercu czuję żeby próbować naturalnie zajść w ciążę. W głowie słyszę słowa lekarza "in vitro to jedyna szansa dla państwa na zdrowe dziecko". Rozum podpowiada żeby odpuścić i pomyśleć o adopcji bo na in vitro nas nie stać no i nie jestem do końca przekonana do tej metody. Jestem pod tym względem tak rozdarta że praktycznie nie dopuszczam męża do siebie, a wiem że tak też nie mogę, bo rozwalę małżeństwo...
Poza tym nie wiem o co chodzi ale jakoś kiepsko się czuje, strasznie jestem osłabiona i miewam zawroty głowy i skoki ciśnienia. Niby zdrowa jak pójdę do lekarza a jednak nie czuje się dobrze. Nie wiem co o tym mysleć. Jestem młoda a mam wrażenie jakbym była starą schorowaną babcią.
Trzeba się ogarnąć.
Minął ponad rok od momentu kiedy moje... nasze życie wywróciło się do góry nogami z każdej możliwej strony. Najpierw strata dziecka, potem moje przeniesienie w pracy do innego działu, bo ktoś zajął moje miejsce podczas mojego zwolnienia ciążowego, później wiadomość, że moja nieletnia siostra jest w ciąży i wszystkie bolączki rodzinne z tym związane. Było i szybko minęło. Boże to już naprawdę ponad rok...
Jaki bilnas?
Ze stratami i coraz większą świadomością, że nie będziemy mieć dziecka nie mogę się pogodzić.
Na co dzień o tym nie myślę, ale przychodzą dni, że wyje do poduszki. Mam wrażenie, że wokół mnie jest jakaś epidemia ciążowa, tylko mnie nie chce doścignąć...
Jeżeli chodzi o pracę to bardzo długo nie mogłam się pogodzić ze zmianami. Szłam do pracy nie z chęciami jak dotychczas, a z musu, jednocześnie dziękując, że mam dokąd pójść. Nie miałam poczucia, że się spełniam, że to co robię to jest to. Do tej pory nie wyrażam głębokiego zachwytu ale polubułam się z moimi nowymi obowiązkamii staram się je wypełniać jak najlepiej potrafię. I chyba nie jest źle skoro nowa szefowa doceniła moją pracę i przyznała roczną premię za zaangażowanie w działanie na rzecz firmy
Siostra jest dzielną, cudowną, kochającą mamą. Maleńka zaraz będzie kończyć 4 miesiące - jest cudowna! Ciocia ją tak bardzo kocha, pomaga i zawsze będzie pomagać
Z mężusiem obchodziliśmy 6 rocznicę ślubu (razem już 9 lat). Zaczynamy otwierać oczy i uzmysławiać sobie, że praca to nie wszystko. Robimy sobie drobne przyjemności, spędzamy razem więcej czasu. Jest dobrze chociaż obawiałam się, że nie będzie bo dosięgał nas kryzys. Jednak to, że tworzymy jedną całość dało nam sił, żeby jedno spojrzało na drugie z większą wyrozumiałością i żeby przetrwać to co nas dopadło - oschłość, oddalenie, poczucie, że wszystko nie ma sensu. Dalej się kochamy, coraz bardziej dojrzałą i szczerą miłością.
I pragniemy i czekamy...
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 października 2016, 20:09
Dzisiejszej nocy miałam sen...
...przyjechał ktoś z małym zawiniątkiem, spojrzał na nas z uśmiechem po czym położył zawiniątko na łóżku i pomału je rozwinął...
Spojrzał na nas raz jeszcze i powiedział: zobaczcie... to jest Wikusia, wasza Wikusia.
Pośpiesznie podbieliśmy do łóżka, przyklękliśmy po jego obu stronach, spojrzeliśmy na siebie, później na urocze maleństwo, które obdarzyliśmy uśmiechem, który miałw sobie tyle miłości... a dzieciątko odwdzięczyło się tym samym.
Już wiem na kogo czekamy i kto czeka na nas.
Wiki - odnajdziemy cię...
Nie mam siły do swojego organizmu. Znowu infekcja grzybiczna, znowu dwa tygodnie leczenia tego ciorta, potem okres, czyli kolejny tydzień z głowy.
Matematyka jest prosta: 3 tygodnie do 1 - reasumując jestem nieużytkiem dla męża i rośnie we mnie coraz większa flustracja z tego powodu.
Wogóle to co chwila coś mi dolega. Aż mi głupio przed ślubnym, że młoda kobita a tu albo infekcja, albo jajniki bolą, albo kręgosłup, albo kolano wysiada, albo "gaś światło bo oczy mnie bolą", albo skok ciśnienia, albo kołatanie serca, albo mi słabo i kręci mi się w głowie, albo jeszcze co innego.
Czuje się coraz częściej niepełnowartościowa... choć zapenia mnie, że to tylko moje odczucia.
Kochany jest i ma anielską cierpliwość do mnie...
Wysłaliśmy do Ciebie wiadomość z linkiem aktywacyjnym.
Aby aktywować konto przejdź do swojej poczty email , a następnie kliknij na link aktywacyjny, który do Ciebie wysłaliśmy.
Jeśli nie widzisz naszej wiadomości, zajrzyj proszę do folderu Spam.
Dobrze, że ojciec przemyślał sprawę. Wszystko będzie dobrze :-) Widocznie, tak miało być :-) Ty też doczekasz się swojego maleństwa i będą wychowywać się razem z dzieciątkiem Twojej siostry :-D