BellyBestFriend
Dodaj do ulubionych

Pamietniki / Tytuł: Projekt "Zuzek" - realizacji etap kolejny - czyli po drugiej stronie brzucha :) :) :)

Autor:
22 października 2015, 22:53

No i po wizycie.
No cóż, wracam ze skierowaniem do szpitala na rozwiązanie ciąży :/

Doktorek stwierdził, że dzidziuś mało przybiera na wadze, a w dodatku dalej ubywa wód płodowych i nie podobają mu się przepływy w pępowinie :( Są równo w dolnej granicy normy.

W taki to oto sposób jedziemy jutro rano i zobaczymy co się będzie działo dalej.
Podejrzewam, że zbadają nas i po prostu poślą do domu.

2 komentarze (pokaż)
25 października 2015, 19:21

Ponieważ Amelcia przebywa obecnie poza zasięgiem wifi więc w jej imieniu informuję, że dziś urodziła Kacperka - 2430g 10 pktów Apgar

Szczęsliwy tata


Wiadomość wyedytowana przez autora 25 października 2015, 19:22

9 komentarzy (pokaż)
30 października 2015, 20:15

Ciąża zakończona 30 października 2015

0 komentarzy (pokaż)
30 października 2015, 20:29

A oto Nasze Małe Szczęście:

3b37e0c559a18965med.jpg

5 komentarzy (pokaż)
5 listopada 2015, 12:45

Dzisiaj trochę uzupełnień w naszej historii :)

Szpital i poród

Jak pisałam wcześniej, gines dał mi skierowanie do szpitala w związku z nieprawidłowościami pomiędzy przepływem pępowinowym a mózgowym.

Dzwoniłam zaraz do lekarza który miał mi robić cc w prywatnym szpitalu, ale kazał nam zgłosić się do państwowego, bo tam mają bardzo dobrą opiekę nad noworodkami. On się po prostu bał, że jest zbyt wcześnie (36t6d) a dziecko jest małe więc i tak pojechałoby pewno do wojewódzkiego. Po prostu nie są w stanie zapewnić doskonałej opieki maleństwom.

W ten oto sposób trafiłam dokładnie tam, gdzie nie chciałam trafić - czyli do szpitala wojewódzkiego :/

Zatem na drugi dzień - w piątek, pełni strachu w gaciach pojechaliśmy do szpitala.
Przyjęto mnie koło południa, ale jakoś nikt tak na prawdę nie wiedział, co ma za mną zrobić :/
Każdy lekarz się pytał z czym przychodzę, a jak im zaczynałam tłumaczyć, to i tak dalej nie wiedzieli co tak na prawdę si e dzieje. Zatem miałam codziennie robione USG, patrzyli na te przepływy i jakoś nie umieli stwierdzić, czy jest ok, czy też nie jest ok.
Wreszcie doszli do wniosku, że lekarz kierujący panikuje i nic się takiego nie dzieje. I tak mijał dzień za dniem, codzienne badanie za każdym razem przez kogoś innego i do tego kilka razy dziennie KTG.
I tak się kręciło do niedzieli, kiedy to przed południem, najspokojniej w świecie poszłam sobie do toalety, a tu niespodzianka. Wraz z panem kupą pojawiło się bardzo obfite krwawienie.
No cóż, zapakowałam się jakoś i dawaj do dyżurki pielęgniarek z informacja o krwawieniu.

Od razu przyszła lekarka, zbadała mnie i natychmiastowo skierowała na porodówkę. Zdążyłam zabrać ze sobą tylko ręcznik i koszulę.
Akcja była natychmiastowa, postawiliśmy na nogi całą porodówkę ;)
Jednocześnie miałam usg, ktg, badanie ginekologiczne, mycie, golenie, wywiad z lekarzem, wywiad z anestezjologiem, wbijano mi straszne ilości wenflonów, pobierano krew, dawano kroplówkę i masę, masę różnych innych rzeczy się ze mną działo.
Natychmiast trafiłam na salę operacyjną, gdzie do samego końca byłam przytomna. Pamiętam jak wszyscy biegali w popłochu, co chwilkę przed oczyma miałam inną twarz w maseczce, która informowała mnie co teraz robią.
Muszę przyznać, że przynajmniej ja nie panikowałam i do końca zachowałam tzw zimną krew <dumna>
Okazało się jeszcze, że straciłam bardzo dużo krwi i musieli mi zrobić dwie transfuzje. Ale przeżycia :O Najważniejsze, że dziecku nic się nie stało.

Po raz pierwszy w życiu dostałam znieczulenie dotchawiczne - nie polecam - bardzo nieprzyjemne uczucie - po prostu kobieta ściskała tchawicę dusząc mnie przez cały czas trwania porodu. Masakra trochę, ale bezpieczniejsze dla dziecka niż znieczulenie dożylne, a na takie do kręgosłupa to nie było czasu.

No i najważniejsze - okazało się, że trzeba natychmiast ciąć, bo z prawej strony odkleiło się łożysko.

I tak w przeciągu kilku minut od momentu pojawienia się krwawienia, na świat przyszedł nasz kochany syneczek :)

Aż strach pomyśleć, co by było gdybym jednak nie była w szpitalu...
Mój gines prywates to miał jednak nosa z tym skierowaniem do szpitala. Chwała mu za to

Ogólnie to sam poród wspominam ok, po też było ok, nie bolało tak bardzo. Właściwie, to cały czas miałam kroplówki. Ale po dwóch dniach już nie chciałam i nie było jakoś strasznie boleśnie.
Najgorsze było wdrapywanie się i schodzenie z tych wysokich szpitalnych łóżek. No i trochę bieda na początku z wyprostowaniem się, nie mówiąc już o jakimkolwiek kichaniu, czy kaszleniu ;)

Pierwszą noc Kacperka, jak to się mówi: oddałam w depozyt pielęgniarkom. Co ja bym z Nim biednym zrobiła, kiedy sama nie mogłam się ruszać. Biedactwo płakałoby całą noc.

Rano Go dostałam i od tej pory staram się nie wypuszczać ;)

Trochę masakra była z karmieniem, bo ciało po cc nie przystosowane do karmienia, a jednocześnie nakazują karmić piersią. Była nawet pani laktatorka, ale tylko mnie rozzłościła swoją gadką. Nie dała sobie powiedzieć, że po cc ja nie mam jeszcze pokarmu, po znieczuleniu dziecko jest jednak ospałe, tylko recytowała te swoje formułki. Nie dało się małego przystawić, no nie dało.
Jak się okazało, dzidziuś jest z serii tych, co muszą mieć papu tu, teraz i natychmiast :D a ja puste cyce :( Wreszcie w nocy zgramoliłam się ze swego łoża i poprosiłam położną o pokarm w butelce. Baaardzo niechętnie, ale wreszcie mi dała.
Skończyło się na tym, że mąż kupił w aptece mleko dla noworodków i dokarmiali w szpitalu. Inaczej to dziecko chyba by się zagłodziło.

Po trzech dniach od porodu, waga Młodego wreszcie ruszyła w górę i spokojnie nas wypisali.
Młody z racji niskiej wagi urodzeniowej załapał się na jakieś lepsze szczepionki, do tego jeszcze obejmują Go bezpłatne szczepienia na pneumokoki.

Jeszcze tylko jednym słowem o personelu - MASAKRA
Zarówno na patologii, jak i na noworodkach pielęgniarki są OKROPNE. Człowiek dla nich to zło, najlepiej jakby nikt od nich nic nie chciał, dzieci się nie rodziły, a kobiety leczyły swe ciążowe patologie w domu. Bez siekiery nie podchodź.
Zapytasz o coś, to cię zjadą, że nie wiesz, nie zapytasz to też ochrzan. Nic nie powiedzą, nic nie przekażą sobie nawzajem. Na prawdę sądziłam, że opinie o personelu w wojewódzkim są przesadzone, ale nie. Odradzam, jak tylko będzie taka możliwość to tam się nigdy już nie pokażę.


Pierwszy tydzień razem w domu

No tak... uczymy się siebie nawzajem.
Moja laktacja ju z jakoś się rozbujała, ale Młody wybredny i po co się ma męczyć - woli z butelki :)
Walczymy, walczymy, przystawiamy, mleka upuszczamy no i dokarmiany.

Już wiem, kiedy płacze bo jest głodny, kiedy bo pan pieluch pełny.
Ogólnie to jest baaaaardzo grzeczne dziecko. Płacze tylko w dwóch powyższych przypadkach, a tak to jest na prawdę grzeczny.

Nie ma problemu z kąpielą, z jazdą samochodem, ze spaniem samemu w łóżeczku, ze spacarkami.
Byliśmy już na pierwszej wizycie kontrolnej - i też nie płakał. Pani doktor pobadała, pooglądała i stwierdziła, że jest jak najbardziej wszystko ok. W grudniu mamy zrobić badania krwi i moczu oraz usg kontrolne głowy.
Młody już przybrał sporo na wadze, bo ma już 2460g - przy wypisie miał 2295g
Widać już nawet po paluszkach, że się ładnie wypełniły i nie wisi mu skra na rękach.

Dobrze, bo trochę się obwiałam, jak ja właściwie sobie dam radę, przecież nic nie wiem na temat opieki nad maluszkami, nie mam żadnego doświadczenia. Wiem tylko tyle, co przeczytałam w książkach, internecie. Ale jakoś nam wspólnie idzie.

Mąż ma bardzo dużo pomaga, jak tylko może. Bez Niego chyba bym się załamała psychicznie, nie podołałabym. A tak wspólnymi siłami jakoś dajemy radę i jak tylko możemy, to pielęgnujemy to nasze maleństwo.

We wtorek była u nas położna i tak trochę podniosła mnie na duchu, że wszystko jest ok. Nie miała zastrzeżeń co do stanu maluszka. Ucieszyło mnie to. Pani doktor też nic nie mówiła. Zatem chyba jednak jest ok :)

Tak sobie myślałam, że skoro w różnych, nazwijmy patologicznych, rodzinach ludzie sobie jakoś radzą i w jakiś jednak sposób wychowują te dzieci, to dlaczego ja nie dałabym rady.
Z tym nastawieniem, po dwóch dniach popłakiwania, ruszyłam w wir opieki nad maluszkiem :)
Przecież nie może być inaczej, jak tylko dobrze, prawda?????

Wczoraj wyruszyliśmy już na pierwszy spacer. Pogoda ładna, świeciło słonko, szkoda tylko, że droga taka wyboista, że Młody podskakiwał w wózku jak ziarno przy młóceniu. Ale nie obudził się. Sen to On ma jak kamień - jak śpi, to nic Go nie rusza :)

Właśnie się wierci - spadam się Nim zająć :)


Wiadomość wyedytowana przez autora 5 listopada 2015, 15:14

1 komentarz (pokaż)
24 października 2017, 01:20

Kontynuacja pamiętnika w KidzFriend - zapraszamy

0 komentarzy (pokaż)
UTWÓRZ KONTO

Twoje dane są u nas bezpieczne. Nigdy nie udostępnimy nikomu Twojego adresu e-mail ani bez Twojego pozwolenia nie będziemy wysyłać do Ciebie wiadomości. My również nie lubimy spamu!

Twój adres e-mail: 
OK Anuluj
Dziękujemy za dołączenie do BellyBestFriend!

Wysłaliśmy do Ciebie wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Aby aktywować konto przejdź do swojej poczty email , a następnie kliknij na link aktywacyjny, który do Ciebie wysłaliśmy.

Jeśli nie widzisz naszej wiadomości, zajrzyj proszę do folderu Spam.

OK (15)