BellyBestFriend
Dodaj do ulubionych

Pamietniki / Tytuł: Nasz cud- Zuzanna! (historia od początku)

Autor: Kamila8k
Wstęp

14 września 2015, 12:20

Z racji tego, że popsułam poprzednią część pamiętnika. Jestem zdolna i wiem o tym. Napiszę ją raz jeszcze tutaj.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:21

Maj 2013 - listopad 2013 „Starania na tak zwanym luzie”

W maju 2013 postanowiliśmy z mężem odstawić wszelką antykoncepcję. Początkowo nie mieliśmy w planach się starać, a pozwolić mojemu organizmowi odpocząć od codziennych dawek tabletek antykoncepcyjnych. Jesteśmy niespełna rok po ślubie, więc nawet gdyby się udało zajść w ciążę- będziemy się cieszyć. Zakładam konto na e-npr.pl ponieważ przed braniem tabletek miałam bardzo nieregularne okresy. Okres potrafił trwać do 14 dni, a potem przerwy nawet do 80 dni. Jako nastolatka się nie zastanawiałam nad tym dlaczego tak jest. Mając 21 lat poznałam męża i od tego czasu stosowałam tabletki. Początkowo konto na e-npr.pl było kontem poglądowym, żeby sprawdzić co ile dni przychodzi @.
Pierwszy cykl po tabletkach zaczynam 8 czerwca 2013 kończy się 24 lipca, czyli po 24 dniach- nie jest źle. Jak na takie problemy z cyklami.
Kolejny cykl jest również zaskakujący, trwa 26 dni. Trzeci cykl po tabletkach trwa już 30 dni, a więc z każdym cyklem jest kilka dni więcej. Od cyklu zaczętego pod koniec września postanowiliśmy z mężem zagłębić temat naturalnego planowania rodziny. Z początku było trudno zrozumieć co jak i dlaczego. Ale z każdym kolejnym cyklem orientowałam się bardziej w tych całych wykresach. Z moich obserwacji wynikało, że cykle trwają około 30 dni, jednak skok temperatur, czyli owulacja występuje w okolicach17-20dc.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:22

Grudzień 2013 „Zaczynamy się zastanawiać jak to ugryźć”

Nadal obserwujemy cykl, ten jest dłuższy niż poprzednie. Trwał 38 dni, skok dopiero w 26 dniu. Im bardziej wnikliwie oglądałam wykresy różnych kobiet, tym bardziej moje odbiegały od tych prawidłowych. Najgorsze są święta, kiedy spotykasz się z rodziną i każdy życzy Ci dzieci, gromadki dzieci, szczęścia, miłości. Chociaż muszę przyznać, że na tym etapie moje emocje mają się jeszcze dobrze. Przyjmuję z godnością każde te życzenia, z uśmiechem na twarzy podchodzę do tego. Wierzę, że niedługo będzie tak jak chcemy. W sylwestrową noc jest tak samo, życzą Nam dzieci, powiększenia rodziny. Razem z mężem życzymy sobie tego, oby to był ostatni nasz sylwester spędzony we dwoje.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:22

Kwiecień 2014 „ Wiemy, że coś jest nie tak- w poszukiwaniu powodu dla którego się nie udaje..”

Z racji na prawie roczną obserwacje cyklu, dołączyliśmy do Naszych starań testy owulacyjne. Niestety w Naszym przypadku się nie sprawdzały, pokazywały się zbliżającą owulację, ale temperatura jej nie potwierdzała. Z każdym kolejnym rozpoczętym cyklem zaczynamy zastanawiać się co jest nie tak? Czemu się tyle czasu nie udaje. Postanowiliśmy dać sobie jeszcze jeden miesiąc na próbę i jeśli się nie uda idziemy do Kliniki Leczenia Niepłodności. Mąż z początku nie chciał, twierdził, że może nie trafiamy w dni płodne, jednak wiem i mam świadomość, że się starliśmy, próbowaliśmy. Ja jestem gotowa- moje emocje coraz bardziej mi dokuczają, każda @ powoduje płacz, smutek i chęć poddania się. Zastanawiam się dlaczego Nam się nie udaje. Jestem z rodziny wielodzietnej, mam 3 braci, moja mama ma 2 siostry, babcia miała sporo rodzeństwa, prababcia też- a my nie możemy mieć jednego dziecka?

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:22

Maj 2014 „Decyzja podjęta- idziemy do Kliniki Leczenia Niepłodności”

Po długich, wielogodzinnych rozmowach z mężem postanowiliśmy, że po tym cyklu idziemy do Kliniki. Jak się okazało cykl się bardzo przeciągnął, wydawał się bezowulacyjnym. Czekanie na @ było koszmarem. Nie wiadomo było kiedy przyjdzie i czy przyjdzie. Testy ciążowe wychodziły negatywnie. Nie było złudzeń. Po dłuższym oczekiwaniu na @, trafiam do swojego lekarza (doktora Pi.), który kieruje mnie na podstawowe badania. Progesteron, testosteron i inne. Te pokazują, ze mimo 23dc ani owulacja, ani @ nie zamierzają przyjść w najbliższym czasie. Dostaję skierowanie do Kliniki, mąż na badanie nasienia. Szukamy Kliniki, która ma dość dobre opinie, jest w dobrym miejscu- zależy Nam na doskonałym dojeździe z domu, czy z pracy. Trafiamy do Kliniki umiejscowionej w centrum stolicy.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:23

Czerwiec 2014 „ Wizyta w klinice, pierwsza stymulacja”
11 czerwca Nasza pierwsza wizyta u lekarza specjalisty. Lekarz robi na nas pozytywne wrażenie, jest lekko zakręcony, ale odpowiada na wszystkie moje i męża pytania. Badania męża rewelacja, na moje kręci lekarz nosem. Zaleca zrzucenie paru kilogramów przy mojej nadwadze. Tak wiem, że ją mam w sumie 35 kg nadwagi- ale grubsi ode mnie mają dzieci. Doktor P. bo tak będziemy go nazywać. Kieruje mnie na kolejne badania, takie bardziej specjalistyczne. Z racji na mój długi cykl dostaję Luteinę na wywołanie @. Mam ją brać 8 dni, potem odstawić i w ciągu 3 dni powinna się zjawić @. Mijają dni, a ona się nie pojawia. Czekamy cierpliwie, mija tydzień, nadal żądnych odczuć, bólu nic… Idziemy na kolejną wizytę w celu upewnienia się czy wszystko jest w porządku, czemu Luteina nie zadziałała? Jedyne co słyszymy od lekarza, to cierpliwie czekać, organizm się buntuje. Po 10 dniach przychodzi- możemy udać się na badania.
Robię wszystkie badania, które mi zlecono. Do pobrania mam 6 fiolek. Nie lubię pobierania krwi, nie tyle żebym się bała- po prostu nie lubię. Jak widać moje żyły też nie lubią pobierania krwi. Wchodzę do gabinetu zabiegowego o 7.00, w gabinecie młoda dziewczyna z plakietką UCZĘ SIĘ. Nie jestem z tych, co nie pozwalają uczyć się na sobie. Daje kobiecie szansę. Pierwsza próba wkłucia nic nie dała, dziewczyna próbuje w drugą rękę. Niestety nic! Widzę jej przerażenie w oczach, przeprasza i woła koleżankę. Przychodzi druga również młodziutka pielęgniarka, trzecie wkłucie nic. Tłumacze im, że ostatnio pobierano mi krew z ręki w sensie motylkiem, jak dziecku. Próbują i nic! Po kilku minutach, przepraszają mnie obie idą po trzecią- trzecia przychodzi starsza pani. I wiekowo i stażowo. Patrzy na cztery wkłucia. Dwa na prawej ręce, dwa na lewej. Twierdzi, że koleżanki się uczą. Próbuje w zgięciu ręki, obok tego pierwszego wkłucia- żyła jest! Krew nie leci! Ukłucie numer 6 w dziwnym miejscu bo po środku ręki i historia taka sama. Żeby nie patrzeć na to co się dzieje, zaglądam na zegarem a tam już 8.00. Starsza pielęgniarka mnie pyta czy zależy mi na pobraniu krwi. Nie, nie zależy mi zapłaciłam 400 zł i mogę poczekać, ale bez pobrania nie wyjdę. Dzwonią po pielęgniarkę oddziałową z góry z Kliniki, przychodzi ANIOŁ pani Kasia i pobiera mi krew za pierwszym razem ( w sumie moje 7 ukłucie) – Jestem szczęśliwa. Wychodzę z gabinetu, mówiąc, ze za godzinę muszę wrócić na kolejne pobranie po teście na glukozę. Babki oczy jak 5 zł. Twierdzą, że zawołają panią Kasię. Wychodzę z zabiegowego, cała oplastrowana – i widzę przerażone panie stojące w kolejce i mojego zestresowanego męża. Po godzinie wracam na kontrolne badania, jedno wkłucie mojego ANIOŁA i się udało! Wracam do domu, zmęczona, pokłuta…
28 czerwca przychodzi @- myślimy z mężem idealnie, zaczęły się wakacje mogę być na każdą godzinę w Klinice. Pierwsza stymulacja Aromekiem, mam go brać miedzy 4 a 9 dniem cyklu, po dwie tabletki jedną rano, drugą wieczorem. W 12 dc kontrola, jak wyglądają pęcherzyki. Z racji na super wyniki mojego męża, podejrzenie padło na brak owulacji u mnie i stąd długie, dziwne cykle. Idę na wizytę. Pęcherzyk jest, ładny- podobno, nie dowiedziałam się jakiej jest wielkości, ani nie dowiedziałam się ile mm ma endometrium. Plan działania jest taki. Kolejnego dnia mam zgłosić się do Kliniki i wziąć zastrzyk Choragon (domięśniowo)i jak to powiedział lekarz z kliniki starać się ile sił. W 17 dc mam przyjść na kontrolę czy po zastrzyku pęcherzyk pękł. Jak się okazuje pękł. Teraz trzeba czekać na @ albo na II kreski na teście. Obserwując cykl widzę, ze temperatura rośnie ku górze, ciągle trzyma się na wysokim poziomie. 15 dni po owulacji, test wychodzi negatywny, więc tracę nadzieję. 16 dnia robię kolejny test i po kilku minutach pojawia się mała, maleńka kreseczka w obszarze ciążowym. Trzeba było się nieźle przyglądać żeby coś zobaczyć. Jedziemy z mężem na betę. Starania dość długie nauczyły Nas, ze testy mogą oszukiwać, więc beta HCG była najsensowniejszym i najwiarygodniejszym potwierdzeniem czy rzeczywiście się udało.
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/c8856d098c27.jpg http://naforum.zapodaj.net/thumbs/94f4f2929556.jpg

Po 90 minutach oczekiwań na wynik pokazują się ( w necie- bo dziś można wszystko sprawdzić w necie) WYNIK 59.7 co odpowiada 4 tygodniowi ciąży. Jesteśmy tacy szczęśliwi…. Za kilka dni Nasza 2 rocznica ślubu! Idealny prezent. Musimy zrezygnować z zaplanowanej opłaconej wycieczki do Turcji, ale mam pod sercem dziecko, na które czekaliśmy cały rok. Wycieczka odwołana! Jedziemy do teściów, odpocząć świętować rocznicę- we troje. Pochwaliliśmy się teściom, to tak ze szczęścia i tak żeby się nie martwili o to, że nagle z dnia na dzień odwołujemy wycieczkę.


Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2015, 12:33

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:24

Sierpień 2014 „ Nasze szczęście nie trwało długo”
2 sierpnia obchodzę swoje 27 urodziny, 4 sierpnia obchodzimy z mężem 2 rocznicę ślubu. 5 sierpnia wstaje rano do łazienki i widzę małe plamki krwi. Decyduje się jechać do lekarza. Moi teściowie mieszkają w małej miejscowości, ciężko tam o ginekologa na już. Wracamy do domu- duże miasto- więcej możliwości. Udaje mi się umówić do lekarza na dzisiejszy dzień, po badaniu dostaję Duphaston 3 razy dziennie po jednej tabletce i mam leżeć. Na kontrolę za 14 dni. Z racji tego, że kolejną wizytę w klinice miałam naznaczoną na 7 sierpnia, zdecydowałam się na nią iść. Czekam w kolejce, jest opóźnienie. Czekam i wiem, że każda minuta się liczy. Pacjentka przede mną, jest tyle czasu… Badanie, lekarz zleca wykonanie bety HCG. Beta 107, więc za mało jak na ten etap ciąży. Po badaniu ginekologicznym lekarz stwierdza poronienie samoistne. Komentując je tekstem, że jestem idealna, bo sama się oczyszczę. Nie pamiętam co mówił jeszcze, łzy napłynęły mi do oczu. Moje szczęście trwało tak krótko. Zapamiętałam, że mam przyjść w dniu @ żeby na nowo zacząć stymulację i starania.
9 sierpnia dostaje krwawienia, tak intensywnego, tak bolesnego, że nie wiem co się dzieje. Wylatują skrzepy ciemnej, czarnej krwi- wiem, że to Nasze dziecko, Nasz okruszek. Jedziemy w góry, żebym mogła się odprężyć, wyżyć, zapomnieć. Chociaż ciężko zapomnieć, kiedy czujesz jak właśnie „spływa z Ciebie twoje dziecko”- ten cud o który walczyłaś. Postanawiam się odchudzać. Chce pomóc własnemu szczęściu! Z racji na moje emocje, jestem nie do zniesienia, jestem niemiła, warczę na ludzi, odsuwam się od znajomych, którzy mają dzieci, unikam ich. Płaczę po nocach, każdego dnia płaczę. W dniu w którym dowiedziałam się, że mój CUD właśnie przestał trwać, dostaję MMSa od koleżanki, że urodziła córkę- to cios w samo serce. Życzę im szczęścia, ale nie potrafię się cieszyć. Jest mi strasznie ciężko. Wizyta w górach, ciągłe łażenie, brak możliwości myślenia, wcale nie pomagają. Nie zapominam, tego się nie zapomina.
13 sierpnia zjawiam się w Klinice, znowu plan na stymulacje, zastrzyk i naturalne starania. Odchudzam się! Biorę leki- naczytałam się w necie, że każda stymulacja powoduje tycie. Nie chce przytyć. Biorę dupę w troki. Walczę! Chce być matką- dobrym rodzicem. Jak poprzednio do stymulacji wykorzystał lekarz Aromek, biorę go 2 razy dziennie po 1 tabletce. Kontrola w 12 dc, niestety kiepsko reaguje na stymulację, pęcherzyk malutki, endometrium słabiutkie i jak się okazało w mojej krwi nadal jest wykrywalna beta HCG na poziomie 60.7 – tak, mój organizm jest nadal w ciąży, której nie ma! 17 dnia cyklu idę na kontrolę, ale dzień przed miałam wykonać badanie beta HCG, żeby zobaczyć jak spada. Niech to szlag! Nie spada a rośnie- dziś jest na poziomie 67- czy to jakiś żart? Czy krzywa zemsta mojego organizmu?! Idę na kontrolę- jak zbity pies- nie wiem czego mam się spodziewać. Pęcherzyk urósł i jest gotowy do pęknięcia, jedynie co zastanawia lekarza fakt czemu beta HCG- rośnie a nie spada?! 26 dc dostaje bólu i plamienia. Ból jest taki jak przy poronieniu, boli straszliwie- nic nie pomaga. Plamienie się rozkręca, ból nadal dokucza. Lekarz każe czekać na żywą czerwoną krew, wtedy zacznie się @. W 31 dc temperatura skacze w górę jak szalona, zgłaszam się do lekarza. Diagnoza torbiel na jajniku 56 mm, mam czekać aż się wchłonie. Jak się okazało pęchezryk wcale nie pękł tylko nadal rośnie, ma dziś 26 mm. Lekarz określa mnie jako kobietę złą, bo nie mogę wyrzucić z siebie HCG. Jak to powiedział, uczciwe kobiety tak nie robią. Wierzę mu, że będzie dobrze, udało się raz uda się i drugi raz. Po kilku dniach lekarz zleca beta HCG, która nadal jest na poziomie i wcale nie chce spadać, wynik z dziś 42.6 więc nadal za dużo!


Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2015, 12:33

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:25

Wrzesień 2014 „12 kilo mniej”
Mam robić co kilka dni beta HCG, żeby monitorować jak spada. Podobno przez to, ze nie spada nie mogę zajść w ciążę i zrobiła mi się torbiel. Badam betę, która spada bardzo wolno! Jak dla mnie i lekarza za wolno. Idę na konsultacje u innego ginekologa i przeżywam szok! Lekarz myli mój jajnik z torbielą i wysyła mnie na badania do szpitala z podejrzeniem ciąży pozamacicznej i wielotorbielowatość. Zła i sfrustrowana dzwonie do kliniki, gdzie informują mnie, że mój lekarz prowadzący nie ma miejsc. Tłumaczę ze łzami w oczach, że jest taka a nie inna sytuacja, że potrzebuje konsultacji zanim pojadę do szpitala. Znajdują mi miejsce w sobotę 13 września u innego lekarza. Sobota punkt 9.00 czekam pod gabinetem, 9.30 nadal czekam o 10 pytam co się dzieje. Jak się okazało, lekarz nie przyszedł do pracy. Więc przyjmie mnie inny lekarz- UWAGA! Mój prowadzący- jednak się miejsce znalazło. To była najgorsza Nasza wizyta u doktora P., był ewidentnie zły, że musiał mnie przyjąć. Zbadał mnie, wytłumaczył, że poprzedni lekarz źle ocenił i zamiast jajnika wpisał, że to torbiel. OK. zaufałam… Dodatkowo zleca ostatnie badanie beta HCG. Jeżeli będzie powyżej 10- muszę udać się na wyłyżeczkowanie, jeśli poniżej 10 znaczy się jest dobrze. Umawiam się z nim ta telefon, jak będą wyniki- dowiem się wtedy co dalej. Usłyszałam, ze jestem chińskim pacjentem- nigdy nie wiadomo co ze mną będzie. Mam wszystkie skutki uboczne opisane w lekach i reaguje nie tak jak trzeba. Po 16.00 dzwoni lekarz. Mówiąc, że jestem uparta –strasznie uparta! Beta HCG 10! Co robimy? Czekamy aż spanie do zera. Zaczął się rok szkolny, więc coraz gorzej z moim czasem. Coraz gorzej jest mi trafić na dobra godzinę u lekarza. Jestem nauczycielem w publicznej szkole, nie mogę wyjść wcześniej, spóźnić się do pracy. I z tego powodu mam problem z umówieniem się na wizytę. Wiem, że doktor P. zajmuje się teraz rządowym in vitro, przez co ma dużo pacjentek.
14 września dostaję okresu. Takiego prawdziwego. Nie musze pisać, jak wyglądają moje emocje? Są w strzępkach.
Z racji na poprzednie torbiele, w tym cyklu lekarz nakazuje odpuścić stymulację, dać się zregenerować ciału. Chudnę! W dalszym ciągu zawzięcie chudnę. Bez stymulacji mój cykl może trwać i trwać, dlatego dostaję Luteinę na wywołanie @. Mam dość! Moje życie trwa od @ do @. Wiem, że moje emocje rozpadają się jak stłuczone lutro na miliony kawałków. Nie mam siły na nic.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:25

Październik 2014
W dniu okresu, lekarz stwierdza, że trzeba zmniejszyć dawkę stymulacji. Przyjmuję Aromek w dawce jednej tabletki przez 5 dni. W 16 dniu cyklu, robię sobie sama 3 zastrzyki, dwa Gonapptyle i jeden z Ovitrelle. Czemu taka mieszanka? Szczerze powiedziawszy nie wiem.. Kolejny cykl na straty @ przyszła… a ja zalewam się łzami. Z racji na to, że nie mogę dostać się do doktora P. z dnia na dzień, terminy wizyt są odległe. A on sam każe mi przychodzić miedzy 1 a 3 dc. Wszystko fajnie, tylko u mnie ciężko określić kiedy to będzie. Decydujemy się na zmianę lekarza. Doktor N- na niego pada. Pozostaliśmy w Klinice z racji na lokalizacje, chociaż nie powiem, że zastanawialiśmy się nad zmianą Kliniki.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:25

Listopad 2014 „19, 6 kilo mniej”
Idziemy na wizytę do nowego lekarza. Ten po obejrzeniu całej historii, jest zdzwiony, że przy tak wolno spadającym HCG nie zlecono na HSG (drożności jajowodów). Nie zaczniemy stymulacji, dopóki nie sprawdzimy czy jajowody są drożne.
Pamiętam ten stres przed badaniem. Szłam na nie jak na szpilkach, nogi jak z waty. Szybko po pracy- bo przecież nie mogłam wyjść wcześniej. Zgodnie z zaleceniami lekarza nie czytałam w necie co i jak, ale strach przed nieznanym mi badaniem był. Serce biło jak oszalałe, mąż cały w stresie. Wiedzieliśmy, że od tego badania wiele zależy. Nie bolało, jak opowiadały moje koleżanki. To było najdłuższe 10 minut z Naszego życia. Po badaniu okazało się, że jajowody drożne, podchodzimy do stymulacji i dalszych starań. Ten cykl odpuszczamy.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:26

Grudzień 2014 20 kg mniej
20 grudnia wizyta u lekarza. Zmieniamy lek do stymulacji będę brać Clostibegyt. Standardowa procedura na początku lek, potem zastrzyk, kontrola itp. Zastrzyk wykonuje w sylwestra o 22, Choragon jak poprzednio. Myślę, że z każdym zastrzykiem nabieram wprawy, mniej się boję. Sprawdzamy czy pękły pęcherzyki, pękły! Biorę Luteinę na wydłużenie 2 fazy cyklu. Mam brać ją 10 dni i w ostatnim dniu brania wykonać betę HCG. 8 dnia brania Luteiny przychodzi @. Lekarz delikatnie zdzwoniony, że mimo takiej dawki progesteronu i tak się zjawiła. Ale przecież poprzedni lekarz powiedział, że jestem chińskim pacjentem, po którym nie wiadomo czego się spodziewać.
W ciężkich chwilach bardzo pomagają mi obcy ludzie, tacy którzy osobiście Nas nie znają, ale wiedzą, że straciłam ciąże. Za to im dziękuję, bo wiem, że w każdej chwili mogłam na nich liczyć. I nikt z tych szczerze, dobrze Nam życzących nie kazał nam się wyluzować i zapomnieć o staraniach. Bo ponoć się wtedy zaskakuje. Ja po tym całym czasie mam swoje zdanie. Im bardziej pragniesz, im bardziej chcesz- tym ciężko to osiągnąć.
Jeżeli chcesz Boga rozśmieszyć do łez, powiedz mu o swoich planach i marzeniach. Bóg się śmieje z naszego planowania życia z naszych pomysłów, projektów na życie....
Usłyszałam od znajomej, że Bóg ma plan na każdego. Widocznie w jego planach nie ma dla Nas, dla mnie dzieci- teraz albo wcale. Nie zgadzam się z tym, bardzo mnie to zabolało. Jest tyle osób, które mają dzieci, choć ich mieć nie powinny. Tak więc wygląda boże dzielenie? Nie do końca w to wierzę. Każdego dnia odmawiam Nowennę Pompejańską, może wyproszę ten mały cud.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:26

Styczeń 2015
Odpuszczam mierzenie temperatury- tak obraziłam się na npr, dalej stymulują mnie CLO. Znowu zastrzyk na pękniecie, znowu luteina. Tym razem moja @ łaskawa, nie przychodzi w trakcie brania Luteiny. Robię betę jak kazano, beta negatywna odstawiam leki. Przychodzi płacz, smutek, żal rozpacz, i ta cholerna @.
Z racji na dobrą reakcje na CLO, miewałam po 3-4 pęcherzyki doktor N. zleca wykonanie badania AMH (rezerwy jajnikowej). Wypadam poniżej normy. Moje AMH 0.88 (poprzednio i tak była poniżej poziomu 1.2 przy normie do 1.33), decydujemy z mężem o podejściu do Inseminacji. Nasza niepłodność zwana niepłodnością idiopatyczną, czyli niewiadomego pochodzenia. To chyba jedna z trudniejszych decyzji jakie musi podjąć małżeństwo ( nie mówiąc o tej najtrudniejszej jakiej jest decyzja o ivf). Mąż z początku bardzo sceptycznie nastawiony na takie działanie, nie chciał do tego podchodzić. Co więc go przekonało? Moje łzy, Nasze długie, wielokrotne rozmowy, ale myślę, że patrzenie jak uchodzi ze mnie radość, szczęście i oczywiście szybko spadające AMH. Rozmawiając z doktorem N. podjęliśmy decyzję o tym, ze w tym cyklu podchodzimy do IUI. Wykonaliśmy serię badań potrzebnych do podejścia do inseminacji, naczytaliśmy się w necie, w książkach, broszurach o tej całej inseminacji. Tak podchodzimy do niej.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:26

20 luty – 1 inseminacja
Standardowa procedura- CLO, zastrzyk i IUI a potem Luteina. Zastrzyk o 5 rano, IUI po 36 godzinach. Tak musiałam wziąć dzień bezpłatnego urlopu, bo inaczej się nie dało. Pierwszą IUI miałam u innego lekarza, mój na nieszczęście miał wolne tego dnia. Podobno pierwszy raz od 3 lat. Poszłam na IUI jak na skazanie, naczytałam się w necie różnych rzeczy. Doktor na którego trafiłam nie miał miłych i pozytywnych opinii pacjentek, myślę, że to pogłębiało mój lęk. Nie bolało, 5 minut i po sprawie. Pan doktor rzeczywiście był mrukiem, nie mówił sam z siebie za wiele. Musiałam zadawać pytania: dotyczące endometrium, pęcherzyków- odpowiedzi były zdawkowe, ale konkretne. O ile zdawkowa odpowiedź może być konkretna. Schodząc z fotela miałam przeczucie, że się nie udało. Tak od środka, od siebie. Po inseminacji miałam się zgłosić na kontrolę następnego dnia, w celu sprawdzenia czy pęcherzyki popękały. Tak się złożyło, że umówiłam się do doktora P. (tak to mój pierwszy lekarz z Kliniki- niestety nie było miejsca do żadnego innego), który jak się okazało mnie pamiętał, powiedział, że ładnie schudłam Jak usłyszał ile- złapał się za głowę. Pęcherzyki pękły. Biorę Luteinę i czekam – jak to powiedział lekarz na CUD. Ten lekarz ma zasadę, że każe brać Luteinę 10 dni, odstawić i czekać na cud. Mój lekarz, czyli dr. N., natomiast pod żadnym pozorem nie każe odstawiać Luteiny, chyba, że po pozytywnym teście. Zrobiłam jak mawiał mój lekarz. Najpierw beta, potem odstawienie Luteiny. Co zaskakuje W 10 dniu po Inseminacji moja beta nie wynosiła 0.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:27

19 marca- 2 inseminacja.
2 inseminację na cyklu stymulowanym w taki sam sposób jak pierwszy wykonał mój lekarz. Tak walczyłam o to, żeby to on ją wykonywał. Efekt był taki. Bolało, strasznie bolało. Czułam jak lekarz się męczy- tak męczy się, żeby dobrze wykonać inseminację. W dzień inseminacji na lewym jajniku są dwa pęcherzyki po 24 mm ( duże jak na mnie). Następnego dnia jadę na kontrolę po IUI, pęcherzyków brak- więc popękały. Teraz bierzemy Luteinę do 1 kwietnia. I standardowo 1 kwietnia robimy test beta HCG. Nie musze pisać, że przed każdą @ miałam wszystkie objawy ciążowe, bolesność piersi, powiększone piersi itp.
1 kwietnia- data, którą znienawidziłam najbardziej jak się da. W dniu dzisiejszym urodziłoby się dziecko, które poroniłam. Dodatkowo Nasza 2 inseminacja się nie udała i w tym dniu dostałam okresu. Jeśli chodzi o moje emocje, cóż mogę napisać. Jestem wrakiem człowieka. Wypiłam wino, dobre na smutki, dobre na wszystko. Zamykam oczy, chce zasnąć i nigdy się nie obudzić.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:27

Kwiecień 2015 w sumie schudłam 37 kg
Niby powód do dumy, tylko jak się cieszyć- skoro schudłam tyle, a mój cel jest tak strasznie daleko.
15 kwietnia – 3 inseminacja
Postanowiliśmy podejść do 3 inseminacji, myślimy o in vitro. Jest Nam coraz ciężej o tym rozmawiać. Cykl z 3 inseminacją zaczął się tego nieszczęsnego 1 kwietnia, potem CLO, potem Pregnyl i znowu IUI. Moje życie w ostatnich miesiącach wygląda tak: okres, leki, kontrola, zastrzyk, inseminacja, kontrola, Luteina i od początku… 3 inseminacja była na pękniętym pęcherzyku. Nie powiem, że nie bolała! Bo bolała. W takcie jej wykonywania dwa razy przerwano lekarzowi… najpierw pielęgniarka przyszła o coś zapytać, po niej przyszedł inny lekarz na konsultację. Ja tam leże, widzę irytację mojego prowadzącego, że ktoś mu znowu przeszkadza. Jak po 2 i po tej leciała mi krew. Wychodząc z gabinetu, ustaliłam z mężem , że zbieram wszystkie papiery potrzebne do ivf rządowego. Z racji tego, że chodziłam do kilku lekarzy musiałam pojeździć po gabinetach i pozbierać te papiery. Zaczęłam w tym cyklu mierzyć temperaturę tak z ciekawości. Zajęłam się organizowaniem wycieczki dla moich uczniów, zbieraniem i czytaniem papierów z procedurami do rządowego in vitro. Dzwonie do Kliniki umawiam się na 28 kwietnia na rozmowę kwalifikacyjną do rządowego in vitro. Decyzję podjęliśmy, że jeśli nie uda nam się zakwalifikować do rządowego in vitro. Podchodzimy komercyjnie!

24 kwietnia, wracam z pracy, zmęczona przytłoczona codziennością, wiem, że lada moment na horyzoncie pojawi się @. Mam dziś wielką ochotę na wino, na to wino dobre na smutki, na żale. Mąż zabrania- patrząc na mnie, twierdzi, że dopóki test nie pokaże jednej kreski wina nie będzie. Idę do łazienki, sikam od niechcenia na test, jest 16.00 z moczu z całego dnia na pewno nic nie wyjdzie. Odkładam test i wychodzę z łazienki, po 3 minutach wracam a tam druga maleńka ledwo widoczna kreska. Postanawiam nie pić wina, a w sobotę rano jechać na betę HCG- bo przecież ta druga kreseczka może być pozostałością po zastrzyku. ( Utrzymuje się on we krwi i ciele 10 dni, a ja test zrobiła 9 dni po zastrzyku).
25 kwietnia- z samego rana pędzę do łazienki, robię test. Kreseczki są dwie, ta druga mocniejsza niż wczoraj. Budzę męża, jest sobota rano- jedziemy do Kliniki na badanie beta HCG. Po 90 minutach na portalu online pojawia się wynik 42.6 – oznacza, że jestem w ciąży. I ja zamiast się cieszyć, boję się jeszcze bardziej niż ostatnio. Tym razem boję się, że znowu się nie uda. Idę na panieński koleżanki z pracy, nie pijąc alkoholu wzbudzam zainteresowanie wśród moich koleżanek, podejrzewają ale nie pytają.
26 kwietnia- normlanie termin @, wiem- naczytałam się w necie, że są ciąże biochemiczne, więc może dziś przyjść @, robię test z rana. Druga kreska mocniejsza niż ostatnio. Nadal nie wierzę w to co widzę! Jeszcze bardziej się martwię.
27 kwietnia- Nie chcąc popełnić poprzedniego błędu, umawiamy się z mężem, że pochwalimy się tą wiadomością dopiero po 12 tc. A dziś szybciutko przed pracą na powtórne beta HCG- wynik 134.5 rośnie!
29 kwietnia- dzień przed weselem koleżanki, rano szybciutko na betę. Tak jestem panikarą, ale mój paniczny strach spowodowany jest utratą pierwszej ciąży. Beta przyrasta prawidłowo dziś wynosi 326.4
30 kwietnia- idę do lekarza z Kliniki- taki termin miałam wyznaczony, przeniosłam wizytę kwalifikacyjną. Wiem, ze jest za wcześnie żeby cokolwiek zobaczyć, ale idę dla pewności i uspokojenia swoich i męża emocji. Wita nas mój lekarz, ze studentem. Patrzy na moje badania, śmiejąc się, że tak często robiłam beta HCG. Nagle z uśmiechem na twarzy lekarz mówi: I dlaczego zaszła Pani w ciąże, in vitro na Panią czeka z otwartymi ramionami. Po czym ja- wiem, stres tak na mnie działa. Odpalam tekst: Ale przecież Pan też maczał w tym palce. Mąż i lekarz wybuchają śmiechem- student patrzy i nic nie wie. Rzeczywiście jest za wcześnie, żeby coś zobaczyć. Dostaję 2 tygodnie L4 z racji na poronienie, zwiększam dawkę Luteiny i mam przyjść za 2 tygodnie, ale już nie do Kliniki. Już nie jestem pacjentką z niepłodnością.


Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2015, 12:27

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:28

Maj 2015
6 maja lecę na ostatnie badanie HCG, przed wizytą oczywiście. Beta pięknie przyrasta, w dniu dzisiejszym jest na poziomie 3921,0.
7 maja idę na badania do lekarza z Kliniki, ale nie w Klinice tylko w jego prywatnym gabinecie. Mam do niego zaufanie, chciałabym, żeby te pierwsze tygodnie miał mnie i to maleństwo pod opieką. Widać pęcherzyk ciążowy, ciałko żółtkowe, zarodka i serduszka brak. Trzeba czekać, jest za wcześnie.
19 maja- tak zwana wizyta serduszkowa. Nie musze mówić, że moje serduszko biło tak mocno, ze strachu przed tym co usłyszę. Nasza kropeczka ma 0.98 mm i pięknie, szybko bijące serduszko… Uf, jesteśmy szczęśliwi i pełni obaw, czy wszystko będzie dobrze. Następna wizyta za 4 tygodnie- matko! Kto wytrzyma 4 tygodnie w takim stresie. Szukamy lekarza, blisko domu- tak abyśmy mogli chodzić co jakiś czas na sprawdzenie czy z małym krokiem jest wszystko ok.
27 maja- idziemy do lekarza w naszej okolicy. Lekarz miły, sympatyczny, bardzo dokładnie Nam tłumaczy, odpowiada na każde pytania. Nawet na te durne i wstydliwe. Na USG nasze dziecko, skacze fika koziołki- patrząc w ekran monitora mam łzy w oczach. To się dzieje naprawdę, mam małą osóbkę pod sercem, którą już kocham i wiem, że oddałabym za nią wszystko.

0 komentarzy (pokaż)
14 września 2015, 12:28

czerwiec 2015

22 czerwca- Możemy się chwalić Naszym małym szczęściem. Rośnie jak na drożdżach, fika kozły i przewroty, macha rączkami, nóżkami i szybko bije mu serduszko. Nadal nie wiemy, kto mieszka w moim brzuszku.

Lipiec 2015

13 lipca- to już drugi trymestr, nie wierzę! W to szczęście, które ze mną trwa! To już 15 tygodni. Mieliśmy nadzieję, że na dzisiejszej wizycie poznamy płeć dziecka, jednak mamy tak wstydliwego maluszka, który nie chce się pokazać. Badania genetyczne za nami, wszystko w porządku. Nasz maluch rozwija się prawidłowo.

Sierpień 2015

10 sierpnia- Zaczynam czuć, kopniaczki i ruchy maluszka. To cudowne uczucie nie do opisania. Od dziś wiemy, że to córka tak się rozpycha. Z każdym jej ruchem jestem spokojniejsza. Wiem i czuję, że jest tam ze mną.
Z każdym dniem ruchy stają się intensywniejsze, mocniejsze. Wiem kiedy skacze, kiedy fika. Ma swoje pory- wyczekuje ich. Głaskam swoje szczęście i teraz mogę powiedzieć, że jestem ciut spokojniejsza o to nasze małe szczęście. Czytamy jej bajeczki, dużo do niej mówimy, a ona odpowiada nam kopiąc, ruszając się w brzuszku. Tyle czasu na Ciebie czekaliśmy, tak bardzo Cię kochamy ile łez wylaliśmy, zanim pojawiłaś się w naszym życiu.

Z każdym miesiącem piszę mniej, ale to nie oznacza, że kocham swoje dziecko mniej. Dopiero od niedawna zaczynamy się przygotowywać do roli rodziców. Wybieramy wózki, mebelki do pokoju córeczki. Pierwsze ubranka kupiłam córce po USG, na którym się pokazała. Tak w nagrodę. Teraz jesteśmy na etapie przygotowań pokoju i wszystkiego co związane z urodzeniem malucha. We wrześniu zaczynamy szkołę rodzenia, jesteśmy ciekawi co z tego wyjdzie. Co przyniosą Nam te zajęcia.

0 komentarzy (pokaż)
1 października 2015, 14:41

W sobotę byłam na obciążeniu glukozą. Nie stresowałam się zbytnio, miałam nadzieję, że wszystko wyjdzie dobrze. Odbierając wyniki w poniedziałek aż się przeraziłam. Cukier na czczo 75, po 60 minutach 166, po 120 minutach 170. Szybka kontrola u lekarza, diagnoza cukrzyca ciążowa, skierowanie do diabetologa. Szybciutko do domu i szukanie najbliższej poradni diabetologicznej w pobliżu. Ale zapomniałam, że posiadam pakiem medyczny w LuxMedzie. Okazało się szczęśliwym trafem, że wizyta jest u diabetologa następnego dnia. Zapisałam się i oczekiwałam na wizytę. Zakupiłam glukometr i stwierdziłam, że będę mierzyć cukier po każdym posiłku.

0 komentarzy (pokaż)
1 października 2015, 14:48

We wtorek byłam u diabetologa, naczekałam się pod gabinetem myśląc, że jest opóźnienie. Jak się potem okazało, babeczka przede mną po prostu się wcisnęła i weszła kiedy wołano moje nazwisko! No cóż. Pani diabetolog miła, sympatyczna, wytłumaczyła mi, ale nie za wiele. Kazała stosować zdrową delikatną dietę i mierzyć cukier na czczo, po śniadaniu, po obiedzie i po kolacji. Tak więc jestem gotowa podjąć tą walkę, dla dobra mojej Zuzi. Chociaż kłucie w palce nie jest miłe i już na sam dźwięk wyskakującej igły bolą mnie paluszki.
Czuje się jak starszy człowiek. Żyję od posiłku do posiłku, od godziny do godziny.
Tak wygląda mój plan dnia:
7.30 Pobudka
8.00 Śniadanie
9.00 Mierzenie cukru po śniadaniu
10.30 II śniadanie
13.30 Obiad
14.30 Mierzenie cukru po obiedzie
16.00 Podwieczorek
19.00 Kolacja
20.00 Mierzenie cukru po kolacji.
22.00 Nocna przekąska.

I jak tu organizować sobie życie? Kiedy wszystko jest co do godziny. Każde opóźnienie powoduje skoki cukru i przekraczanie dozwolonej wartości. A mam świadomość, ze jeżeli nie będę radzić sobie z cukrami to czeka mnie ostrzejsza dieta i insulina. Tak więc walczę, ale czasami brakuje mi sił.

1 komentarz (pokaż)
15 października 2015, 15:11

Od 29 października jestem na cukrzycowej diecie, powiem szczerze, że nie ogarniam tego cukru. Cukrzyca to bardzo dziwna choroba. Mogę jeść 3 dni to samo, a cukier zawsze inny. Staram się go nie przekraczać, jednak monotonne jedzenie nie jest dla Nas. Staramy się eksperymentować. Okazało się, że zbyt dojrzała podnosi mi cukier i moja ulubiona, ukochana papryka- również. Pozostają mi pomidory, zielone ogórki, kiszone ogórki, rzodkiewka i sałata. Boję się tego co będzie dalej, jak nadejdzie zima? I wszystkie dobre warzywa się skończą.?!

Jak się okazuje za duży cukier zły, za mały też nie dobrze. Byłam na kontroli u diabetologa i niestety po głównych posiłkach mam czasami cukier poniżej 100 ( a według mojej diabetolog) to źle. Dwa razy od 3 tygodni miałam cukier po obiedzie większy niż 100.

Dziś na obiad ryż basmati z jabłkiem i cynamonem polany jogurtem naturalnym. Moja Zuzia skacze z radości, bo to coś innego niż kurczak i pierś z kurczaka a cukier po obiadku 93, więc dobrze.

Czasami przychodzą gorsze dni, zastanawiam się co zjeść, żeby cukier był w porządku, a i żeby ketonów w moczu nie było....

0 komentarzy (pokaż)
UTWÓRZ KONTO

Twoje dane są u nas bezpieczne. Nigdy nie udostępnimy nikomu Twojego adresu e-mail ani bez Twojego pozwolenia nie będziemy wysyłać do Ciebie wiadomości. My również nie lubimy spamu!

Twój adres e-mail: 
OK Anuluj
Dziękujemy za dołączenie do BellyBestFriend!

Wysłaliśmy do Ciebie wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Aby aktywować konto przejdź do swojej poczty email , a następnie kliknij na link aktywacyjny, który do Ciebie wysłaliśmy.

Jeśli nie widzisz naszej wiadomości, zajrzyj proszę do folderu Spam.

OK (15)