BellyBestFriend
Dodaj do ulubionych

Pamietniki / Tytuł: Moje nowe życie

Autor: Malinka123
Przejdź do OvuFriend i przeczytaj moją historię starania się o dziecko
Wstęp

O mnie: Jestem wdzięczna Bogu za trud starań, dzięki nim uświadomiłam sobie najważniejsze rzeczy o sobie, o swoich emocjach. Dziś wiem, że to właśnie one mnie blokowały przez dzieckiem, którego z całego serca pragnęłam. Moje starania prawie od początku były pełne lęku. Staraliśmy się z mężem o dzidziusia rok, dokładnie 12 miesięcy temu zaszłam w ciążę biochemiczną, w drugim cyklu starań. Wszystko się zaczęło od dwóch kresek na teście, 5 dni przed okresem. Radość i lek zaczęły być moim największymi przyjaciółkami. Miałam wszystkie objawy ciąży, kolejne testy wychodziły pozytywne, powinnam była się cieszyć i wyczekiwać spokojnie-natomiast ja każdy dzień zaczynałam z lękiem przed @. Cały dzień myślałam o dziecku, bojąc się, że go stracę. Tydzień wyjęty z życia. 3 dni po terminie @ przyszło lekkie brązowe plamienie a w kolejnym dniach bardzo silny, inny niż wszystkie @. Miałam traumę po lekarzu, który zaspany o 5 nad ranem przyjął mnie i powiedział, że nie wie o co chodzi, że wszystko jest w porządku, że PO PROSTU OKRES PRZYSZEDŁ. To jego zdziwienie było ciosem prosto w serce. Dodał z łaski, że MOŻE TO BYŁA ciąża biochemiczna, ale oni w szpitalu „TAKIMI RZECZAMI SIĘ NIE ZAJMUJĄ”. Od tego momentu w moim życiu zagościła totalna pustka, którą zapełniłam nieświadomie lękiem. Niestety następne dni i tygodnie oddalały mnie od tego co czułam. Uznałam, że muszę się wziąć w garść i na nowo zacząć „szybkie starania”. Nie dałam sobie czasu na uwolnienie emocji. Nikomu nie powiedziałam, że miałam podejrzenie ciąży biochemicznej, później sama wyparłam to ze swojej głowy. Dziś wiem, że uciekałam przed swoimi emocjami, bałam się poczuć ból, który przeżyłam. To właśnie ten ból blokował mnie przed dzieckiem, którego z całego serca pragnęłam. Nic więc dziwnego, że moja kolejne starania były pełne lęku. To dzięki nim nakręciłam się, że WINA LEŻY PO MOJEJ STRONIE, że na pewno mam problem z hormonami, że muszę brać syntetyczny progesteron, bo jednorazowe wyniki badania miałam niskie. Zapomniałam o wytycznych od lekarzy, że leczenie zaczyna się dopiero po roku starań. Ja już sama diagnozę sobie postawiłam… Tak zaczęła się moja walka o dziecko. Nie bez przyczyny mówię, o tym jako o walce, gdyż na polu walki walczyłam sama ze sobą. Rozpoczęłam rygorystycznie się mierzyć, liczyć, obsesyjnie sprawdzać wszystkie parametry owulacji, zapominając o przyjemności z seksu. Mój mąż przeżywał to na własny sposób, nie umiał ze mną o tym rozmawiać,a mój stres przeszedł na niego. Z kalendarzem ustalałam dni naszych starań, denerwując się, kiedy on w tym czasie miał jakieś wyjazdy. Była jednym wielkim PODENERWOWANIEM. Najgorszy był pierwszy dzień okresu, kiedy zalewała mnie rozpacz; raz się zamykałam i w ogóle nie chciałam rozmawiać z mężem a raz wylewałam wszystkie moje bolączki. Dosłownie ściana płaczu. Niestety pozwalałam sobie tylko na jeden taki dzień „SŁABOŚCI”. Kolejne dni okresu były racjonalnym wytłumaczeniem sobie, że nie powinnam się tak zachowywać, że NIE MAM PRAWA mieć żalu do Boga, że tak się dzieje, że MUSZĘ TO ZAAKCEPTOWAĆ, ŻE MUSZĘ BYĆ SILNA, ŻE TO MNIE WZMOCNI, ŻE DOŚWIADCZENIE UCZY NAS . Czułam, że Bóg mnie kara… Po 6 miesiącach nieudanych prób zrozumiałam, że syntetyczny progesteron mi nie pomaga, wręcz mi szkodzi, rozregulował mi mój dotychczasowy 28- dniowy cykl. Postanowiłam, że odrzucam wszystkie leki, suplementy i zioła. Organizm się zbuntował, dostałam straszny trądzik, nie wychodziłam tygodniami z domu, lęk się pogłębiał. Dopiero kiedy po 3 miesiącach ciało się uspokoiło, mój umysł nadal był niespokojny. Wtedy się rozchorowałam się, zatoki strasznie mnie zaatakowały, i to było dla mnie najtrudniejszy okres a zarazem najważniejszy... Tak naprawdę BYŁAM TYKAJĄCA BOMBĄ, KTÓRA WRESZCIE MUSIAŁ WYBUCHNĄĆ I POZWOLIĆ SOBIE NA UWOLNIENIE EMOCJI. Tama się wylała. Dokładnie 7 dni pracowałam nad emocjami. POZWOLIŁAM SOBIE NA ŁZY, SMUTEK, ŻAL, ZŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NIESPRAWIEDLIWOŚĆ. Potem pojawiło się współczucie samej sobie- to mnie oczyściło. Uświadomiłam sobie, że traktowałam się jakbym za każdym okresem popełniała największą PORAŻKĘ swojego życia. I cały czas podświadomie się za to karałam. To Bóg mi pomógł, złościłam się na niego, ale wreszcie wszystko mu powiedziałam, ON mnie wysłuchał i natchnął na szukanie rozwiązania swojego problemu. Zaczęłam szukać informacji o sposobach radzenia sobie z emocjami, jak je uwolnić. Notabene od kilku lat zajmuję się szkoleniami z zakresu rynku pracy i wydawało mi się, że znam się na ludzkich emocjach, ale sama sobie nie umiałam pomóc. Cóż nie bez kozery mówi się, że szewc w dziurawych butach chodzi. Znalazłam świetne strony coachów płodności, które mi pomogły poradzić sobie z emocjami podczas starań. Dodatkowo prześledziłam prawie cały YouTube. Filmy uświadomiły mi, że CIAŁO NIGDY NIE KŁAMIE, ZAWSZE MÓWI PRAWDĘ o nas. Dopiero jak zrobiłam sobie taki tygodniowy "autocoaching" to zrozumiałam swój problem. Chciałam dziecka, ale tak naprawdę czułam w ciele blokadę - MOJE SERCE MÓWIŁO TAK, A MOJE CIAŁO MÓWIŁO NIE. Było we mnie dużo żalu, złości, rozczarowania, zazdrości, że innym się udało, że tak naprawdę nie zdając sobie sprawy z tego podświadomie to miesiąc w miesiąc czekałam na okres, złoszcząc się, że na pewno przyjdzie. I przychodził a ja to brałam na klatę, myśląc, że w ogóle mnie to nie rusza. A ruszało. Wreszcie zmieniłam priorytety. Na pierwszym miejscu postawiłam swoje szczęście. Zmieniłam myślenie- z „BĘDĘ SZCZĘŚLIWA JAK ZAJDĘ W CIĄŻĘ NA MYŚLENIE- „JESTEM SZCZĘŚLIWA I CHCE BYĆ W CIĄŻY”.ZAJĘŁAM SIĘ SWOIM WEWNĘTRZNYM DZIECKIEM, które we mnie płakało. ZMIERZYŁAM SIĘ ZE SWOIMI EMOCJAMI. Przestałam czekać na okres. Dużo spacerowała, płakałam, rozmawiałam z Bogiem. Dałam sobie czas, przestałam wpisywać w kalendarz daty owulacji i daty okresu. Przestałam traktować swoje ciało jak laboratorium, przestałam mierzyć temperaturę. Pomyślałam sobie, że jeżeli przyjdzie okres to znaczy, że nie jestem jeszcze gotowa, że moje ciało jeszcze nie wyzdrowiało. Przestałam mieć oczekiwania względem ciała. Stosowałam medytację, modlitwę i relaksację. Mój mąż powiedział, któregoś deszczowego dnia w lutym tego roku, że mnie nie poznaje, że promienieje, że wyglądam na szczęśliwą osobę. I tak właśnie się poczułam, pierwszy raz od dłuższego czasu. Mój ostatni rok był jednym pasmem stresów, które się tylko piętrzyły. I wtedy po raz pierwszy po bardzo długiej przerwie w mroźne lutowe popołudnie poczułam, że się obudziłam i ODZYSKAŁAM SOBIE NA NOWO. Nigdy nie zapomnę tego dnia, kiedy DOZNAŁAM FIZYCZNEJ I MENTALNEJ ULGI. TEGO SAMEGO MIESIĄCA DOWIEDZIAŁAM SIĘ, ŻE JESTEM W CIĄŻY. RADOŚĆ BYŁA NIESAMOWITA… Uświadomiłam sobie, że ten rok NIE BYŁ KRZYŻEM, tylko był dla mnie darem, który miał mnie nauczyć i wyleczyć z WSZYSTKICH RAN. DZIĘKI BOGU- zmieniłam myślenie, wsłuchałam się w swoje ciało, dusze i serce. Bóg mnie wysłuchał, Józef i Maryja. Nowenna pompejańska otworzyła mi oczy na moje wnętrze, a nowenna do Św. Józefa zbliżyła mnie do Boga i sobie. Pamiętam jak w Boże Narodzenie modliłam się przed obrazem św. Józefa i całym sercem prosiłam Go, żeby na przyszłe święta przyniósł nam bobasa. I Józef mnie wysłuchał. Bóg i Święci zawsze działają w kierunku naszego dobra. Nie możemy zapominać, że sami też musimy działać w tym kierunku. Musimy być dla siebie współczujące, cierpliwe, troskliwe, krótko mówiąc KOCHAĆ SIEBIE TAK JAK BÓG NAS KOCHA. WTEDY JUŻ WSZYSTKO IDZIE ZGODNIE Z BOŻYM PLANEM :) a naszym zadaniem jest czekać na pozytywny splot wydarzeń.

Moja ciąża: Pierwszy trymestr był dla mnie ciężki z powodu bardzo dużych i trzymających cały dzień mdłości. Śmieje się, że przez dwa miesiące byłam wyjęta z życia. Cały czas spałam, kilka razy dziennie musiałam się zdrzemnąć. Wiedziałam jednak, że to wszystko się dzieje dla dobra dziecka, oczywiście teraz z perspektywy minionego czasu mogę bez emocji o tym pisać, bo wtedy kolorowo nie było. Biedny był mój mąż :) w II trymestrze naprawdę bardzo dobrze się czułam, zobaczymy jak będzie w III :)

Chciałabym być mamą: Kochającą, obecną, współczująca, wyrozumiałą, wrażliwą na swoje i innych potrzeby. Chcę być sobą i uczyć tego samego naszego dzidziusia.

Moje emocje: W cyklu w którym zaszłam w ciąże powiedział sobie- Kochane moje ciało, czy jesteś gotowe na dziecko? Jeżeli tak, to bardzo się cieszę, a jeżeli nie, to mimo wszystko będę z Tobą. Przytuliłam w sobie małą dziewczynkę, która we mnie cały czas płakała i powiedziałam jej, że się teraz nią zaopiekuje. Codziennie obejmowałam się i mówiłam do siebie jak mama do dziecka.To był najlepszy miesiąca mojego życia. Choć nie obyło się bez silnych emocji:3 dni przed testowanie dowiedziałam się, że moja siostra, która modliła się o moją ciążę, jest w nieplanowanej ciąży. Płakałyśmy razem przez 3 dni, ona się bała, jak ja to przeżyje, jeżeli nie będę w ciąży i złościła się na Pana Boga, że to miało być dziecko dla mnie. Modliliśmy się o miłosierdzie dla nas, bałam się strasznie jak to przeżyje, jeżeli Bóg wybierze inaczej. Jednak w głębi duszy czułam, że właśnie tak Bóg to sobie zaplanował, że będziemy we 2 w ciąży w tym samym czasie, że razem będziemy się wspierały w ciąży i nasze dzieci będą się razem bawiły. 3 dni po terminie spóźniającego się @ zrobiłam test w krwi, bo wolałam mieć pewność. Po 6 godzinach niepewności i nerwów, mąż zadzwonił do laboratorium, a później do mnie i powiedział tak- Czemu się tak denerwujesz? Nie masz powodu- Mamusia :) wynik jest pozytywny :) Beta HCG 525 mIU/ml. Ogarnęła mnie totalna radość, zaczęłam płakać z radości, dziękowałam Panu Bogu z całego serca.Oddałam wszystkie lęki Panu Bogu i naprawdę czułam, ze wszystko będzie dobrze.

19 maja 2016, 14:50

Bajka o początku świata

"Kiedyś wierzono, że świat jest kawałkiem lądu wznoszącym się na skorupie Wielkiej Żółwicy, która przemierza Ocean Bezmiaru. Potem odkryto, że oprócz naszej wioski na wyspie istnieją jeszcze inne lądy zamieszkiwane przez innych ludzi. Jeszcze później pewien znany i odważny kapitan postanowił sprawdzić, jak rozległy jest cały ocean i gdzie dokładnie się rozpoczyna. Wyruszył więc ze wschodniego brzegu, by podążać za wznoszącym się na niebie słońcem. Zamiast początku świata, po wielu miesiącach żeglugi znalazł coś znacznie bardziej nieoczekiwanego – zachodni brzeg rodzinnej wyspy.
Wtedy Wódz przywołał do siebie Kapłankę. Ta zaś opowiedziała wizję o wężu, który zjada własny ogon. Nie ma on początku ani końca. Zawsze był, a jednocześnie nigdy nie powstał. Zawsze się tworzył i jednocześnie próbował się unicestwić. Wódz pokiwał głową ze zrozumieniem i obwieścił:
– Są tajemnice, których nigdy nie będzie nam dane zrozumieć. Cieszmy się więc tym, że jesteśmy tu i teraz, na bezpiecznym lądzie położnym na skorupie Wielkiej Żółwicy.
Ja jednak nie mogłam przestać myśleć o tej opowieści. Czy wąż może jednocześnie być i nie być? Czy zanim zaczął istnieć, nie było go? Gdzie jest jego początek i koniec? Do którego czasu przynależy?
Wpatrywałam się w gwiazdy, nie znając odpowiedzi. Jadłam i spałam. Prowadziłam normalne, codzienne życie. Niepostrzeżenie wizja żółwia i węża ogarnęła moje myśli tak, że nie wiem już, czy kiedykolwiek się nad tym nie zastanawiałam. Czy wszystko ma swój początek? Jako rolnicy wiemy, że z zasianego ziarna wyrośnie roślina. Wiemy, że trzeba ją podlewać i pielęgnować. Rozumiemy, że potrzebuje czasu i troski, by dojrzeć. Ale zdarza się też, że zasiane ziarno nie wschodzi. Albo że z niewiadomych przyczyn rozwija się szybciej lub wolniej. Nie wiemy jednak, jak to się dzieje, że z ziarna powstaje roślina. Czy ona zawsze była w ziarnie? Czy dopiero sprzyjające okoliczności powołały ją do życia? Gdzie kończy się ziarno, a zaczyna roślina?
– Twoje rozmyślania są dziwne – powiedział któregoś dnia mój mąż. – Czy nie ważniejsze jest to, że jesteśmy tutaj i teraz, a nie jak się tutaj znaleźliśmy?
Miałam dziwne, mieszane odczucia. A jeśli jednak nie myliłam się? Jeśli to, co okryte tajemnicą ma większe znaczenie od tego, co dosłowne? Ale rozumiałam, o co mu chodzi. Nie można żyć w wiecznym wyczekiwaniu i niepewności. Zbyt dużo myśli rodzi niepokój, tłumi radość, utrudnia życie.
Stanęłam na progu jej chaty w cichym oczekiwaniu. Nie wiązałam z tą wizytą żadnych specjalnych nadziei ani obaw. Chciałam po prostu uspokoić swoje serce i wyciszyć natłok myśli. Zaprosiła mnie gestem do środka.
Była piękną kobietą, choć jedno jej oko zakryte było przepaską. Miała gęste ciemne włosy i pachniała tajemnicą. Była kapłanką, co sprowadzało się do tego, że znała nazwy ziół, potrafiła wzniecić ogień oraz pielęgnować chorych.
– Nie daje mi spokoju wizja węża, który zjada własny ogon – powiedziałam, siadając na wskazanym przez nią miejscu.
– Mhmmm.
– Czy kiedyś go nie było? Skąd się wziął? Czy skoro teraz jest, to znaczy, że kiedyś go nie będzie? – rozpoczęłam litanię pytań, a ona się uśmiechnęła.
– Znamy cztery stany bycia: jest, nie ma, być może jest, nigdy nie będzie* – powiedziała.
– „Być może jest” jest stanem bycia? – zdziwiłam się. – Pośrednim między „jest” a „nie ma”?
– Nie – zaprzeczyła. – Potencjalnym, a nie pośrednim. Rzeczy albo są, albo ich nie ma.
– Nie rozumiem – przyznałam.
– Jeśli coś jest, odbierasz obecność tego i zawierzasz swoim zmysłom. Podobnie, jeśli czegoś nie ma, ufasz swoim oczom, że cię nie oszukują. Jednak czasem bywa tak, że coś jest, choć jeszcze nie masz jak percypować istnienia tego. Choć tego nie odbierasz, to ono istnieje. Nastąpił bowiem ciąg zdarzeń, który sprawił, że powstanie tego stało się potencjalnie możliwe. Możesz więc zakładać, że jest, choć brak ci na to dowodów.
– Czyli pasuje to do pierwszej kategorii „jest” – przerwałam jej.
– Poniekąd – uśmiechnęła się – skąd bowiem masz wiedzieć, czy jest, czy tego nie ma, skoro brak ci wskazówek? Oznacza to, że prawdopodobnie rzeczy były, zanim zaczęłaś je świadomie odbierać i z nimi obcować…
Przypomniałam sobie moje rozważania o ziarnach i roślinach.
– Co jest więc między „jest” a „nie ma”?
– Zmiana.
Wyszłam z jej namiotu zamyślona i spokojna.
Zmiana.
Transformacja.
Zrozumiałam, że COŚ się zaczęło dziać. I zupełnie nie wiedziałam, dokąd mnie to doprowadzi."

(...) Wszystko się zaczyna (1-4 tc.)

CO SIĘ MOŻE DZIAĆ W TWOJEJ GŁOWIE
Wiele zależy od tego, czy planujesz potomstwo. Jeśli ciąża jest spodziewana, przez pierwszy okres cyklu możesz czuć niepokój związany z wyczekiwaniem na fazę płodną. Obserwuje się to szczególnie u par, które starają się o dziecko od dłuższego czasu. W okresie owulacji dochodzi do zbliżenia płciowego i znów następuje okres niepewności. Choć niektóre testy opierające się na badaniu moczu uznawane są za bardzo skuteczne w wykrywaniu wczesnej ciąży, zwykle za miarodajny wynik uznaje się dopiero ten, który został wykonany w dniu spodziewanej miesiączki. Inną formą sprawdzenia, czy doszło do poczęcia jest wykonanie badania krwi w celu zmierzenia poziomu hormonu bHCG. Jest to badanie obarczone mniejszym ryzykiem błędu niż test z moczu i dające wyniki wcześniej…
Zastanów się, czy rzeczywiście musisz robić testy.

Jeśli jesteś w ciąży, będziesz w niej zapewne przez kolejne dziewięć miesięcy. Zdążysz się nią nacieszyć. Jeśli nie jesteś w ciąży, nie będziesz w niej również dwa tygodnie później, gdy dowiesz się tego z krwawienia miesięcznego.

Możesz sobie odpowiedzieć na następujące pytania:
Jak zareaguję na wynik pozytywny, a jak na wynik negatywny testu?
Czy uwierzę w wynik testu, czy uznam go za miarodajny?
Czy potrafię żyć przez najbliższych kilkanaście dni, ciesząc się oczekiwaniem i ze spokojem przyjąć zarówno brak miesiączki, jak i jej wystąpienie? Czego mi potrzeba, abym mogła cieszyć się tą tajemnicą?
(...)

RADA NA TEN CZAS
Udokumentuj to! Kiedyś ze wzruszeniem spojrzysz na zdjęcie testu ciążowego albo własnego brzucha zrobione w dniu, w którym dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży. Pamiątka taka może być też przydatna później, aby opowiedzieć dziecku o tym, w jaki sposób pojawiło się na świecie."

źródło-Błogosławiony stan umysłu. Bajki terapeutyczne dla kobiet w ciąży.

0 komentarzy (pokaż)
19 maja 2016, 14:56

Bajka o przybyszu

"Wioska położona na skorupie Wielkiej Żółwicy nie była najłatwiejszym miejscem do życia. Z drugiej strony, kochaliśmy te pagórkowate krajobrazy, skalne urwiska, wysokie góry na zachodzie i piaszczyste brzegi na wschodzie. Choć poznaliśmy już inne lądy, nigdy nie próbowaliśmy się na nich osiedlić. Byliśmy dziećmi tej ziemi. Smaganej jesiennymi wichurami oraz gorzejącej letnią suszą. Wiosenne powodzie zalewały nasze pola, a zimowe chłody mroziły jeziora do samego dna. Pogodowe skrajności sprawiły, że ludzie żyjący na wyspie słynęli z hardego charakteru. Nasz upór i nieugiętość budziły podziw oraz cichy strach wśród mieszkańców stałego lądu.
Mówiono o nas „synowie morskiej ziemi”, co zwykle irytowało wolne i niezależne kobiety zamieszkujące wyspę. Zresztą myślę, że właśnie w tym celu to określenie powstało. Cieszące się nieskrępowaną wolnością osadniczki wyspy stanowiły mocny kontrast dla zależnych, żyjących w cieniu swych mężów kobiet ze stałego lądu. „Synowie morskiej ziemi” to po prostu żart… mówiący, że żadna przedstawicielka płci pięknej nie mieszka na wyspie.

To, co niegdyś miało być drwiną, poprzez nieustanne powtarzanie w karczmach i tawernach stało się legendą. Opowieścią powtarzaną małym dzieciom, które w przypływie entuzjazmu za głośno krzyczą, straszakiem na niesfornych łobuziaków: „Jeśli nie zaczniesz mnie słuchać, oddam cię synom morskiej ziemi”, powtarzały lądowe matki swoim urwisowatym chłopcom, lub co gorsza córkom.
Żart ten bowiem urósł do tego stopnia, iż wierzono, że na wyspie nie rodzą się dzieci, a wszystkie maluchy żyjące w wiosce zostały uprowadzone lub dobrowolnie oddane przez swoich rodziców. Tym samym wyspa w legendach stała się miejscem ostatecznego schronienia dla drobnych przestępców, innowierców i wygnańców.
Wszystko to sprawiło, że nasza kraina omijana była przez żeglarzy i turystów. Od zawsze byliśmy małą, zamkniętą społecznością, żyjącą według swoich praw i obyczajów. Stosunki utrzymywane z lądowymi kupcami ograniczały się zwykle do szybkiej wymiany handlowej dokonywanej w porcie. Jednym zdaniem: ani nam nie spieszyło się do nich, ani im do nas.
Czasem jednak nasze drogi się krzyżowały.

Zawsze lubiłam oglądać wschód słońca. Moment, gdy słońce wyłania się z nicości i rozprasza swoimi promieniami mgłę zwykle wyrywał ze mnie westchnienie zachwytu i zadziwienia. Dostrzegałam w tej chwili coś cudownego, nieuchwytnego. Nieopisywalnego za pomocą słów. Coś większego niż ja… Choć jednocześnie zdarzało mi się zastanawiać, czy gdyby nie ja, moja obserwacja i cichy podziw, cała ta scena nadal byłaby tak samo piękna.
Tamtego ranka również podziwiałam purpurowo-złoty spektakl wytaczania się słońca nad błękitne morskie fale. Myślę, że byłam pierwszą osobą, która zobaczyła okręt wypływający z półmroku. Nasze wymiany handlowe zwykle odbywały się dwa razy w miesiącu, najczęściej w portach na stałym lądzie. Przez zdecydowaną większość czasu pomost, dumnie nazywany lokalnym portem, służył jedynie rybakom i zakochanym. Statek kierował się wprost na wyspę – było to jednocześnie niespotykanie dziwne i intrygująco ciekawe.
Przez chwilę analizowałam sytuację. Udać się najpierw do Wodza z informacją o przybyszach, czy od razu biec nad morze i dowiedzieć się, w jakiej sprawie przybywają. Statek szybko zbliżał się do brzegu. Wybrałam to drugie. Pędząc co sił w nogach po zboczu stoku, zastanawiałam się, kto nadpływa i co go do nas sprowadza.
Gdy dotarłam do pomostu, okręt już tam był. Przy palach, na których suszyły się sieci, stała osobliwa para. On. Znacznie starszy od niej. Z posiwiałymi włosami i krótką brodą. Plecy miał okryte skórami zwierząt, w ręce trzymał wysoki, gruby kij. Ona. Drobna, śliczna dziewczyna. Chyba młodsza ode mnie. Ubrana w luźną, prostą suknię zupełnie nie pasującą do wiosennej aury. On szeptał jej coś do ucha, a jej oczy zachodziły łzami, które z trudnością hamowała. Gdy zobaczyli, że nadchodzę, on się wyprostował, a ona skuliła.
– Czy przybywasz w pokoju, pani? – krzyknął do mnie.
– Zaiste, dziwne muszą mieć o nas wyobrażenie – pomyślałam i kiwnęłam głową.
– Zabłądziliście? – zapytałam.
– Nie sądzę – odpowiedział. – Naszym celem była wyspa synów morskiej ziemi.
– W takim razie dopłynęliście do miejsca przeznaczenia – powiedziałam, stając przed nimi.
Czułam, jak mierzy mnie wzrokiem i zastanawia się, co robić dalej. Być może wcześniej nie widział kobiety w spodniach.
– Po co przybywacie? – zapytałam.
– Ja właśnie odpływam, ona – wskazał z pogardą na młodą dziewczynę – zostaje.
– Ojcze, proszę, nie rób mi tego – szepnęła, chwytając jego ciepłe okrycie ze skór.
Odtrącił ją i odwrócił się do niej plecami.
– Przeklinam cię. Od dziś nie jesteś moją córką, nie masz posagu, ani nazwiska. Zostajesz sama, bez rodziny i bez godności. – Powiedziawszy to, spojrzał na mnie i skinął głową, jakby zawierał ze mną ciche porozumienie.
Stałam wyprostowana i zdziwiona, patrząc, jak odwraca się ode mnie i odchodzi w stronę statku.
Rzeczywiście, czasem zdarzało się, że na wyspie przez przypadek znajdowała schronienie sierota lub uciekinier. Bywało, że kupcy przywozili ze swoich wypraw młode kobiety, które potem brali za żony, albo dzieci, które urodziły im portowe dziwki. Jednak za mojego życia nigdy żaden lądowy szlachcic nie przywiózł tu własnej córki, a już na pewno nie przywiózł jej po to, by ją zostawić.
Zaklęłam w duchu. Trzeba było najpierw pobiec po Wodza.
Dziewczyna szlochała, klęcząc na piasku, gdy jej ojciec wsiadał na statek. Podeszłam do niej i łapiąc pod ramiona, pomogłam wstać. Jej twarz, mimo że pokryta łzami i zaczerwieniona z zimna, była piękna. Nienaganna cera. Krwiste usta. Czarne włosy rozwiewał wiatr, oczy błyszczały jak dwa węgielki.
– Zabiłaś kogoś? – zapytałam.
Pokręciła przecząco głową.
Zdjęłam z siebie puchową kamizelkę i narzuciłam na jej plecy. Spojrzała z wdzięcznością.
– Boisz się mnie? – znów zapytałam, a ona po raz kolejny pokręciła przecząco głową.
Kłamała. Wiedziałyśmy to równie dobrze.
Uśmiechnęłam się do niej.
– Chodź – powiedziałam – pójdziemy do Wodza wioski.
Kątem oka zobaczyłam, jak w charakterystyczny sposób łapie się za brzuch.
Choć w legendach przedstawiano nasz lud jako barbarzyńskich wojowników, w rzeczywistości byliśmy zwykłymi rolnikami. Żyliśmy zgodnie z cyklem pór roku, uprawiając naszą ziemię i oddając jej cześć. Niegdyś toczono bratobójcze boje o tytuł przywódcy, jednak już od wielu pokoleń godność ta przechodziła z ojca na syna. Udało się tego dokonać dzięki wprowadzeniu kongresów i oddaniu głosu wszystkim wolnym mieszkańcom wyspy. W czasie kongresu, który zwykle zbierał się raz w miesiącu w wielkim, podłużnym domu, naradzano się, ustalano plany, karano złoczyńców i ucztowano. Czasem, w wyjątkowych okolicznościach, Wódz zwoływał kongres nadzwyczajny, na który musiały stawić się głowy rodzin zamieszkujących wyspę. Jeszcze rzadziej decyzja zapadała jedynie po konsultacji z Kapłanem, Kapłanką i Strażniczką.
Wczesny ranek był dla farmerów porą pracy. Większość zbierała się, by wyjść na pole lub by oporządzić zwierzęta hodowlane. Czy w ogóle jest szansa, by o takiej porze zwołać kongres? I czy przybycie młodej dziewczyny jest wystarczającym powodem, aby to uczynić? Gdy weszłyśmy na główną ścieżkę w wiosce, była niemal opuszczona. Nikt nie zwrócił uwagi, że prowadzę nieznajomą wprost do siedziby Wodza.
„Może to dobrze?” – zastanawiałam się.
Nie weszłam do głównej sali podłużnego domu. I tak byłaby pusta. Zamiast tego obeszłam budynek i zapukałam do drzwi prowadzących do izby Wodza. Cisza. Jeszcze raz… Cisza. Cóż, pewnie i on poszedł doglądać swojego dobytku.
„Co teraz mam z nią zrobić?” – przebiegło mi przez myśl. Spojrzałam na ciągle dygocącą z zimna dziewczynę. Wyglądała jak zastraszony szczeniak.
– Chodź – powiedziałam i udałam się w stronę domu Kapłanki. – Wrócimy tu wieczorem.

Gdy herbata powoli zaczęła rozgrzewać moją krew, mogłam w końcu zacząć myśleć logicznie. Ojciec, który porzuca własną córkę. Córkę, która najwyraźniej jest przy nadziei. Nie pytając o to, czy ktoś udzieli jej tu schronienia odpływa…
– Myślisz, że po ciebie wróci? – zapytałam.
– Mam nadzieję – przyznała.
Najwyraźniej dom Kapłanki nie przypadł jej do gustu. Usiadła daleko ode mnie, w przeciwległym kącie pokoju, na gołej, drewnianej podłodze, choć wyraźnie wskazałam jej miękkie poduchy i posłanie ze skór tuż obok paleniska. Odmówiła również rozgrzewającej herbaty, choć całe jej ciało nadal dygotało z zimna. Kapłanka tylko wzruszyła ramionami i usiadła obok mnie.
– Zaskakujące wydarzenia przynosi tegoroczna wiosna, czyż nie? – zagaiła rozmowę.
– Myślisz, że Wódz pozwoli jej zostać? – zapytałam.
Znów wzruszyła ramionami. Obie wiedziałyśmy, że właściwie nie od Wodza to zależy. Choć miał szacunek i cieszył się posłuchem,był tylko człowiekiem, równym ze wszystkimi innymi ludźmi. Jego głos mógł nieść innym radę albo przykład, ale nie od niego zależała ostateczna decyzja. Pytanie więc brzmiało: jak zareagują na nowo przybyłą inni mieszkańcy wioski.
Nagle ciałem nieznajomej młodej dziewczyny wstrząsnęły dreszcze, a mocny skurcz sprawił, że z pozycji siedzącej przeszła, czy raczej rzuciła się, do pozycji leżącej i zwinęła w drobną kulkę, podciągając kolana jak najbliżej piersi. Leżała tak chwilę, drżąc i cicho jęcząc.
Kapłanka spojrzała na mnie z niemym pytaniem o to, czy wiem, co się dzieje. Pokręciłam przecząco głową. Wstała i podeszła do dziewczyny. Gdy się do niej zbliżała, ta skuliła się jeszcze bardziej. Kapłanka ukucnęła i wyprostowała jej nogi, po czym położyła rękę na brzuchu. Spojrzała jej w oczy.
– Jak masz na imię?
– Ingrid – szepnęła po długiej chwili ciszy.
– Twoje dziecko ciśnie się na świat, chociaż to nie jest dobry czas.
Ingrid wzruszyła ramionami, a jej oczy zmieniły się z pary ciepłych węgielków w hartowaną stal.
– Jeśli zaczniesz rodzić, ono umrze – ciągnęła Kapłanka.
Znów cisza. Kapłanka dalej macała brzuch.
– Ty zapewne też umrzesz w czasie takiego porodu.
Tym razem w oczach dziewczyny pojawił się błysk zdziwienia i niepokoju.
– Nie jesteś jeszcze gotowa do tej drogi – ciągnęła Kapłanka.
Wstała i podała jej rękę, gestem zapraszając, by również się podniosła.
– Połóż się przy ogniu. Zaraz zaparzę ci ziół.
W ciszy spełniła jej polecenie.
Z każdą chwilą cała ta sytuacja stawała się coraz bardziej tajemnicza. Początkowa ekscytacja zaczęła przeradzać się w irytację – nadal nie wiedziałam, o co chodzi. Patrząc na to, jak dziewczyna nieporadnie gramoli się na posłanie z poduch, wstałam i pomogłam jej. Raz jeszcze spojrzałam na jej ciało – było drobniejsze niż początkowo myślałam, luźna sukienka okrywała dosłownie wszystko – w tym wypukły już brzuch, ale również wychudzone ręce i posiniaczone nogi.
– Skąd masz te siniaki na udach – zapytałam.
Wzruszyła ramionami.
– Ma siniaki nie tylko na nogach – wtrąciła się Kapłanka. – Również szyja, brzuch i ręce są nimi pokryte.
Spojrzałam jej w oczy.
– Kto ci to zrobił?
Znów cisza.
– Nie lubisz mnie, choć nie dałam ci ku temu żadnego powodu. Zastanów się, Ingrid, czego chcesz i jakie masz możliwości, bo dziś wieczorem będziesz potrzebowała kogoś, kto stanie po twojej stronie – powiedziałam i usiadłam na poduchach po drugiej stronie ognia.
– Hmm… – westchnęła Kapłanka – tak, Ester mówi prawdę. Będziesz potrzebowała sprzymierzeńców. Chyba nawet bardziej, niż ci się teraz wydaje.
– Nie obchodzi mnie to – odpowiedziała w końcu Ingrid.
– A co cię obchodzi? – kontynuowała Kapłanka. – Życie tego dziecka również nie jest dla ciebie ważne…. A w miejscu, do którego trafiłaś, miłość do małych dzieci traktuje się bardzo poważnie.
– Nie znasz mnie, nie wiesz nawet, kim jestem, jakim prawem chcesz mnie oceniać? – wzburzyła się Ingrid. – Jakim prawem chcesz mi mówić o miłości do dziecka, którego szczerze nienawidzę? Podobno na tej wyspie szczerość jest cenniejsza od złota…
– Od złota może i tak, ale czy od życia? – Kapłanka zawsze mi imponowała swoją umiejętnością zadawania właściwych pytań.
– Czyli chcesz, abym kłamała o ogromnej miłości? Żebym chodziła szczęśliwa i rozpromieniona, podczas gdy czuję, że w moim brzuchu rośnie intruz – niechciany, niezapraszany, poczęty bez miłości. Mam udawać, że moje życie się nie skończyło, gdy brzuch zaczął rosnąć…
Kapłanka spojrzała na nią. Wzięła kubek świeżo naparzonych ziół i podała go jej.
– Dla mnie to bez znaczenia… ale widziałam już takie jak ty. Niektóre były zgwałcone, inne po prostu zdradziły męża, jeszcze inne uwierzyły w miłość mężczyzny, który je potem porzucił. Łączyło je jedno – nie chciały tego dziecka, które rosło pod ich sercem. Czasem prosiły mnie o nazwy odpowiednich ziół, a czasem szukały schronienia przed oprawcami… – na chwilę umilkła i spojrzała Ingrid w oczy. – Nie jestem tu po to, aby cię oceniać. Powiedz mi tylko, kim jesteś i czego chcesz, a wtedy będę wiedziała czy mogę ci pomóc i jak.
To, co wydarzyło się potem miesza się w mojej pamięci. Czy najpierw Ingrid zaczęła płakać, czy raczej opadła z sił i poszła spać? Kiedy zaczęła opowiadać swoją historię – przed czy po obiedzie? Kapłanka zachęciła ją, czy sama poczuła taką potrzebę?."

źródło-Błogosławiony stan umysłu. Bajki terapeutyczne dla kobiet w ciąży.


Wiadomość wyedytowana przez autora 19 maja 2016, 15:02

0 komentarzy (pokaż)
19 maja 2016, 18:32

Bajka o dziecku, którego być nie miało

"W świecie, z którego pochodzę miłość do dziecka również jest bardzo ważna. Czasem najważniejsza – zaczęła swoją opowieść Ingrid. - Kobiety rodzą więc dzieci, by miłości było więcej i nie są pytane o to, czy chcą je rodzić, czy nie. W świecie, z którego pochodzę, to ojciec wybiera córce męża i organizuje zaślubiny. Obowiązkiem córki jest być posłuszną ojcu, zachować cnotę do ślubu, a w wersji idealnej w dziewięć miesięcy po nim urodzić nowemu mężowi pięknego syna.
Tylko, że świat nie jest idealny. Pochodzę z wysokiego rodu, więc całe życie wiedziałam, że nadejdzie dzień, w którym ojciec każe mi się przygotować do ślubu. Nie myślałam o tym, ciesząc się młodzieńczą nieskrępowaną wolnością i pannami dworu. Wiodłam przyjemne życie, pełne zabaw i gier, książek i muzyki. Nigdy nie musiałam robić nic pożytecznego, choć kiedyś z nudów poprosiłam o lekcję tkania i geografii. Na tkanie ojciec się zgodził, ciekawość świata uznał zaś za niebezpieczną.

Obserwując moje dworki i rozmawiając z nimi, wiedziałam, że są zapraszane na potajemne schadzki. Młodzi paziowie, ale i zwykli farmerzy czy kupcy próbowali swojego szczęścia, starając się je poderwać lub zabawić. Kontaktów damsko-męskich uczyła mnie guwernantka, która ciągle podkreślała, jak ważne jest odpowiednie „dygnięcie" przed mężczyzną.
Moja matka zmarła, gdy byłam jeszcze mała, więc całą moją edukacją i wychowaniem zajmował się ojciec. Nie szczędził na to pieniędzy. Opływałam w kosztowności, otaczali mnie nauczyciele i książki. Nigdy jednak nie miałam jak mu się tym pochwalić. W TYM DUŻYM DOMU ZAWSZE BYŁAM SAMA. Tylko mój starszy brat i ja.
I w końcu nastał ten dzień, w którym przyjechał ojciec powiedzieć mi, że wybrał dla mnie męża. Widziałam go już wcześniej kilka razy. Pochodził z zamożnej rodziny. Ustalono datę ślubu. Wybrano materiał na suknię. Wszystko miało być idealnie...
CZUŁAM PRESJĘ. Chciałam podobać się przyszłemu mężowi, nie chciałam go zawieść. A przede wszystkim: chciałam spróbować. Któregoś wieczoru wymknęłam się z komnaty do stajni. Pracował tam chłopak, który od dawna mi się podobał. Onieśmielona tym, co robię po prostu podeszłam i położyłam ręce na jego szyi, ale on był bardziej doświadczony. Zrozumiał czego chcę.
Siano wcale nie było tak wygodne, jak opisywały to moje dworki. Łaskotało i gryzło na zmianę, ale to, co robił ten chłopak sprawiało, że miałam gęsią skórkę. Gdy skończył, powiedziałam mu, że nikt nie może się o tym dowiedzieć... oraz że to był jedyny raz, kiedy do niego przyszłam.
Nie dotrzymałam słowa. Jego zapach i tęsknota za dotykiem sprawiły, że zaczęłam regularnie wymykać się do stajni. PO MIESIĄCU TYCH ZABAW ON ZAPYTAŁ, KIEDY BĘDĄ MOJE KOBIECE DNI i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że już dawno powinny nadejść. Sparaliżowało mnie. Moja twarz musiała chyba mówić więcej niż tysiąc słów, bo zrozumiał w lot. Jęknął i mnie przytulił.
Kazałam mu zabrać mojego najlepszego konia, wcisnęłam sakiewkę w rękę i wyprawiłam w drogę. Mój ojciec by go zabił...
Przez kolejny miesiąc chowałam się przed ojcem i guwernantką, stroniłam od ludzi, udawałam chorą... co nie było trudne przy męczących mnie nudnościach. Po kolejnym miesiącu wiedziałam, że czas się powoli kończy i dłużej nie da się tego ukryć. Suknie zrobiły się przyciasne, brzuch zaczął się odznaczać, a ja czułam, jak moje BRZEMIĘ ROBI SIĘ WIĘKSZE I CIĘŻSZE Z KAŻDYM DNIEM.
Poszłam do ojca kilka dni temu, wieczorem. A musicie wiedzieć, że utrata cnoty w mojej ojczyźnie jest najgorszą rzeczą, jaką córka może zrobić ojcu. Liczyłam się z tym, że mnie wydziedziczy... każe natychmiast opuścić dom... przeklnie... Nawet ułożyłam sobie plan, gdzie pójdę, jeśli każe mi natychmiast odejść. Ale on zrobił coś gorszego. -Jej głos na chwilę się załamał, a w oczach pojawiły się łzy. Wzięła głęboki wdech i mówiła dalej. - NAJPIERW MNIE SPOLICZKOWAŁ. PÓŹNIEJ WEZWAŁ MĘDRCA Z ZIOŁAMI, KTÓRE MIAŁY PRZEGNAĆ DZIECKO Z MOJEGO CIAŁA. Wypiłam paskudną miksturę, po której przez pół dnia wymiotowałam i krwawiłam. ALE DZIECKO ŻYŁO. Nie miałam wątpliwości.
Wtedy ojciec spróbował najgorszej znanej mu metody. PRZYPROWADZIŁ TRZECH ZBIRÓW, KTÓRYM KAZAŁ MNIE BIĆ I KOPAĆ, ALE I TAK, BY MNIE NIE ZABIĆ. MIELI TYLKO OSŁABIĆ MOJE CIAŁO. Wspaniałomyślnie, zielarz wcześniej podał mi coś na ból. Leżałam we własnym domu poniewierana przez obcych ludzi, z trudem łapiąc oddech między kolejnymi razami. CHCIAŁAM UMRZEĆ. NIE DLATEGO, ŻE BOLAŁO, A DLATEGO, ŻE BYŁAM BEZBRONNA, NIE DAŁAM RADY WALCZYĆ... ANI O SIEBIE, ANI O NIE - WSKAZAŁA NA BRZUCH. - WTEDY SIĘ PODDAŁAM. Pomyślałam, że to, czy żyję, czy nie jest bez znaczenia. Po kolejnym kopnięciu straciłam świadomość.
Kiedy się ocknęłam, byłam już na statku. Obok mnie siedzieli ojciec i zielarz. OJCIEC PRZEPROSIŁ MNIE ZA SWOJE METODY I STWIERDZIŁ, ŻE NAJWYRAŹNIEJ BOGOWIE MAJĄ SWÓJ PLAN DLA TEGO DZIECKA, SKORO TAK BARDZO TRZYMA SIĘ ŻYCIA. Ale wyjawił mi też tajemnicę...
- Wieść o tym, że jesteś brzemienna, poszła już w świat. Niebawem dojdzie do uszu twojego niedoszłego męża, a on, w myśl prawa, będzie mógł przyjechać i zabić ciebie, i mnie. Rozumiesz?
Wiedziałam, że tak jest. Znałam opowieści o nim i myślę, że tak właśnie by zrobił.
- GDZIE PŁYNIEMY?
- DALEKO, NA TYLE DALEKO, ABY NIE STAŁA CI SIĘ KRZYWDA - powiedział, a ja pamiętam, że wtedy zaśmiałam się w duchu. JAKA GORSZA KRZYWDA MOGŁABY MI SIĘ STAĆ? Spotkało mnie już przecież wszystko, co najgorsze. Dopiero gdy dopłynęliśmy na brzeg, dowiedziałam się, że zamierza mnie przekląć i opuścić.
DLATEGO TAK NIE CHCĘ TEGO DZIECKA. ZRUJNOWAŁO MOJE ŻYCIE. MOJE DOBRE, POUKŁADANE, W MIARĘ SZCZĘŚLIWE ŻYCIE. NIE JEST MILE WIDZIANE W MOIM BRZUCHU, A JEDNAK SIĘ GO TRZYMA, A JA NIE MAM W SOBIE SIŁY, ANI CHĘCI, BY Z NIM WALCZYĆ. SKORO MUSI PRZYJŚĆ NA TEN ŚWIAT, NIECH PRZYJDZIE. ODDAM JE PIERWSZEJ LEPSZEJ KOBIECIE I WRÓCĘ DO SWOJEGO ŚWIATA, DO ZABAW, KSIĄŻEK - zakończyła swoją opowieść Ingrid.
-JESTEŚ NAIWNA, JEŚLI MYŚLISZ, ŻE TWÓJ ŚWIAT JESZCZE ISTNIEJE - powiedziała Kapłanka po chwili ciszy.
- Byłam naiwna, myśląc, że potrzebuję bliskości mężczyzny. Kapłanka pokręciła głową.
-Wtedy byłaś po prostu kobietą.
Patrzyłam na nią. Leżała cicho na posłaniu, mizerna i posiniaczona. Czy ktokolwiek zasługuje na taki los? Z drugiej strony: JAKA W TYM WINA TEGO DZIECKA? NA NASZYCH ZIEMIACH MATKI KOCHAJĄ SWOJE DZIECI. Nikt nikogo nie wydziedzicza, nie poniewiera za to, że w łonie kobiety pojawiło się dziecko. NA TEJ WYSPIE KAŻDE ŻYCIE WITANE JEST Z RADOŚCIĄ I WDZIĘCZNOŚCIĄ.
Kapłanka podeszła do Ingrid i usiadła obok niej. Pogłaskała ją po włosach.
- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie - zaczęła. -Jeśli chcesz przeżyć, musisz zostać w wiosce. O tym, czy to jest możliwe, zdecydują wszyscy mieszkańcy podczas wieczerzy... Jednak, aby podjąć taką decyzję, będą chcieli cię poznać. Będą zadawać pytania. Rozumiesz? - zapytała, a Ingrid pokiwała głową. -To nie będą miłe pytania. Będą bezpośrednie i aroganckie. Bardzo szczere. - Ingrid znów pokiwała głową. - Odpowiadaj szczerze. Nie masz się czego wstydzić. TUTAJ NIKT CIĘ NIE POTĘPI ZE WZGLĘDU NA TO, ŻE NOSISZ POD SERCEM NIEŚLUBNE DZIECKO. JEDNAK JEŚLI KOBIETY POCZUJĄ, ŻE NIE DARZYSZ TEJ ISTOTY W BRZUCHU DOBRYM UCZUCIEM, BĘDĄ WOBEC CIEBIE NIEUFNE. Nikt nie powie, że masz pokochać to dziecko, jednak dobrze by było, gdybyś dopuściła do siebie taką możliwość. -Widząc niemy I irotest w oczach dziewczyny, Kapłanka kontynuowała: - Zrozum to, co się stało, już się nie odstanie. CZUJESZ SIĘ SAMOTNA,
ZDRADZONA I OSZUKANA. NIE MASZ NA TYM ŚWIECIE NIKOGO, POZA TĄ ISTOTĄ W BRZUCHU... A NIE MASZ ICH DLATEGO, ŻE JEST TA ISTOTA W BRZUCHU. Myślisz, że musiałaś wymienić to, co już miałaś - swoje zaplanowane i wygodne życie, na to - wskazała ręką chatę - zimne domostwo na skraju świata... ALE RÓWNIE DOBRZE MOGŁABYŚ POMYŚLEĆ, ŻE OTO MASZ OKAZJĘ, BY POZNAĆ COŚ WIĘCEJ NIŻ SWÓJ WYGODNY DOM, BY DOŚWIADCZYĆ CZEGOŚ WIĘCEJ NIŻ TYLKO SENNYCH MARZEŃ NAD KSIĄŻKĄ I POCZUĆ COŚ PRAWDZIWSZEGO NIŻ WSZYSTKO, CO DO TEJ PORY ZNAŁAŚ. BEZ WZGLĘDU NA TO, CO WYBIERZESZ, RZECZYWISTOŚĆ SIĘ NIE ZMIENI. NADAL JESTEŚ TU, GDZIE JESTEŚ... I NADAL MUSISZ ZOSTAĆ W TEJ WIOSCE, ABY PRZEŻYĆ.
- Co mam powiedzieć podczas wieczornej uczty? - zapytała po chwili ciszy.
- Prawdę - uśmiechnęła się Kapłanka. - Choć może ogranicz się do tego, że spodziewasz się dziecka i szukasz schronienia.
Wieczerza była nader głośna i długa. Rozpoczęłam od przedstawienia pokrótce sposobu, w jaki spotkałam Ingrid na plaży. Wydawało się, że głos w sprawie chce zabrać każdy, kto jest do tego uprawniony. Zadano oczywiście niedwuznaczne pytania oraz wyrażono obawy o życie wspólnoty. Kres temu wszystkiemu położyła ostatecznie Kapłanka:
- Żyjemy na wyspie, daleko od problemów stałego lądu. Kodeksy moralne czy prawa jego mieszkańców nas nie dotyczą. ODDAJEMY CZEŚĆ MATCE ZIEMI I OJCU POWIETRZU. SZANUJEMY ŻYCIE I KAŻDY JEGO PRZEJAW TRAKTUJEMY Z TAKĄ SAMĄ TROSKĄ. Dawaliśmy już schronienie szubrawcom, sierotom i mordercom. Czym może nam zagrozić dziewczyna, która jeszcze nie rozumie, co to znaczy być kobietą? Prosi nas o pomoc i moim zdaniem powinna ją otrzymać.
Wódz przytaknął, choć nie widziałam w jego oczach entuzjazmu. Po jego wystąpieniu kolejni mieszkańcy wyspy od dawali swoje głosy. Ostatecznie wszyscy zgodzili się: INGRID MOŻE ZOSTAĆ DO CZASU URODZENIA DZIECKA. O DALSZYM LOSIE POROZMAWIAMY PÓŹNIEJ.
Myślę, że Ingrid nie zrozumiała wagi tego, co ofiarowali jej mieszkańcy wioski. Została wprowadzona do społeczności. Od dziś będzie traktowana jak jedna z nas. Jak równa nam. Będzie z nami jadać i świętować. Bawić się i smucić. Doświadczy z nami pragnienia w czasie suszy i obfitości po wiosennych zbiorach. Pozna nas, a my poznamy ją... o ile, pozwoli sobie na to. O ile zechce się otworzyć i spojrzeć na to doświadczenie inaczej.
Nowa osadniczka, choć nie zdobyła na początku serca i zaufania Wodza, została przyjęta bardziej niż gościnnie. Mieszkańcy wyspy podarowali jej chatę na skraju wioski i zaprosili do wzięcia udziału w życiu społeczności. TU, w jej obronie, znów stanęła Kapłanka, mówiąc, że Ingrid musi odzyskać siły do pracy.
Chata, którą ofiarowano Ingrid, nie miała swojego gospodarza od kilku lat. Oznaczało to, że jej podłogi nieprzyjemnie skrzypiały, a okiennice nie do końca się otwierały. Jednak biorąc pod uwagę historię naszej społeczności, był to ogromny dar. Ceniliśmy nasze domostwa i rzadko kiedy użyczaliśmy ich podróżnym.
Gdy przyprowadziłam ją do nowego domu po raz pierwszy, NA JEJ TWARZY MALOWAŁ SIĘ STRACH, A NIE WDZIĘCZNOŚĆ. DZIWIŁO MNIE TO. CHYBA NAWET TROCHĘ ZŁOŚCIŁO. Zapaliłam stojącą na stole lampę.
- Jutro przyniosę ci ubrania i pościel - powiedziałam, przechadzając się po izbie - a dziś pomogę odkurzyć, jeśli chcesz.
Ingrid stała wpatrzona w podłogę. Teraz jeszcze trzeba napalić w piecu, żebyś nie zamarzła do rana.
Znów nie było reakcji z jej strony.
- Czy jeszcze czegoś ci potrzeba? - zapytałam zdezorientowana.
Pokręciła głową.
Myślałam, że zobaczę w jej oczach iskierkę radości... Tymczasem poczułam się tak, jakbym ją karała. -W takim razie... do zobaczenia jutro.
- Mam tu zostać sama? - odezwała się w końcu.
Teraz ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. Popatrzyłam na nią z niemym pytaniem, ale niczego więcej nie powiedziała.
- Nie podoba ci się tu? Czegoś brakuje?
- Po prostu nigdy nie spałam sama... - przyznała.
-Jesteś tu bezpieczna - powiedziałam najłagodniej jak potrafiłam. - Mieszkańcy wioski przyjęli cię do społeczności. Nikt cię nie skrzywdzi. -Jej twarz wcale nie wyglądała lepiej...
Nie jestem pewna, czy polubiłam Ingrid, ale na pewno ona nie polubiła mnie. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się, że wtedy winą za swoją sytuację obarczała właśnie mnie. Może źle się zachowałam w porcie? Może, gdyby zamiast mnie na pomost przybyli dwaj rośli mężczyźni, jej ojciec nie porzuciłby jej? Pokręciłam głową... Z JEDNEJ STRONY BYŁO MI JEJ ŻAL - WIELE WYCIERPIAŁA Z POWODU NIENARODZONEGO JESZCZE DZIECKA. Takie historie nigdy się na wyspie nie zdarzają. TUTAJ WSZYSCY WITAJĄ WIEŚĆ O STANIE BŁOGOSŁAWIONYM Z RADOŚCIĄ I WDZIĘCZNOŚCIĄ. Z drugiej strony miałam wrażenie, że sama wplątała się w tę sytuację i jest to tylko i wyłącznie jej wina. A na dokładkę nie umiała docenić tego, co jej ofiarowano. Powiedziałam o tym Kapłance następnego dnia.
- ŁATWO JEST OCENIAĆ INNYCH, ESTER - ODRZEKŁA. - CZY WIESZ, JAK TO JEST WYCHOWYWAĆ SIĘ I DORASTAĆ BEZ CIEPŁA MATCZYNYCH RĄK? BEZ POCZUCIA MIŁOŚCI, PRZYNALEŻNOŚCI? WTEDY ROBI SIĘ WIELE RZECZY, BY ODNALEŹĆ TĘ UTRACONĄ WIĘŹ... A PÓJŚCIE DO ŁÓŻKA Z CHŁOPCEM STAJENNYM NIE JEST WCALE NAJGORSZĄ Z NICH.
- Hmmm - westchnęłam - może jeszcze z nią porozma¬wiam. Myślę, że w tej chwili również nie czuje wsparcia, ani przynależności... Choć szczerze mówiąc, robi to na własne życzenie. Dostała od nas wszystko, o co prosiła.
- WSZYSTKO OPRÓCZ AKCEPTACJI, ŻE ONA NIE CHCE TEGO DZIEC¬KA - uśmiechnęła się pod nosem Kapłanka.
- Myślisz, że naprawdę go nie chce? - zapytałam. -To dziw¬ne, prawda?
- Naszym kobietom rzadko to się zdarza. Choć może ina¬czej - RZADKO KIEDY ZDARZA IM SIĘ O TYM MÓWIĆ Z TAKĄ PRO¬STOTĄ I SZCZEROŚCIĄ.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam, ale moja wątpliwość pozostała bez odpowiedzi.
- Czyli nie wszystkie kobiety cieszą się z posiadania dziec¬ka? - ciągnęłam ją dalej za język.
- Ester, czasem zachowujesz się, jakbyś miała nadal pięt¬naście lat - uśmiechnęła się. - NA WYSPIE TO TRADYCJA WITAĆ DZIECKO Z MIŁOŚCIĄ I UŚMIECHEM, I NIE WĄTPIĘ W TO, ŻE KAŻDA MATKA KOCHA SWOJE POTOMSTWO... CO NIE ZAWSZE OZNACZA, ŻE JEST SZCZĘŚLIWA W CHWILI, GDY DOWIADUJE SIĘ O SWOIM OD-MIENNYM STANIE. Jakoś nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. WYDAWAŁO MI SIĘ, ŻE TO OCZYWISTE, ŻE KOBIETA OD POCZĄTKU, OD PIERWSZEGO DNIA KOCHA SWOJE DZIECKO. WYDAWAŁO MI SIĘ, ŻE TAK MUSI BYĆ, SKORO ZE SPOKOJEM I UŚMIECHEM ZNOSI NUDNOŚCI, WYMIOTY I ROSNĄCY BRZUCH. POZA TYM KOBIETY ZAWSZE MÓWIĄ, ŻE CIESZĄ SIĘ
Z TEGO BŁOGOSŁAWIEŃSTWA.... CZYLI KŁAMIĄ? KŁAMSTWO NIE LEŻY W NASZEJ NATURZE, ANI ZWYCZAJU. NIE BYŁAM PEWNA, CO O TYM MYŚLEĆ. MOJE WŁASNE DOŚWIADCZENIE WYCZEKIWANIA DZIECKA PODPOWIADAŁO MI, ŻE JA NA WIEŚĆ O CIĄŻY SKAKAŁABYM Z RADOŚCI. BYĆ MOŻE DLATEGO JESZCZE TRUDNIEJ BYŁO MI ZROZUMIEĆ INGRID I ZAAKCEPTOWAĆ JEJ NIECHĘĆ W STOSUNKU DO NIENARODZONEGO. JA ODDAŁABYM WIELE, ABY NARESZCIE POCZUĆ ŻYCIE W MOIM BRZUCHU.

Kolejne dni zdawały się przywracać spokój początkowo rozemocjonowanej osadzie. Mężczyźni, jakby nic się nie stało, wrócili na pola. Kobiety krzątały się wokół gospodarstw, zbierały owoce wczesnej wiosny i czekały, aż nowa osadniczka wyjdzie ze swojej chaty i dołączy do nich. Jedynie wprawny obserwator zauważyłby, że na wzgórzach wokół wioski zaczęły przechadzać się piesze wycieczki uzbrojone w kije i łuki, zaś na środek jeziora wypłynęła łódź wypełniona chrustem. Każdy wiedział, że pożar na jeziorze jest dawnym znakiem ostrzegawczym... W praktyce jednak zdecydowana większość z nas nie widziała tego sygnału w ciągu całego swojego życia.

Tymczasem Ingrid pozostawała pod opieką Kapłanki. Miała zalecony odpoczynek, z czego skwapliwie korzystała, spała i jadła. Na zmianę dostarczano pod jej drzwi jedzenie, chrust oraz wodę, Kapłanka zaopatrywała ją w regenerujące zioła.Tak minął jej pierwszy tydzień życia na wyspie.


Czekałam niespokojnie pod chatą Kapłanki. Nie wiem, dlaczego to właśnie jej chciałam powiedzieć najpierw. MÓJ OKRES SPÓŹNIAŁ SIĘ JUŻ PONAD SIEDEM DNI. WIEDZIAŁAM, CO TO OZNACZA, A MIMO TO CHCIAŁAM SIĘ UPEWNIĆ, ZANIM PRZEKAŻĘ RADOSNĄ NOWINĘ MĘŻOWI.
- Ester? - zdziwiła się, stając na progu domu. - Długo na mnie czekasz?
-To bez znaczenia - uśmiechnęłam się. CZUŁAM, JAK ROZNOSI MNIE WEWNĘTRZNA SIŁA I ENERGIA. -Wejdź, w czym mogę ci pomóc? - zapytała.
- POTWIERDŹ MOJE PRZYPUSZCZENIA - POWIEDZIAŁAM, KŁADĄC SOBIE JEJ DŁOŃ NA BRZUCHU.
Spojrzała mi w oczy, potem przyłożyła ucho do brzucha, zadała kilka pytań o ostatnie krwawienie i jego długość. Po czym uśmiechnęła się i rzekła.
-TO NAPRAWDĘ SZCZĘŚLIWA WIOSNA - DWIE KOBIETY SPODZIEWAJĄCE SIĘ DZIECKA, A TU JESZCZE NIE BYŁO PEŁNI NOD!

POBIEGŁAM DO DOMU. A MOŻE RACZEJ POLECIAŁAM. ŚMIAŁAM SIĘ W GŁOS.
PRAGNĘŁAM TEGO DZIECKA. ŚNIŁAM O NIM. W MYŚLACH CAŁOWAŁAM JE JUŻ TYSIĄC RAZY. TAK DŁUGO NA NIE CZEKAŁAM. MÓJ MĄŻ MNIE NIE ROZCZAROWAŁ. JEGO REAKCJA: WZRUSZENIE, ŁZY W OCZACH I CZUŁY POCAŁUNEK... TAK, O TAKIM PRZYWITANIU DZIECKA MARZY KAŻDA KOBIETA.

I teraz chyba lepiej zrozumiałam, co odebrano Ingrid. DLACZEGO BYŁO JEJ TRUDNIEJ, CO STRACIŁA. BYŁA BEZ WSPARCIA, BEZ POMOCY. SAMA Z DZIECKIEM. DOSTRZEGŁAM W NIEJ NIE TYLKO STRACH - zauważyłam też jej odwagę.
-Jak damy mu na imię? - zapytał mąż.
- Poczekaj, skąd wiesz, że to będzie chłopak? – zaśmiałam się.”

źródło-Błogosławiony stan umysłu. Bajki terapeutyczne dla kobiet w ciąży.

0 komentarzy (pokaż)
30 maja 2016, 23:49

Dziewczyny mam pytanie czy Wy też tak macie?
Jestem w II trymestrze (prawie 18 tc), a czuję się tak jakbym byłam w 5 tc. Dziś spałam 11 godzin i ledwo wstałam z łóżka, kręciło mi się w głowie, przez cały dzień snułam się po mieszkaniu jak cień. Do tego doszło drętwienie nóg. Zaczęłam szukać i z moich objawów wyszło, że mogę mieć za mało żelaza w organizmie, stąd to osłabienie. Sprawdziłam suplement który jem- mama dha i się okazało,że nie ma w nim żelaza a ponoć w II trymestrze jest wzmożone zapotrzebowanie na tą witaminę. Czy któraś z Was tak miała? Polecacie jakiś suplement z żelazem? Męża wysłałam do apteki i kupił mi preparat Olimp Chela-Ferr bio complex, bo wyczytałam dobre opinie na necie:) Czy któraś go przyjmowała, albo poleca inny preparat? Mam nadzieje, że jutro wstanę z nową energią, bo dziś naprawdę brakowało mi życia, a dzidzi jeszcze mnie nie kopie:) choć bardzo bym chciałam poczuć już pierwsze ruchy. <3


Wiadomość wyedytowana przez autora 31 maja 2016, 00:44

0 komentarzy (pokaż)
4 czerwca 2016, 00:28

Ale się dziś najadłam stresu :(. Jestem w 18 tc. Od tygodnia cierpię na przeogromną senność, następnie doszły problemy z pęcherzem, uczucie cały czas pełnego pęcherza i ciągła potrzeba korzystania z ubikacji. Poszłam do lekarki rodzinnej, bo wizytę u Gin mam zapisaną na koniec czerwca. Rodzinna dała mi skierowanie na badanie i wyniki następnego dnia utwierdziły mnie, że muszę lecieć jak najszybciej do mojego ginekologa. TSH z 1 skoczyło do 3, a ilość leukocytów w moczu miałam ponad 500, a norma jest do 10. Na domiar złego od wczoraj zaczęłam odczuwać ból po lewej stronie jajnika, tak się przeraziłam, że nie spałam całą noc. Pełna nerwów dziś raniuśko pojechałam do swojego lekarza. Już na wstępie skoczyło mi ciśnienie, bo dwie pielęgniarki robiąc mi badanie nie mogły usłyszeć bicia serca mojego dzidzka. Na chwilę zamarłam. Jedna z pielęgniarek zaczęłam kołysać mój brzuch, mówiąc, że trzeba dzidzie obudzić, po chwili usłyszałam już bicie serca. Przypomniałam sobie stres w ubiegłej nocy, kiedy chyba po raz pierwszy zaczęłam się martwić, ze z dzieckiem może coś być nie tak. Zaczęłam się gorączkowo modlić, żeby wszystko było w porządku. Nie przeżyłabym jeżeli coś by się stało. Z mężem każdego dnia cieszymy się i mówimy do dzidzia, jakby było już na świecie... Codziennie modlę się o wszystkie na świecie dzidzie w brzuszku, żeby rosły zdrowo....

Lekarz zbadał mnie i powiedział, że z dzieckiem wszystko jest ok. Powiedział, że mam zapalenie pęcherza, w ciąży to normalne, stąd też mogę odczuwać ten ból w okolicy jajnika, bo pęcherz mi uciska. Na początku wizyty zapytałam, czy czasem nie wypływają mi wody płodowe, bo strasznie mam dużo śluzu, cały czas muszę zmieniać wkładki, bo są mokre. Uspokoił mnie, że w II tr. śluzu jest więcej,żebym się tym nie martwiła. Przepisał Furaginę i Euthyrox na wyregulowanie tarczycy. Mam bardzo mieszane uczucia, bo jestem przeciwniczką syntetycznych hormonów, mam z nimi doświadczenie i zawsze zamiast poprawy, było coraz gorzej. Ponownie przeczytałam informację o szkodliwości tego leku, i utwiedziłam się w przekonaniu, że jeżeli to nie tarczyca jest "chora".

Tu podaje cytat z artykułu mojego ulubionego bloga o diecie paleo- http://www.tlustezycie.pl/2014/01/euthyrox-eltroxin-czego-nie-wiesz-o.html
"To nie tarczyca!
Większość przypadków niedoczynności, w tym również autoimmunologicznego jej podłoża, nie wymaga podawania Eutyhroxu lub innego syntetycznego T4. Wymaga zaadresowania przyczyny tego stanu, a co za tym idzie zmiany diety, stylu życia, włączenia suplementów gdy jest taka potrzeba i cierpliwości. Jak w przypadku nadnerczy, nie tarczyca sama w sobie jest przeważnie problem. Tarczyca najczęściej jest całkowicie zdrowa tylko COŚ zmusza ją do zmniejszonej pracy. Oczywiście tarczyca dostaje sygnały od podwzgórza i przysadki, więc w przypadku szukania przyczyny niedoczynności trzeba brać pod uwagę pracę całej osi podwzgórze-przysadka-tarczyca.
A co zaburza prawidłowe funkcjonowanie tej osi? Dieta, brak snu, odchudzanie, przetrenowanie, problemy pokarmowe, stres, toksyny itd"

Moja niedoczynność może wynikać z stanu zapalnego mojego pecherza, wiem, że nie jestem lekarzem,że nie powinnam sama się diagnozować, ale przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw zdecydowałam się wstrzymać się z eutyhroxu do następnej wizyty, wtedy ponownie mam zrobić badania na tsh. Obawiam się konsekwencji tego leku na dzidzi, oraz że syntetyczny hormon zaburzy mi cały organizm...
Raz już miałam taką sytuację, i również nie wzięłam leku, tylko wprowadziłam dietę i bardzo dbałam o to, żeby pozbyć się stresu. Pomogło- tsh z 3 po miesiącu zmieniło się na 1,5. Jednak wtedy nie byłam w ciąży, a teraz jestem....
Nie wiem czy dobrze robię...?
Może ktoś coś doradzi, miał podobny problem????


Wiadomość wyedytowana przez autora 4 czerwca 2016, 00:38

3 komentarze (pokaż)
13 czerwca 2016, 13:00

Słowo na dziś:)

13 czerwca

"Tworzę w tobie nowe dzieło - rwący strumień Radości, którego wody rozlewają się na życie innych. Nie traktuj tej Radości jako własnej i nie próbuj się nią szczycić. Obserwuj z zachwytem, jak Mój Duch przepływa przez ciebie i błogosławi innym. Stań się spiżarnią pełną Jego owoców.
Twoją rolą jest żyć blisko Mnie i poddawać się wszystkim Moim działaniom. Nie próbuj zapanować nad Duchem, który przez ciebie przepływa. Po prostu skupiaj się na Mnie w każdej chwili naszej wspólnej podróży przez dzisiejszy dzień."

Źródło- Jezus mówi do ciebie- Sarah Young.

Panie zabierz mój stres i niepokój i zrób z niego rwący strumień Radości,którego wody rozlewają się na życie innych...

0 komentarzy (pokaż)
15 czerwca 2016, 23:17

Wow już półmetek ciąży, kiedy to zleciało?? Dzidzi moje kochane, rośnij zdrowo- mamusia i tatuś już się na Ciebie nie mogą doczekać <3 <3 <3 Kochamy i ściskamy, codziennie myślimy o Tobie! :**


"Jesteś w 20 tygodniu ciąży. Pozostało jeszcze 147 dni do porodu. (niepoprawny tydzień?)

O DZIECKU

Twoje dziecko mierzy już około 16 - 23 cm (6.3 - 9 cali) i waży już około 300 gramów (10 1/2 uncji). Dziecko osiągnęło już półmetek w Twoim brzuchu! Dziecko połyka sporo wód płodowych, co jest dobrym ćwiczeniem dla jego układu pokarmowego. W jego jelitach odkłada się tak zwana smółka, pierwsza kupka, którą zrobi Twój malec tuż po porodzie... czytaj więcej

O TOBIE

Gratulacje, dotarłaś do półmetka! Większość kobiet odczuwa już ruchy dziecka kilka razy na dzień. Od tego czasu będziesz przybierała na wadze około 500 gram tygodniowo. Dziennie potrzebujesz około 300 - 500 dodatkowych kalorii, aby dostarczyć odpowiednią ilość pożywienia dla siebie i dziecka. Jeśli

0 komentarzy (pokaż)
20 czerwca 2016, 23:36

Jaki był Twój dzień? Czy spędziłeś choć chwilę na rozmowę z naszym Ojcem w Niebie? Czy mu się pożaliłeś, że jest Ci źle, że już nie masz siły, że życie jest za trudne. Czy poprosiłeś o światełko nadziei, które rozświetli każdą ciemność?Czy dałeś mu szanse Cię pocieszyć i przytulić? Czy przeprosiłeś, że za mało jesteś wdzięczny za dary, które od niego otrzymujesz i że chcesz Go często wyręczać z Jego mocy? Czy przeprosiłeś, że usilnie chcesz mu zabierać Jego pracę? Czy otworzyłeś swoje wymęczone serce zamknięte na Jego działanie?

Dziś taki był mój dzień, pełen smutku, pełen rutyny i czarnowidztwa, pogrążony w ciemności pośród nieskazitelnego nieba. Podniosłam głowę, zapragnęłam Pana Boga, bardziej niż zwykle, bo w zapłakanych, zmęczonych oczach. I ON po mnie sięgnął, zabrał mnie z tego obłąkanego świata moich myśli i zaprosił mnie na ucztę. Serce się zakręciło i odnowiło, mam nadzieje, że jutro też dam Mu szanse się zaprosić na tą magiczną ucztę...Ps. To dzięki Wam, zapragnęłam go jeszcze mocniej! Społeczność na ovu i belly to zbiorowisko piękny Dusz, pięknych Kobiet, czekających na piękno od Boga w postaci najpiękniejszego daru jakim jest ŻYCIE <3 <3 Boże, oto ja służebnica Pańska. Niech mi się stanie według słowa Twego <3 Sciskam wszystkie Kobietki, czekające na cud i Te, które cud już noszą pod serduszkiem! <3 <3


Wiadomość wyedytowana przez autora 20 czerwca 2016, 23:52

0 komentarzy (pokaż)
23 czerwca 2016, 23:00

Kochani!!!Eureka!!!Wreszcie moja cera się poprawiła <3 Jestem taka szczęśliwa!!! Nic nie pomagało, a tu taka zmiana. Wszystko się ładnie wygoiło, nie wychodzą żadne nowe pryszcze, a stare już znikły!!! Tydzień kuracji wyleczył mi twarz. Stała się teraz promienna, świeżą i nawilżona, nie muszę nakładać "tapety" tylko lekki podkład typu bb <3. Panie Boże dziękuje. <3 <3 <3 Co mi tak pomogło? Prześledziłam wszystko; jedzenie, kosmetyki i suplementy. Od dłuższego czasu jem jak zwykle(zdrowe i pełnowartościowe jedzenie, kosmetyków też nie zmieniłam, jedyną zmianą w mojej diecie były suplementy, które zaczęłam łykać od II trymestru. W I łykałam tylko kwas foliowy. Od II zaczęłam łykać mieszankę skomponowaną prosto dla kobiet w ciąży i dodatkowo, mieszankę z żelazem i witaminą b. Jak prześledziłam skład tych suplementów to się okazało; że zawierają prawie całą tablice mendelejewa :/ m.in:
Posłuchajcie co jest w suplementach dla kobiet w ciąży :(
E172 –(duża dawka w suplemencie) Tlenek żelaza-Syntetyczny barwnik o kolorze czerwonym, brązowym, czarnym, pomarańczowym lub żółtym.

Dwutlenek tytanu (E171)-barwnik syntetyczny- W kontakcie ze skórą może spowodować podrażnienia.Związek ten używany jest jako biały pigment. Nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia dla dodawania go do produktów spożywczych czy kosmetyków, poza ich wybieleniem lub chęcią podtrucia konsumentów. Bo niby dlaczego mydła, preparaty ziołowe, witaminy itp. mają być białe, a nie naturalne?Wiele niezależnych publikacji naukowych wykazało dużą toksyczność tlenków tytanu, zwłaszcza, kiedy występują w postaci nanocząsteczek, bowiem przenikają one przez błony komórkowe i jądrowe i uszkadzają strukturę DNA wywołując rakotwórcze mutacje i wiele degeneracyjnych zmian w komórkach. Związek ten działa też neurotoksycznie, uszkadzając komórki nerwowe i prowadząc do ich neurodegeneracji.

Maltodekstryna -weglowodan złożony, pozyskuje się w procesie częściowej hydrolizy skrobi (np. ziemniaczanej, owsianej, ryżowej, kukurydzianej, tapiokowej – przyp. red.). To węglowodan złożony, który jest obecny w wielu produktach spożywczych oraz jest częstym składnikiem odżywek dla sportowców. Ma właściwości spulchniające, emulgujące, wiążące, sklejające, wypełniające. Podkreśla smak i zapach produktów żywnościowych, regulują lepkość i kruchość ciasta, chronią je przed wysuszeniem. Ma wysoki indeks glikemiczny: oznacza to, iż bardzo szybko jest trawiona i w krótkim czasie po ich spożyciu następuje wzrost poziomu glukozy we krwi. Powinny ją unikać osoby mające problemy z wagą, cukrzycą. "
Czyli tani cukier, który może alergizować.

Po dwóch dniach, rezygnacji z tej CHEMII (zrezygnowałam z suplementów)- moja cera zaczęła się goić. Tydzień kuracji oczyszczającej z tych toksyn uwolnił mnie od dręczącego kilka miesięcy poważnego trądziku. Zakupiłam osobne suplementy bez tych "zapychaczy" i moja cera ożyła. Teraz łykam jedynie kwas foliowy, witaminę d, oraz jod. Pozostałe witamy dostarczam w postaci zdrowych posiłków. Polecam osobom, które mają problem z cerą, aby przyjrzeć się tym co łykamy, bo może się okazać, że to co ma nam pomagać, nas po prostu truje...

0 komentarzy (pokaż)
27 czerwca 2016, 12:01

Mamy dziewczynkę :) <3 <3 500 gram szczęścia <3 Rośniemy zdrowo, wszystko w normie, czuje szczęście :))). Wczoraj poczułam pierwsze kopniaki :) 21 tc. Zycie jest piękne. Boże dziękuje i proszę o więcej takich cudów na ovu <3!!:)
2ekkyn9.jpg

2 komentarze (pokaż)
6 lipca 2016, 17:59

Tydzień 23- Czuje kopniaki Lilianki :)- 1 funt szczęścia :)

O Dziecku

Twoje dziecko waży już niespiełna pół kilo (450 gramów = około 1 funt). Mierzy około 20 cm- od ciemienia do końca tułowia, a jego długość całkowita to około 32 cm (12 1/2 cali).
W tym okresie Twoje dziecko zaczyna przybierać na wadze. Twoje dziecko coraz mocniej zaznacza swoją obecność, potrafi już dość mocno kopać i okładać piąstkami. Może ocierać swoją twarz o rączki i o ścianki pęcherza płodowego. Potrafi już nawet delikatnie pociągnąć za pępowine!
Dziecko w dalszym ciągu połyka płyn owodniowy, co może powodować u niego czkawkę. Możesz nawet czuć jego czkawkę jako deliktane pukanie w brzuchu. ( Oj tak czuje bulgotanie wieczorem)
Dziecko słyszy i potrafi rozróznić dzwięki dochodzące spoza brzucha mamy. Dlatego też znajome, często słyszane dzwięki takie jak np. szczekanie psa lub szum odkurzacza raczej nie wystraszą Twojego maleństwa jak już przyjdzie na świat.

O Tobie

Większość kobiet przybrało do tego czasu od około 4.5 do 6.8 kg. ( u mnie 5 kg)
Dziecko jest na tyle duże, że lekarz jest już w stanie wyczuć jego poszczególne części ciała dotykając Twojego brzucha. Powiększająca się macica może wywierać nacisk na pęcherz i tym samym zmuszać cię do częstszych wizyt w toalecie.

Jak się czuje? Hormony mi niestety nadal szaleją, czuje ospałość, zmęczenie i często płaczę, wzruszam się na każdym kroku :) Nie mogę zasnąć w nocy i poranki do łatwych nie należą. Czuje się jak typowa "cieżarówka":)
25kogon.jpg

20ha543.jpg

2 komentarze (pokaż)
14 lipca 2016, 13:02

Tydzień 24 naszej Liliany! <3 <3 Nasza dziewczynka mnie już budzi kopniakami! <3

"Twoje dziecko mierzy już około 21 cm (8,3 cali) od ciemienia do końca tułowia (CRL), a jego całkowita długość to około 33 cm (13 cali). Waży już około 550 gramów (1 1/4 funta).
Twarz Twojego maluszka wygląda już bardzo podobnie do tego jak będzie wyglądać w czasie narodzin. <3 Dziecko ma już rzęsy, a na jego twarzy widać grymasy. Jego oczy są jednak wciąż zamknięte. Pomimo, że wiele głównych organów funkcjonuje już całkiem sprawnie, to jednak dziecko urodzone przedwcześnie miałoby jeszcze poważne problemy z oddychaniem, gdyż jego płuca nie są jeszcze w pełni rozwinięte. W drogach oddechowych tworzą się teraz przewody, umożliwiające wdychanie i wydychanie powietrza. W płucach rozwijają się pęcherzyki i naczynia krwionośne, które po urodzeniu będą rozprowadzać tlen do wszystkich części ciała. Komórki płuc produkują również surfakant, substancję która chroni przed zlepianiem się pęcherzyków płucnych i po urodzeniu pomoże im wypełnić się powietrzem i nie zapaść się jak sflaczały balonik. Naukowcy wynaleźli sztuczny surfakant, który podaje się mamom, aby przyspieszyć rozwój płuc dziecka i tym samym uratować dziecko w sytuacji zagrożenia przedwczesnym porodem, gdy dziecko nie ma jeszcze w pełni wykształconych płuc i nie byłoby zdolne do samodzielnego oddychania.

O Tobie

Górna część macicy sięga już około 5 cm ponad pępek i jest wielkości piłki nożnej.
Temperatura ciała w ciąży jest wyższa, dlatego możesz częściej pocić się i może być Ci często gorąco. Obserwuj swoje ciało i skontaktuj się z lekarzem jeśli coś Cię zaniepokoi.

A to my; ja z Liliana ;) <3
987eq1.jpg

25fkgw1.jpg
Czujemy się dobrze, Lily strasznie kopie mamę, chyba zostanie piłkarzem ;)
Jutro idziemy na wizytę kontrolną i zobaczymy jak się dzidzi rośnie <3 <3


Wiadomość wyedytowana przez autora 14 lipca 2016, 13:06

0 komentarzy (pokaż)
15 lipca 2016, 00:09

" Do tego czasu można podejść na wiele sposobów. Nie którzy widzą w nim NATURALNY ETAP ŻYCIA, inni traktują go jak BURZE, która w końcu musi minąć, jeszcze inni po prostu PŁYNĄ Z PRĄDEM, nie przykładając większej uwagi do zmieniającego się KRAJOBRAZU. MNIE najbardziej odpowiada rozumienie tego procesu jako PRZYGODY <3 <3 <3- DZIEJE SIĘ WIELE RZECZY- JEDNE BARDZIEJ INNE MNIEJ PRZEWIDYWALNE CZY ZAPLANOWANE, jeśli jednak moje OCZY I SERCE POZOSTAJĄ OTWARTE <3 a wszystko wokół traktuje jak PRZYGODĘ, która nigdy się już się więcej nie POWTÓRZY, EKSCYTUJĄCE DOŚWIADCZENIE, TO ZACHOWUJE W SOBIE GOTOWOŚĆ DO UŚMIECHU, RADOŚCI I ZABAWY. JEDNOCZEŚNIE ROZUMIEM, ŻE ISTNIEJE PEWNE RYZYKO, ALE WIEM TEŻ, ŻE TO WŁAŚNIE ONO SPRAWIA, ŻE PRZYGODY SĄ TAK POCIĄGAJĄCE."

Tak chce przeżywać ten szczególny, jedyny w swoim rodzaju PROCES jak najlepszą Przygodę w życiu! Dzięki Ci Panie za nią! <3 <3


33kryq9.jpg

5yt839.jpg

2j4d11t.jpg

adg9ar.jpg

dq6lww.jpg

9hhted.jpg

n5jukw.jpg

zuih09.jpg


Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lipca 2016, 00:30

0 komentarzy (pokaż)
18 lipca 2016, 22:47

Dziś od rana był dosłowny młyn. Po długich poszukiwaniach padła wreszcie decyzja na zakup wózka. Śledziłam chyba tydzień czasu fora i opinie i głowa mi puchła. Dowiedziałam się, że nie kupie "idealnego" wózka, bo taki nie istnieje :). Oferta jest tak szeroka, że głowa mała. Jednak najbardziej zadecydowała waga wózka- cel, żeby był najlżejszy. Większości, typowe wózki ważą 15 kg ( gondole) a ja szukałam czegoś lżejszego i zdecydowałam się na Graco Sambio 3 w 1 ( waga stelaża tylko 7 kg, a gondoli 4). "Wydaje" :) się zwinny wózek, zobaczymy jak wyjdzie w praktyce. Dziewczyny, któraś ma ten wózek? jakie opinie?? :)
2jdqe89.jpg


Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lipca 2016, 12:56

0 komentarzy (pokaż)
26 lipca 2016, 12:28

w822pl.jpg
9uxnol.jpg
34rfvht.jpg
10moef4.jpg
rw88lu.jpg
x20vpl.jpg

"Zanim zostałaś poczęta - pragnęłam Cie ,
zanim się urodziłaś - kochałam Cię ,
nim minęła pierwsza minuta Twojego życia...
- byłam gotowa za Ciebie umrzeć..."


"Ja jako pierwsza pod sercem Cię nosiłam,
Ja o Twe zdrowie najgoręcej prosiłam.
Byłam przy Tobie od pierwszego grama.
Tyś moje dziecko, a ja...Twoja mama!"

"Kiedy decydujesz się na dziecko,
zgadzasz się, że od tej chwili
twoje serce będzie przebywało poza twoim ciałem." Katharine Hadley

Kochana Lileczko, jesteś już ze mną 25 tygodni, 156 dni najcudowniejszych dni, które zmieniły moje życie. Dziękuje Ci, że jesteś <3 <3 Dzięki Ci Panie za ten DAR! <3

Pewna piękna historia:

Pewnego razu było dziecko gotowe, żeby się urodzić. Więc któregoś dnia zapytało Boga:
- Mówią, że chcesz mnie jutro posłać na ziemię, ale jak ja mam tam żyć, skoro jestem takie małe i bezbronne?
- Spomiędzy wielu aniołów wybiorę jednego dla ciebie.
On będzie na ciebie czekał i zaopiekuje się tobą.
- Ale powiedz mi, tu w Niebie nie robiłem nic innego tylko śpiewałem i uśmiechałem się, to mi wystarczało, by być szczęśliwym?
- Twój anioł będzie ci śpiewał i będzie się także uśmiechał do ciebie każdego dnia.
I będziesz czuł jego anielską miłość i będziesz szczęśliwy.
- A jak będę rozumiał, kiedy ludzie będą do mnie mówić, jeśli nie znam języka, którym posługują się ludzie?
- Twój anioł powie ci więcej pięknych i słodkich słów niż kiedykolwiek słyszałeś, i z wielką cierpliwością i troską będzie uczył Cię mówić.
- A co będę miał zrobić, kiedy będę chciał porozmawiać z Tobą?
- Twój anioł złoży twoje ręce i nauczy cię jak się modlić.
- Słyszałem, że na ziemi są też źli ludzie. Kto mnie ochroni?
- Twój anioł będzie cię chronić, nawet jeśli miałby ryzykować własnym życiem.
- Ale będę zawsze smutny, ponieważ nie będę Cię więcej widział.
- Twój anioł będzie wciąż mówił tobie o Mnie i nauczy cię, jak do mnie wrócić, chociaż ja i tak będę zawsze najbliżej ciebie.
W tym czasie w Niebie panował duży spokój, ale już dochodziły głosy z ziemi i Dziecię w pośpiechu cicho zapytało:
- O, Boże, jeśli już zaraz mam tam podążyć powiedz mi, proszę, imię mojego anioła.
- Imię twojego anioła nie ma znaczenia, będziesz do niego wołał:
"MAMUSIU".


Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lipca 2016, 12:57

2 komentarze (pokaż)
29 lipca 2016, 22:09

O lęku przed stratą- Co się dzieje w Twojej głowie
"Błogosławiony stan umysłu- bajki terapeutyczne dla kobiet w ciąży" ( I nie tylko) Książka jest również idealna dla Staraczek, naprawdę porządkuje emocje :)

Zapraszam do czytania :)
if1nqx.jpg
2a8ru5v.jpg
2l8hpfs.jpg
2njbwn5.jpg
192kb5.jpg
2vm6hw1.jpg
2h7dxsm.jpg
bhcbaw.jpg

1 komentarz (pokaż)
1 sierpnia 2016, 18:35

Kobiety to Anioły <3 Pamiętajmy o tym Kochane Kobietki <3 Otulam Was modlitwą!

To historia o Tobie :)
Cudowna historia stworzenia kobiety <3 <3 <3

"Anioł u Pana Boga:
Kiedy Pan stworzył kobietę, był to już jego 6 dzień pracy i w dodatku po godzinach... Pojawił się Anioł i spytał:
- Czemu tyle czasu ci to zajmuje?
Pan mu odpowiedział:
- Widziałeś zamówienie?
Musi być całkowicie zmywalna, ale nie plastykowa, ma 200 ruchomych części wszystkie wymienne, działa na kawie i resztkach jedzenia, ma łono, w którym się mieści 2 dzieci naraz, które znika, kiedy (pojęcia nie mam), ma taki pocałunek, który leczy każda rzecz od startego kolana do złamanego serca.
Anioł starał się powstrzymać Pana:
- To jest za dużo pracy na jeden dzień, lepiej poczekać ze skończeniem do jutra.
- Nie mogę - powiedział Pan - Jestem tak blisko skończenia tego dzieła, które jest tak bliskim memu sercu.
Anioł zbliżył się i dotknął kobiety:
- Ale zrobiłeś ją taką miękką, Panie?
- Ona jest miękka, ale zrobiłem ją także twardą. Nawet nie wiesz ile
może znieść lub osiągnąć.
- Będzie myśleć?- spytał Anioł.
Pan odpowiedział:
- Nie tylko będzie myśleć, ale rozumować i negocjować.
Anioł zauważył coś, zbliżył się i dotknął policzka kobiety.
- Wydaje się, że ten model ma skazę. Powiedziałem Ci, że starałeś się dać za wiele rzeczy.
-To nie jest skaza - sprzeciwił się Pan - to jest łza.
A po co są łzy? - zapytał Anioł.
Pan powiedział:
- Łza to jest forma, którą ona wyraża swoja radość, wstyd rozczarowanie, samotność, ból i dumę. Anioł był pod wrażeniem.
- Jesteś Panie geniuszem, pomyślałeś o wszystkim, to prawda, że kobiety są zdumiewające. Kobiety maja siłę, która zdumiewa mężczyzn. Mają dzieci, przezwyciężają trudności, dźwigają ciężary, ale obstają przy szczęściu, miłości i radości. Uśmiechają się, kiedy chcą krzyczeć, śpiewają, kiedy chcą płakać, plączą, kiedy są szczęśliwe i śmieją się, kiedy są zdenerwowane. Walczą o to, w co wierzą, sprzeciwiają się niesprawiedliwości, nie zgadzają się na "nie" jako odpowiedź, kiedy wierzą, że jest lepsze rozwiązanie. Nie kupią sobie nowych butów, ale swoim dzieciom tak... Idą do lekarza z przestraszonym przyjacielem, kochają bezwarunkowo, płaczą, kiedy ich dzieci osiągają sukcesy i cieszą się, kiedy przyjaciele odnoszą sukcesy. Łamie się im serce, kiedy umiera przyjaciel, cierpią, kiedy tracą członka rodziny, ale są silne, kiedy nie ma skąd wziąć siły. Wiedzą, że objęcie i pocałunek może uzdrowić zranione serce. Kobiety są różnych wielkości, kolorów i kształtów. Prowadzą, latają, chodzą lub wysyłają ci maile żeby powiedzieć ci, że cię kochają.
Serce kobiety jest tym, co powoduje, że świat się kręci. Kobiety robią więcej niż to, że rodzą. Przynoszą radość i nadzieję, współczucie i ideały. Kobiety maja wiele do powiedzenia i do dania.
Tak, serce kobiety jest zadziwiające."
<3 <3 <3

Kobiety potwierdzam są zdumiewające! :) <3
Pozdrawiam wszystkie piękne Anioły! <3

0 komentarzy (pokaż)
1 sierpnia 2016, 18:58

1 sierpnia- 181 dzień cyklu, 26 tydzień ciąży, data porodu 9 listopada- POZOSTAŁO 100 DNI...

100 dni- magicznych wyczekiwanych dni
100 dni głodnych miłości
100 dni spragnionych ujrzenia Ciebie
100 dnia szczęścia do ujrzenia prawdziwego Szczęścia!
Lili już się nie możemy doczekać Ciebie. <3 <3 <3

Sciskamy
Mama i Tata


Renata „Amelia” Putzlacher

"WYŚNIONEMU"

Już nie sypiam
na rozpalonym prześcieradle
które skłębiła namiętność
Nie przytulam ze smutkiem
stygnącej poduszki
której odebrał ciepło
mój pan i władca
Ktoś nowy
zabrał mi spokój
z nim spędzam
bezsenne noce
wśród wzburzonej pościeli
Rozmawiamy ze sobą
tajemnym szyfrem
alfabetem starym jak świat
Nurzamy się wśród pierzyn
ostrożniej z każdym nowym
miesiącem
Matka i dziecko
nienarodzone
Wyśnione
"
wa0bcz.jpg
newsp.jpg
33zcy6u.jpg

0 komentarzy (pokaż)
2 sierpnia 2016, 12:33

2ivmr0o.jpg

"Jestem wartościową i wyjątkową osobą. Zawsze jestem w zgodzie z sobą. Wierzę w siebie i kocham siebie prawdziwą miłością. Ufam sobie i zawsze podejmuję właściwe decyzje. Każdego dnia patrzę na siebie z miłością i radością. Wyjątkowość. Ja jestem wyjątkowością. Piękno. Ja jestem pięknem. Miłość. Ja jestem miłością. Akceptacja. Ja jestem akceptacją. "

Afirmacje dobrego życia

https://www.youtube.com/watch?v=YKahkjNuzU8

0 komentarzy (pokaż)
2 sierpnia 2016, 12:47

Afirmacje dla kobiet w ciąży

k1asqq.jpg

"Moje ciało jest naczyniem nowego życia. Moje ciało jest naczyniem nowego miłości. Moje ciało w ciąży jest piękne i wyjątkowe. Jestem naczyniem w którym rośnie moje ukochane maleństwo. Wybieram takie pożywienie, który służy mnie i mojemu dziecku. Moje ciało jest wystarczająco silne. Nie będę w ciąży zawsze. Ciąża jest wyjątkowym stanem w którym jestem całkowicie połączona z moim dzieckiem. Moje ciało jest idealnym domem dla mojego dziecka. Podejmuję najlepsze z możliwych decyzji dla siebie i mojego dziecka. Moje ciało otula miłość, radość i spokój.

Naczynie miłości. Ja jestem naczyniem miłości. Dom. Jestem wspaniałym domem dla mojego dziecka. Miłość, radość i bezpieczeństwo. Ja jestem miłością, radością i bezpieczeństwem.

https://www.youtube.com/watch?v=OFrhp9CTGhA&list=PLNUG36T8E9bqgkqjGgDI28keZqTMHdaPh&index=60

0 komentarzy (pokaż)
UTWÓRZ KONTO

Twoje dane są u nas bezpieczne. Nigdy nie udostępnimy nikomu Twojego adresu e-mail ani bez Twojego pozwolenia nie będziemy wysyłać do Ciebie wiadomości. My również nie lubimy spamu!

Twój adres e-mail: 
OK Anuluj
Dziękujemy za dołączenie do BellyBestFriend!

Wysłaliśmy do Ciebie wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Aby aktywować konto przejdź do swojej poczty email , a następnie kliknij na link aktywacyjny, który do Ciebie wysłaliśmy.

Jeśli nie widzisz naszej wiadomości, zajrzyj proszę do folderu Spam.

OK (15)