BellyBestFriend
Dodaj do ulubionych

Pamietniki / Tytuł: Radośnik

Autor: Zireael
12 sierpnia 2015, 13:26

Test obciążenia glukozą za mną. Nastawiałam się na nie wiadomo co, a po prostu wynudziłam się dwie godziny w poczekalni. Do przeżycia, napój słodki, ale bez przesady. O dziwo nie chciało mi się jeść, nawet pić specjalnie po nim. Więc jak wszystko, czym straszą ma się okazać takie, to ja mogę spokojnie iść rodzić :-)

No i zaczęłam kupowanie ubranek. Zwariowałam i kupuję bez oglądania cen. Ach... Nie no, trochę oglądam, ale i tak zakupiłam śpioszki za 40 zł. Ale jedne. https://www.zalando.pl/gap-body-grey-heather-gp084a00a-c11.html Bo mnie napis rozczulił...

I jeszcze Endo. Tu już sobie nawet wytłumaczyłam, że się opłaca, bo przeceny, promocje, wyprzedaże. No bo przecież z 50 (!) zł, na 20 to się opłaca! Grzech nie skorzystać... No więc jest pajac "mały tygrysek, wielki urwisek", body "rosnę duży, okrąglutki", dresik "jestem odważny i dziki", śliniaczek i tak dalej. Na razie rozmiary różniaste, jakie mieli. Parę rzeczy to chyba mój synek włoży, jak już będzie umiał chodzić.

No więc popieprzyło mnie dokumentnie, w ogóle mi pieniędzy nie szkoda, chociaż wiem, rozumiem, słyszę - że bez sensu, bo przecież tylko chwilkę dziecko pochodzi. No to niech przez chwilkę ma ładne :-) Aaa, liczę jednak, że trochę rozsądku mi wróci. No i muszę się wziąć za "wyprawkę" - czyli zabezpieczyć sobie to, co na sam początek potrzebne. Ale już mi się chce!

Trzymam się wagowo w miarę. Od początku przytyłam 6 kg (od 58 do 64 teraz). Myślę, że to ok. Pewnie jeszcze przynajmniej tyle dojdzie. Do przeżycia.

W ogóle fajna jest ta ciąża jednak. Fajnie w niej być. Młody kopie, rozciąga się, wypina tyłek (a może to głowa?), czkawkę chyba miewa. Przyjemne to, chociaż potrafi obudzić. No i miłość mi się przeogromna, co dzień większa rodzi. I nie mogę się już doczekać. Może niekoniecznie porodu, ale Stasia. Żeby już był.

5 komentarzy (pokaż)
12 sierpnia 2015, 21:36

Chyba jednak tyję... Pękły mi dzisiaj gacie na tyłku. Tak dokumentnie. Idę do pracy, czuję, że coś jest nie tak, myślałam że się zawinęły. W windzie chciałam sobie poprawić, a tu dupa. Rozdarte na pół - w kroku pękły.
No i siedziała pani terapeutka na fotelu przy pacjencie bez gaci :-) Tego jeszcze nie grali!
Tzn, grali, ale to była Sharon Stone :-) Na szczęście miałam spodnie, a nie białą kieckę...

7 komentarzy (pokaż)
24 sierpnia 2015, 15:57

Szał wyprawkowy i wicie gniazda trwa! Zwariowałam :-) Jest cudnie :-)
Coraz mi ciężej z brzucholem, napina mi się skubaniec jak za dużo się poruszam. A ruszam się dużo i żwawo, bo tyyyyyle jest jeszcze do zrobienia! Poukładać, pomyć, posprzątać w każdym kącie! Bardziej niż porodu, to się boję, że nie zdążę :-)

W weekend byliśmy na szkole rodzenia. Nie był to mój faworyt ze wszystkich szkół w moim mieście, ale niestety tylko tam nam terminy pasowały. Generalnie prawie niczego nowego się nie dowiedziałam, mam nadzieję nadal na notatki Zelmy (chodzisz jeszcze?).
Ja się nie dowiedziałam, ale mąż się dowiedział. Oczy miał jak 5 zł. Przerażony. "Ten poród to jest jednak jakaś masakra, Boże, szczerze Ci współczuję...". Od tej pory prawie mnie na rękach nosi, z resztą naoglądał się też innych ciężarnych, był świadkiem kłótni kilku par przy nauce kąpieli (Jakaś para:"Co ty wyprawiasz, dziecko chcesz utopić!!!" My: "Kochanie, świetnie Ci wychodzi!"), posłuchał o zachciankach, histeriach itd. Stwierdził, że jestem idealną żoną, idealną ciężarną i że mi dziękuje :-) Więc od soboty prawie mnie na rękach nosi, sam zachęca do leżenia, zabrania prasowania i takie tam. Wcześniej trochę nie dowierzał, trochę się nawet obrażał, myślał że przesadzam :-)

Do pracy już mi się nie chce strasznie chodzić. Pomijam już popękane majtki i ból kręgosłupa przy siedzeniu, ale zwyczajnie trudno mi się skupić. Tu pacjent płacze, a tu Staś kopie...Echh, mam wyrzuty sumienia z obu stron - że zaniedbuję pacjentów i że za mało myślę o dziecku. Tzn pacjentów jakoś strasznie nie zaniedbuję, to co się dzieje ze mną, sama perspektywa przerwy, ciąży, wiele korzyści niesie i nowe wątki otwiera. Ja sama mam wrażenie, że na pewne rzeczy inaczej patrzę, jakoś głębiej je rozumiem. No ale uwagą się muszę dzielić. Hehe, taki trening przed pojawieniem się drugiego dziecka :-)

3 komentarze (pokaż)
24 sierpnia 2015, 16:05
PoradaKomentuj | Lubię (0)

A, kilka rzeczy na tej szkole rodzenia się dowiedziałam:

1. Odczarowany zupełnie poród w wodzie.
Położna mówiła o nim bez entuzjazmu. O ile jeszcze samo leżenie w wodzie przed parciem jeszcze ujdzie (ale i tak co chwile trzeba wychodzić i ponoć pobyt pod prysznicem daje podobne efekty jeśli chodzi o ulgę w bólu), to już rodzenie do wody nie ujdzie jej zdaniem. No bo rodzi się oprócz dziecka krew, zawsze trochę moczu, czasem i kału plus wody płodowe bynajmniej nie sterylne. I w tym wszystkim dziecię pływa... Ponoć prawie każde dziecko po takim porodzie ma infekcje spojówek i czegoś tam jeszcze. Krocze goi się dużo gorzej (choć ryzyko pęknięcia mniejsze. Chyba...). I kończy się prawie zawsze jakąś infekcją na rękach u położnych (mimo rękawiczek itd). Pewnie co położna, to opinia i co poród to inna sytuacja, ale mi się ostatnie wątpliwości rozwiały. Nie rodzę w wannie :-)

2.Klapki do porodu.
Warto kupić sobie najtańsze i po wszystkim wrzucić do kosza :-) A już na pewno nie polecała przynoszenia ich do domu (bakterie i inne paskudztwa).

3. Dwie bułki z szynką :-) Mieć, żeby móc zeżreć po wszystkim. Bo głód jest wilczy, a jedzenie w szpitalu podłe, albo nie ma wcale (kolacja o 16, a potem dopiero śniadanie!). Generalnie nastawić siebie i rodzinę na dokarmianie, bo z głodu można przy porcjach i jakości szpitalnej się przekręcić.

4. Landrynki do porodu i woda w butelce z dzióbkiem.

5. Przecinanie pępowiny przez męża.
Położna mówiła, że ona niekoniecznie poleca. Bo żeby ją przeciąć musi podejść od strony krocza. A widok ponoć nie jest ciekawy. Mój mąż wcześniej mówił, że jakoś mu na tym specjalnie nie zależy - obawiał się, że coś nie tak zrobi (czytaj krzywdę dziecku, albo mi). Więc pozbył się wątpliwości. Niech tną specjaliści, on będzie całował mnie i dziecko w tym czasie :-)

6. Nie bać się lewatywy. Daje komfort i ulgę. I ponoć nie boli. Jakby położna zapomniała zaproponować, to upomnieć się i nikt z tego powodu krzywo na mnie nie spojrzy, a wręcz się ucieszą (taka wiedza mnie uspokoiła, bo ja często w stresujących sytuacjach regresuję się do dziecka, które wszystkiego się wstydzi i boi, że sprawia problem).

7. Krocze ogolić sobie w domu. W szpitalu, jak potrzebne będzie nacięcie to i tak ogolą (nie wszystko, ale trochę na pewno). A robią to na sucho i najtańszą maszynką. I tu też - po takim szpitalnym goleniu większe ryzyko infekcji.
Więc jak się nie zdąży w domu, albo nie da się rady, a mąż nie będzie skory do pomocy, to zabrać swoją maszynkę i poprosić położną o tą przysługę. Też ponoć nikt nie będzie marudził.

8. Jak najbardziej możliwy jest pierwszy poród bez nacięcia, ale raczej nie w pozycji leżącej. Ja się zafiksowałam na tym temacie, nie chcę nożyczek w pochwie! Szwów też nie chcę! Co do masażu krocza - ta położna była sceptyczna - ale wcieranie olejów (z wiesiołka polecała) jak najbardziej ok!

9. Ponoć po porodzie sn najlepiej się podmywać szarym mydłem. Tutaj ja jestem sceptyczna, ale może za mało wiem...

5 komentarzy (pokaż)
3 września 2015, 16:36

No...
Wyprawka skompletowana...tak na 70% myślę :-)
Dzisiaj kupiliśmy wózek. Dylematów było sporo - używany/nowy? od brata? droższy/tańszy? jaki kolor? Stanęło na nowym, stosunkowo tanim (1500), ale sprytnym, z dość dużą gondolą i wyglądającym na wygodny (bo nie wiem, czy można to trafnie ocenić nie mając jeszcze dziecka). Baby Design.

Z fotelikiem dylematów za bardzo nie mieliśmy - bezpieczeństwo ważne, cena nie. Wygrał Cybex, Aton 4 plus baza. Kosztowało to prawie tyle co wózek (1000zł), ale gdyby kosztowało 2000 to chyba też bym brała. Naczytałam się na stronie fotelik.pl jak to wszystko działa, po co robi się testy i co one pokazują. Plus miałam kiedyś pacjentkę, która w rodzinie miała dziecko-ofiarę wypadku, jadące bez fotelika... Koszmar - dziecko przeżyło, ale z takim uszkodzeniem mózgu...ech... No straszna historia. Wiem, że przed całym złem i zagrożeniami tego świata mojego małego nie uchronię, ale to przed czym mogę to zamierzam. I jakaś radykalna w tym się zrobiłam...no cóż, instynkty, hormony i te sprawy... :-)

Ubranka w większości skompletowane. Jeszcze muszę to dokładnie policzyć i zastanowić ile tych na 56 będzie mi realnie potrzebnych - jak czegoś brakuje, to z przyjemnością dokupię:-) Większe rozmiary też muszę poogarniać, bo być może mam już 15 par śpioszków roz 62...teściowa cały czas dokupuje. W ogóle jak wariatka, oglądam, układam i przekładam te ubranka co jakiś drugi dzień. A co mi tam - jak się Staszek urodzi, to czasu na głaskanie śpioszków już nie będzie, więc sobie pogłaskam teraz.
Zachwycona jestem ciuszkami z H&M. Sama dla siebie rzadko tam robiłam zakupy, jakoś mało co mi pasowało. Ale serię ciążową mają bardzo sensowną (rewelacyjne dżinsy, za 100 zł chyba - zgrabne, wygodne i prawdopodobnie przechodzę w nich do końca ciąży). A seria niemowlęca - cudo. Tylko te ceny... Poluje na przeceny, bo spodenki za 70zł... no kupiłam, bo się powstrzymać nie mogłam, ale z wyrzutami sumienia :-) Na fajne przeceny (bardzo fajne!) trafiłam też w C&A - zobaczymy jak będzie z jakością, ale wyglądają na porządne. Bawełna, przyjemna w dotyku, bez naszywanek i prasowanek - którym sama nie znoszę i nie chcę fundować mojemu dziecku.

Brakuje jeszcze łóżeczka - ale w zasadzie mamy już wybrane, tylko zamówić trzeba. Też były dylematy, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na takie dostawiane do naszego łóżka, malutkie (90X40cm). Po pół roku kupimy większe, już osobne. Na początku chcę go mieć przy sobie, na wyciągnięcie ręki/cycka :-) Niestety w kwestii tych dostawnych to wyboru nie było - znalazłam dwa. Chicco za 700 zł wyglądające jak turystyczne i Klupś Piccolo za 250. Wygrał Klupś.

Wczoraj przyszło zamówienie z apteki internetowej. Komplet kosmetyków dla małego na początek, pieluchy, majtki jednorazowe dla mnie, podkłady poporodowe, wkładki laktatycyje i laktator. I maść na brodawki. W wyprawce kierowałam się radami poleconej mi przez Zelmę (dzięki Ci, o wielka :-) !) Sroki. Dlatego mam tylko:
- maść Linomag
- Linomag Krem
- Krem Hipp z cynkiem na odparzenia
- płyn do kąpieli Hipp
- olejek migdałowy na ciemieniuchę

Z olejkiem też się dałam trochę nabrać, bo miał napisane "na ciemieniuchę" i był z atomizerem. Zwykły migdałowy pewnie kosztowałby połowę taniej. No trudno. Mam "specjalny" ;-)

Pudrów nie zamierzam używać. Wierzę w mąką ziemniaczaną! Smarować oliwką (szczególnie tymi sztucznymi, parafinowymi, zrobionymi z ropy naftowej czy innego asfaltu - tak, takie rzeczy są w wielu kosmetykach "dla dzieci") mojego dziecka również nie zamierzam. Sama nie znoszę być tłusta, źle na mnie nawet balsam do ciała działa. Nie do końca ogarnęłam czym różni się krem linomag od maści i po co mi ta maść... No ale kupiłam.
A co do pieluch... Echh, no jestem jednak konsument ("Tak im zależy, byś ty był konsument /Nie myślał, działał jak instrument"). No bo słyszałam, czytałam, rozmawiałam, że bardzo fajne są pieluchy z Rossmana i z Biedronki. No ale... Pampersy mają napisane Premium Care. I są drogie. A jak coś jest premium i jest drogie to konsument uważa, że jest lepsze, najlepsze. No więc nakupował konsument pieluch za 100 zł... (naiwnie sobie tłumacząc, że to przecież wystarczy na miesiąc...Ta..gdyby miesiące trwały tydzień...) z poczuciem i zadowoleniem z siebie, że tyłek jego dziecka będzie najlepiej zaopatrzony i w ogóle będzie premium ;-) No nic, zobaczymy - w sumie miałam plan, żeby przetestować różne i wybrać. Dada też kupię.
Z konsumenckich wpadek to jeszcze zaliczyłam 100 szt ampułek roztworu soli fizjologicznej. Mam nadzieję, że to cholerstwo tak szybko się nie przeterminuje, bo inaczej chyba to będziemy pić:-) Bo przy zamawianiu jakoś nie zauważyłam, że tego tak dużo.

Wielorazowe pieluszki, ręczniczki, kocyki, śpiworki (fajne w Smyku, ale internetowym, za 30zł znalazłam) mam.

Nie mam:
- rożka
- wanienki
- termometru
- przewijaka (ale z tym jest problem, bo nie bardzo jest gdzie go postawić, więc może nie będzie wcale).

Nie bardzo wiem też co do wózka? W co się takie dziecko tam wkłada? Śpiwór jakiś specjalny? (ten w smyku to kupiłam taki do łóżeczka). Kombinezon? Ale jaki duży kupić...? Jeden mam od koleżanki, ale chyba warto mieć ze dwa...To muszę jeszcze rozstrzygnąć sobie.

No i chyba po sprawie. A bałam się, że za późno się za to zabrałam...

We wtorek wizyta. A piątek jedziemy na konferencję. Trochę się obawiam drogi, bo trzy godziny na siedząco, to już dla mnie wyzwanie. Plus dwa dni na siedząco w sali konferencyjnej. No ale gość zacny (i stary, drugi raz do PL raczej już nie przyleci), więc mam nadzieję, że wszystko dobrze będzie do tego czasu i że spokojnie dam radę.

Apropos rady i Krakowa. Tak sobie pomyślałam, że ciąża już mocno zaawansowana, więc może dobrze by było w razie czego obczaić jakiś szpital/izbę przyjęć krakowską sensowną... Bo w naszym mieście są takie, na których wiadomo że czeka się 4h i jeszcze Cię na dzień dobry opieprzą, że przyszłaś - bez względu na powód i powagę sytuacji. Nie to, żebym planowała w innym mieście rodzić, ale jakby coś się nie daj Boże działo, to żeby wiedzieć gdzie się udać, a gdzie unikać. Zapytam jeszcze na forum ogólnym, ale może ktoś coś się orientuje? Będę wdzięczna za info.

Ufff, ale nabazgrałam :-)




13 komentarzy (pokaż)
UTWÓRZ KONTO

Twoje dane są u nas bezpieczne. Nigdy nie udostępnimy nikomu Twojego adresu e-mail ani bez Twojego pozwolenia nie będziemy wysyłać do Ciebie wiadomości. My również nie lubimy spamu!

Twój adres e-mail: 
OK Anuluj
Dziękujemy za dołączenie do BellyBestFriend!

Wysłaliśmy do Ciebie wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Aby aktywować konto przejdź do swojej poczty email , a następnie kliknij na link aktywacyjny, który do Ciebie wysłaliśmy.

Jeśli nie widzisz naszej wiadomości, zajrzyj proszę do folderu Spam.

OK (15)