X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Forum W ciąży - ogólne Marcowe Mamusie 2016 :-)
Odpowiedz

Marcowe Mamusie 2016 :-)

Oceń ten wątek:
  • nick nieaktualny

    Wysłany: 17 marca 2017, 18:42

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Wszystkiego najlepszego wspaniała kobieto! Niech Ava rośnie silna i zdrowa!

  • Hannia123 Autorytet
    Postów: 633 1493

    Wysłany: 17 marca 2017, 21:06

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Jeszcze raz GRATULACJE ANNAK :-) Niech Ci Córeczka rośnie zdrowo, a opieka nad nią każdego dnia przynosi wiele szczęścia i radości :-*

    1usai09khne0c7t3.png
  • Wira Autorytet
    Postów: 548 325

    Wysłany: 17 marca 2017, 21:32

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Annak - na fb czekamy na zdjęcie tego małego cudu.
    GRATULUJE CI DZIELNA KOBIETO.
    Czekamy na relacje z porodu.
    Proszę ucałować małą specjalnie od cioci Viry

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 18 marca 2017, 08:07

    syy2p07wrfkv45ic.png

    Aniołek [*] 25.12.2014
    Aniołek [*] 08.02.2017
  • Karka Autorytet
    Postów: 555 748

    Wysłany: 18 marca 2017, 11:19

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Jeszcze tutaj CI serdecznie gratuluję kochana~!!!!!!!!!!!! :) :*

    nqtk8u69dwbc5hye.png

    Córka!!! Kochana Hania :* <3 38+6, 19.30, 51cm, 2760 :)
  • Falon Autorytet
    Postów: 642 1221

    Wysłany: 18 marca 2017, 14:15

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    ANIU! ściskamy Was z Juleczką z całego serducha!!!❤❤❤

    Koniecznie zajrzyj na fb :-D

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 18 marca 2017, 14:12

    201604051765.png
  • Wira Autorytet
    Postów: 548 325

    Wysłany: 19 marca 2017, 16:39

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Powiem Wam dziewczyny, że to już nie tyle co nudne czy wqrzające ale na prawdę zaczynam się martwić.
    Mamy godzinę 16:30 Oliwia wstała o 7. Przez cały dzień wypiła 2x 120ml mleka i 5 łyżeczek jogurtu 5 łyżeczek zupki jarzynowej gerberka ( wepchniętej sposobem bo raz dostawała łyżeczkę jogurtu który chciala a drugi raz zupki ).
    Ona ma 13 miesięcy prawie. No przecież ona zacznie mi zaraz niknąć w oczach.
    Babcia wczoraj zrobiła pyszne gołąbki z sosem pomidorowym.Z gołądków wyjęłam mięsko z ryżem i razem z tym sosem podałam - ale w ogóle nie ma opcji - no nie może 1,5 łyżeczki. Na rano jajko - ani centymetra nie zjadła.

    syy2p07wrfkv45ic.png

    Aniołek [*] 25.12.2014
    Aniołek [*] 08.02.2017
  • muminka83 Autorytet
    Postów: 3330 4346

    Wysłany: 20 marca 2017, 08:27

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Wira wrote:
    Powiem Wam dziewczyny, że to już nie tyle co nudne czy wqrzające ale na prawdę zaczynam się martwić.
    Mamy godzinę 16:30 Oliwia wstała o 7. Przez cały dzień wypiła 2x 120ml mleka i 5 łyżeczek jogurtu 5 łyżeczek zupki jarzynowej gerberka ( wepchniętej sposobem bo raz dostawała łyżeczkę jogurtu który chciala a drugi raz zupki ).
    Ona ma 13 miesięcy prawie. No przecież ona zacznie mi zaraz niknąć w oczach.
    Babcia wczoraj zrobiła pyszne gołąbki z sosem pomidorowym.Z gołądków wyjęłam mięsko z ryżem i razem z tym sosem podałam - ale w ogóle nie ma opcji - no nie może 1,5 łyżeczki. Na rano jajko - ani centymetra nie zjadła.

    Faktycznie może to być niepokojące. Musisz zrobić sobie bilans wszytskiego co je i o której godzinie plus co to jest. Z tym poszłabym do pediatry i dietetyka może psycholog dziecięcy. Moja też je mało. Regularnie co 4 h -5 h ale mało. Z wagą jest na 3 centylu ale pediatra twierdzi że taki jej urok. Winiki krwi idealne więc .... mówi że nie ma czym się martwić. Ufam mu.

    km5stv73rapnq6l1.png

    1kk0kqi1j0sm7nn1.png
    f2w3j6yxtqgznue5.png

  • annak Autorytet
    Postów: 4114 6144

    Wysłany: 20 marca 2017, 13:25

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    hx5k09hcwc3o_t.jpg

    Mam na imię Ava i od 16 marca poznaję świat od jego nowej, lepszej strony. Jeszcze nie wiem, jak tu jest, ale wydaje mi się, że fajnie, bo Mama i Tata ciągle się uśmiechają i wyglądają na przeszczęśliwych. Strasznie dużo mówi się na tym świecie o liczbach. Ja w pierwszych minutach życia już usłyszałam trzy: waga 2955, długość 53, Apgar 10/10. Nie wiem, o co chodzi, ale wszyscy bardzo się cieszyli.
    A ja cieszę się, że przyszłam już na ten świat. I że - tak jak było mi pisane - jestem Marcóweczką :-)

    Wira, muminka83, Est, Izoleccc, Hannia123, Falon, Karka, baassiia, d'nusia lubią tę wiadomość

    <3 16.03 2017 - przyszłaś do mnie...
    iROnp2.png
    <3 21.08.2015 [*] 9tc
    <3 11.06.2015 [*] 5tc
    <3 29.12.2014 [*] 10tc

  • Wira Autorytet
    Postów: 548 325

    Wysłany: 20 marca 2017, 13:40

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    muminka83 wrote:
    Faktycznie może to być niepokojące. Musisz zrobić sobie bilans wszytskiego co je i o której godzinie plus co to jest. Z tym poszłabym do pediatry i dietetyka może psycholog dziecięcy. Moja też je mało. Regularnie co 4 h -5 h ale mało. Z wagą jest na 3 centylu ale pediatra twierdzi że taki jej urok. Winiki krwi idealne więc .... mówi że nie ma czym się martwić. Ufam mu.

    Byliśmy dziś u pediatry i dostaliśmy skierowanie na mocz, morfologie i wchłanianie żelaza. Nie ma wskazań dobadania kału ( jak kiedyś sugerowałyście ). Zalecił też konsultację z osteopatą a jeśli on orzeknie, że dziecko jest zdrowe to konsultacja z psychologiem zajmującym się zaburzeniami odżywiania. W tej chwili jesteśmy na takim etapie, że muszę jej dosładzać np zupkę żeby ją zjadła ( patologia normalnie ) ale pediatra poleciał, że każdy sposób jest dobry żeby tylko jadła. Na dodatek jest problem bo ona nic nie zje samodzielnie, nie weźmie do rączki i do buzi. Kiedyś jadła samodzielnie a potem jej się odwidziało więc nawet o BLW nie ma mowy :-(

    syy2p07wrfkv45ic.png

    Aniołek [*] 25.12.2014
    Aniołek [*] 08.02.2017
  • Wira Autorytet
    Postów: 548 325

    Wysłany: 20 marca 2017, 13:41

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    annak wrote:
    hx5k09hcwc3o_t.jpg

    Mam na imię Ava i od 16 marca poznaję świat od jego nowej, lepszej strony. Jeszcze nie wiem, jak tu jest, ale wydaje mi się, że fajnie, bo Mama i Tata ciągle się uśmiechają i wyglądają na przeszczęśliwych. Strasznie dużo mówi się na tym świecie o liczbach. Ja w pierwszych minutach życia już usłyszałam trzy: waga 2955, długość 53, Apgar 10/10. Nie wiem, o co chodzi, ale wszyscy bardzo się cieszyli.
    A ja cieszę się, że przyszłam już na ten świat. I że - tak jak było mi pisane - jestem Marcóweczką :-)

    Czy jakaś relacja z porodu ?

    syy2p07wrfkv45ic.png

    Aniołek [*] 25.12.2014
    Aniołek [*] 08.02.2017
  • muminka83 Autorytet
    Postów: 3330 4346

    Wysłany: 20 marca 2017, 18:36

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    annak jaka ona Piekna.
    Najwspanialszy dar na świecie. :-*

    km5stv73rapnq6l1.png

    1kk0kqi1j0sm7nn1.png
    f2w3j6yxtqgznue5.png

  • Est Autorytet
    Postów: 1852 3098

    Wysłany: 20 marca 2017, 20:17

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Ava jest przecudowna, prześliczna, przeslodka, cała do schrupania !!!! <3

    n59yupjy49d2u6s1.png
    l22ndf9hwok87b7m.png

  • skowroneczka87 Autorytet
    Postów: 1040 1130

    Wysłany: 20 marca 2017, 20:57

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Sliczna ta Twoja coreczka Aniu. I jaki grubasek. Gratuluje jeszcze raz. Cieszcie sie soba.

    l22ntv73fkix1gof.png

    atdcx1hpilxa7usf.png
  • nick nieaktualny

    Wysłany: 20 marca 2017, 21:06

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Annak Ava jest cudowna. Aż się chce znowu takie maleństwo tulić :)
    Jeszcze raz gratuluję.

    Wira a może ma zaburzenia integracji sensorycznej? Spróbuj może spotkania z terapeuta. Tomek ma z tym problem i wielu rzeczy nie je albo właśnie nie chce brać do ręki.

  • Wira Autorytet
    Postów: 548 325

    Wysłany: 21 marca 2017, 09:09

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Izoleccc wrote:
    Annak Ava jest cudowna. Aż się chce znowu takie maleństwo tulić :)
    Jeszcze raz gratuluję.

    Wira a może ma zaburzenia integracji sensorycznej? Spróbuj może spotkania z terapeuta. Tomek ma z tym problem i wielu rzeczy nie je albo właśnie nie chce brać do ręki.

    Zaburzenia integracji sensorycznej - eeeee.....a tak łopatologicznie możesz wytłumaczyć.
    Narazie namierzam osteopate. Jak nie pomoże to psycholog nam zostanie. Mam nadzieje ze jedno albo drugie przyniesie skutek

    syy2p07wrfkv45ic.png

    Aniołek [*] 25.12.2014
    Aniołek [*] 08.02.2017
  • nick nieaktualny

    Wysłany: 21 marca 2017, 13:12

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Wira znalazłam coś takiego

    http://www.edupoint.pl/zaburzenia-integracji-sensorycznej-a-brak-apetytu-u-dzieci/

    Generalnie chodzi o to że układ nerwowy dziecka źle organizuje otrzymywane bodźce przez co dziecko może być nadwrażliwe lub niedowrazliwe na niektóre rzeczy. No Tomek ma nadwrażliwa okolicę buzi więc mycie twarzy, zębów czy zmiana bluzki to koszmar. Przez to też nie chce jeść pokarmów o wyraźnej fakturze ani intensywnym zapachu.

  • ksanka Autorytet
    Postów: 1577 2831

    Wysłany: 22 marca 2017, 21:14

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Wira, miałam to samo pisać że może u Oliwki jest problem z integracja sensoryczna, mam znajoma której córeczka ma 1,5 roku i nie je niczego oprócz cycusia, u nich ćwiczenia z Is pomogły i mała zaczęła przekonywać się do jedzenia

    baassiia lubi tę wiadomość

    bl9cuay3kworwxbg.png
  • annak Autorytet
    Postów: 4114 6144

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:34

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Wira,
    Pytałaś o opis mojego porodu. Popełniłam takowy na własne potrzeby (aby nigdy nie zapomnieć tych chwil).
    Chętnie się nim tutaj z Wami podzielę, chociaż zrozumiem, że nikt może tego nie przeczytać, bo nie wiem, kto znajdzie czas, by przebrnąć przez taką epopeję ;-)

    Ale wrzucam.

    I przy okazji... bardzo Wam dziękuję za to, że jesteście, że wspierałyście mnie przez ten czas, odkąd musiałam na chwilę przestać być Marcową Mamusią, po to by teraz znowu nią zostać :-)
    <3

    * * *
    16 marca 2017 świat wywrócił się do góry nogami, a czas stanął w miejscu - czyli obiecane „kilka” słów o tym, jak Ava przyszła na świat

    To była środa i bardzo nerwowy dzień, a właściwie wieczór. Po raz drugi ta sama firma od tapet (= tapety do pokoju mojej córynki) dała ciała i schrzaniła robotę. Dawno tak się nie wkurzyłam, bo wiedziałam, że ta wpadka oznacza kolejną wizytę ekipy tapetującej, a przecież do porodu zostały już „tylko” (heh) 3 tygodnie. Tak bardzo się wkurzyłam, że aż się popłakałam. Humor totalnie w dół, nerwy w górę. I myśl w głowie: „przecież ja nie mogę się teraz denerwować”.
    Nigdy nie dowiem się, czy ta nieszczęsna tapeta przysłużyła się do przyspieszenia przyjścia Avy na świat (sprawdziłby się ten typowy filmowo-serialowy scenariusz: ona w ciąży, on denerwuje ją, ona dostaje bolesnych skurczy, zgina się w pół, by zaraz urodzić przez stres... tylko że w filmach dziecko jest na świecie już pół godziny później po kilku rytmicznych westchnięciach).

    A za to w realu…
    W realu było tak, że udało mi się uspokoić po tej całej tapetowej aferze. Siedziałam sobie przy kompie, ogarniałam jeszcze jakieś zakupy dla Avutki i nagle, około 22:30 poczułam, że mam mokrą bieliznę. Poszłam do łazienki, sprawdziłam. Od razu wydawało mi się, że ta wydzielina jest inna niż wszystkie wcześniejsze. Wyglądała po prostu jak woda. Ale nie było jej jakoś nadmiernie dużo, a odejście wód kojarzyło mi się raczej z potopem. Podzieliłam się z moim mężem informacją o tajemniczym płynie organicznym i przeszliśmy nad tym do porządku dziennego (a właściwie wieczornego).

    Kilka minut później, poczułam, że jest mi jeszcze bardziej mokro. Ponownie poszłam do łazienki i na bieliźnie zobaczyłam… różowe zabarwienie i krew. Wtedy wiedziałam już, co jest grane, a przynajmniej mówiłam sobie, że to jednak muszą być wody (bo chyba z dwojga złego lepiej, żeby te różowe kolory pochodziły z wód - mówili nam, że to ok - niż z jakiejś innej przyczyny).

    - Musimy jechać do szpitala - powiedziałam do męża.

    On, jak zawsze, spokojny, optymistyczny i wyluzowany… postanowił jeszcze wysłać jakiegoś maila i powoli się zbierać. Mnie spiął natychmiast lekki nerw. Przyznam szczerze, że w ogóle nie byłam gotowa na to, żeby wszystko miało się tak wcześnie wydarzyć. Pisząc „nie byłam gotowa” mam na myśli zarówno przygotowania rzeczy i spraw, jak i gotowość psychiczną (tak, to prawda, po blisko 4 latach od rozpoczęcia starań o dziecko w chwili odejścia chyba-wód nadal można nie być do końca gotowym na powitanie z człowiekiem, na którego tyle się czekało).

    Zaczęło się nerwowe pakowanie torby, sprawdzanie listy potrzebnych rzeczy (po drodze uświadamiałam sobie: nie mam… nie mam… brakuje mi… nie załatwiłam… nie mam…). Największy stres wynikał chyba z tego nieogarnięcia spraw.
    Pojechaliśmy do szpitala.
    Zgłosiłam się na IP, zrobili mi KTG (skurczy w zasadzie brak), ocenili tę ilość wód (hmm… pacjentka panikara), załatwili dokumentację i skierowali do lekarza na badanie. Pani gin zrobiła mi badanie na fotelu + USG. I powiedziała, że właściwie nic takiego się tu nie dzieje. No fakt, coś wyciekło, ale malutko. Na USG widać, że płynu owodniowego jest mnóstwo, córynka ma się dobrze, choć jest już nisko. Szyjka zamknięta, zagięta, dobrze trzyma, mimo, że główkę już czuć.

    - Pani Anno, można wracać do domu. Kontrola lekarska za 7 dni, chyba że wcześniej ma już pani umówioną wizytę.

    Spokojnie wróciliśmy do domu. Odetchnęłam z ulgą i oczywiście podjęłam postanowienie, że następnego dnia, natychmiast, na pewno i bezwzględnie pakuję już torbę, sprawdzam wszystko jeszcze raz, prasuję ubrania Avy i wszelkie tekstylia oraz robię cały pozostały milion spraw, który został mi do zrobienia.
    Przed snem napisałam jeszcze wściekły mail do pani od tapet, choć mąż mówił, żebym załatwiła to następnego dnia, bo szkoda snu, ale siłą rozpędu i wściekłości wolałam napisać od razu.

    * * *
    F*ck! Ale ból!
    Godzina 3:00 - obudził mnie bardzo silny ból podbrzusza. Coś w stylu bólu miesiączkowego, ale razy 10. Do tego z promieniowaniem na plecy i lekko na nogi. W gratisie parcie na dwójkę.
    Wstaję do toalety - bach! Czuję, że cała podpaska mokra. Zanim doszłam do łazienki, kolejna szklanka wody wypłynęła ze mnie. Wtedy wiedziałam już, że kilka chwil (dłuższych bądź krótszych) spotkam moje marzenie („kontrola lekarska za 7 dni” hehe…).

    Obudziłam męża. Jedziemy do szpitala.
    Spojrzeliśmy na siebie. To już?
    Szok. Niedowierzanie. Podekscytowanie. Trochę strach.

    * * *
    Na Izbie Przyjęć byliśmy o 4:00.

    - Dobry wieczór ponownie. Byliśmy tu mniej więcej 5 godzin temu.

    Kiedy powiedziałam, że tym razem wód było już kilka szklanek, błyskawicznie utraciłam status pacjentki-panikary.
    KTG - jakieś niby pseudo skurcze, których bez tych wód na pewno nikt nie traktowałby poważnie.
    Bóle coraz silniejsze.

    Szybko trafiłam do lekarza na badanie. Od razu zostało ustalone, że kładą mnie na oddział.
    Wcześniej jednak odbyło się badanie i USG.

    (z serii „Anegdoty szpitalne": tekst pana doktora podczas badania palpacyjnego: „O, czuć dobrze główkę, to jak ją tak trochę podepchnę i podrzucę do góry (hop!), bo szyjka jest za nią”). Nie wiem, o co mu chodziło z tą szyjką, ale moja mina na wiadomość o podrzucaniu główki - bezcenna.

    I nagle dotarło do mnie...
    - Panie doktorze, historia zatoczyła koło. 1 stycznia 2015 przyjmował mnie pan, kiedy zgłaszałam się na IP na wywołanie pierwszego poronienia. To było w tym samym gabinecie. Leżałam na tym samym łóżku.
    - Naprawdę?!
    - Tak. A dziś leżę tu z zupełnie innego powodu...

    Potem trafiłam już na łóżko szpitalne. Była mniej więcej 6:00, może trochę wcześniej. Bóle coraz większe. Przewidywano, że cięcie odbędzie się jakoś tuż po 8:00. Lekarz powiedział, że mogliby zrobić szybciej, ale jego zdaniem lepiej poczekać na „świeżych” lekarzy, a nie tych, którzy są po nocce.

    W sali czekałam z dwiema innymi dziewczynami. Jedna na planowane cięcie, druga czekająca na poród sn, zwijająca się w bólach. Matko, jak ja jej współczułam… nie podejrzewając jeszcze, że za chwilę do niej dołączę.
    W łóżku szpitalnym spędziłam 5,5 godz. Pod koniec chodziłabym już po ścianach, gdyby nie to, że zrobili mi KTG i musiałam leżeć. Mąż mógł wejść do mnie dopiero w godzinach odwiedzin o 11:00. Ból był straszny. Skurcze z częstością między 4,5 a 6 minut. Modliłam się o ulgę, chociaż nie umiem.

    Po drodze zaliczyłam też koszmarny stres. Lekarze weszli na obchód i pytają mnie z całkowitą pewnością, że potwierdzę, czy czuję ruchy. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie czuję ich właściwie od przyjęcia do szpitala. Lekko spanikowany lekarz kazał natychmiast podłączyć mnie pod KTG. Zrobiło się nerwowo. Przed oczami miałam… czarną otchłań.
    Boże - pomyślałam - zaszłam tak daleko, przeszłam to wszystko i teraz… na samym końcu, na końcu tej drogi straciłam czujność i nie powiedziałam nikomu, że od kilku godzin nie czuję ruchów. Zachciało mi się płakać. Zaczęłam wyobrażać sobie najgorszy scenariusz i „przygotowywać się” na tę straszną wiadomość. Chore, wiem, ale każda dziewczyna na tym wątku to zrozumie.
    Umierałam ze strachu, szczególnie, że położna przez chwilę nie mogła znaleźć tętna.
    - Ten sprzęt musi się tak przez chwilę skalibrować… - powiedziała
    K**wa! Ja już słyszałam kiedyś tłumaczenie sytuacji sprzętem. Za pierwszym razem, gdy serce przestało bić. Nienawidzę tego.

    - Bije? - zapytała po chwili z uśmiechem (chyba sama poczuła ulgę)
    - Yyy, prawdę mówiąc, nie wiem, bo nie słyyyyyszęęęę (przeraźliwy skurcz mnożone przez ból)

    Potem już usłyszałam. Jeśli miałby być w moim życiu moment, kiedy się nawrócę, to chyba byłaby to tamta chwila. Serce Avy biło szybciutko.
    Pozostało już tylko czekać.

    O 11:00 przyszedł do mnie mąż. Potem dostałam antybiotyk. Odbyły się jakieś tam jeszcze przygotowania, które pamiętam już jak przez mgłę.
    No i poszliśmy na salę operacyjną. Zasady w moim szpitalu są takie, że osoba towarzysząca może być przy matce podczas planowego porodu cc. Przy nagłych cc już nie. A mój, w związku z odejściem wód, wszedł właśnie w tryb nagły. Mimo wszystko, poprosiliśmy o to, abyśmy mogli być razem. I zgodzili się.

    Wtedy już zaczęłam się bardzo denerwować. Serce waliło mi niemiłosiernie. Lekarze, pielęgniarki i położne byli cudowni. Pani anestezjolog cały czas mnie obejmowała, żebym się nie bała. Ciągle mi powtarzali, że wszystko będzie dobrze, mówili co robią. Czułam się bardzo zaopiekowana.
    Potem znieczulenie, parawan oddzielający, dołączył mąż przygotowany uprzednio w śluzie do asystowania mi.

    I zaczęło się czekanie… Niewyobrażalne uczucie, że zbliża się coś wielkiego, że nie ma odwrotu, że zaraz się dowiem, zaraz się z NIĄ poznamy.
    Czułam moment nacinania. Nie ból. Po prostu to, że jakiś przedmiot jedzie po mnie.
    A potem naciski, grzebanie, mieszanie w moim środku.
    Napięcie sięgało zenitu.
    Czekanie…
    Czekanie…
    Mój mąż głaszczący mnie po policzku.
    I czekanie…

    I nagle płacz. Krzyk. I wychylające się znad parawanu dziecko. Moje.
    I znowu płacz. Tym razem mój. Szczęścia. Ulgi.
    Nieopisane uczucie. Świadomość, że właśnie spełnia się moje największe marzenie.
    I poczucie, że (paradoks) ten początek to koniec. To koniec tej całej drogi. I duma. Że wygrałam. Że nie poddałam się nigdy przez te wszystkie lata. Że ONA wreszcie przyszła do mnie. Że to moje nowe życie. I nigdy nic już nie będzie takie samo.

    Ważyli ją i mierzyli. Zawołali męża, że może podejść tam i być przy tym i robić zdjęcia. Trwało to może 2 minuty, a nawet mniej, a ja tak im zazdrościłam, że są razem.
    W tym czasie ktoś podszedł do mnie i mówił mi do ucha: 16 marca 2017 o godzinie 11:45 urodziła pani zdrową dziewczynkę, waga 2955 g, długość 53 cm, 10 punktów w skali Apgar.

    I sekundę później widzę, jak ktoś trzyma nade mną cud. Największy cud świata. A zaraz potem już tego cudu nie widzę, bo płaczę ze szczęścia tak bardzo, że łzy przysłaniają mi cały świat.
    Ktoś odsuwa koszulę, ktoś inny kładzie mi córkę na piersiach i tulimy się. Pierwszy raz po tej stronie brzucha. Ona już cichutka, ale bardzo zaciekawiona. Ja zapłakana. Czy w świecie mama-córka nie powinno być odwrotnie?

    Potem rozstaję się z nią już tylko na minutę, kiedy przewożą mnie do sali pooperacyjnej. Tam ktoś znów daje mi Avę w ramiona. I tak spędzamy kolejne 8 godzin. Bez Taty. To jest czas tylko dla nas.
    To były najpiękniejsze godziny mojego życia. Po prostu leżałyśmy. Nikt nam nie przeszkadzał. Nawet ból, kiedy znieczulenie odpuszczało. Wiedziałam, że trzymam w ramionach najlepszy na kuli ziemskiej naturalny lek przeciwbólowy.

    Poczułam miłość, jakiej nie znałam nigdy przedtem.

    Około 19:00 przeszłam pionizację. Zaraz potem dołączył do nas mąż i wszyscy w trójkę przenieśliśmy się do indywidualnej sali, gdzie zostaliśmy na niecałe dwie doby. Pomimo, że Ava jest formalnie wcześniaczką (36t3d), a ja byłam po cc, uznano, że stan nas obu jest tak dobry, że nie mamy co siedzieć w szpitalu. W sobotę wieczorem zaczęliśmy więc nowy rozdział naszego potrójnego życia, już w naszym domu.

    * * *
    Te osiem godzin, kiedy leżałam z Avą w ramionach na sali pooperacyjnej, to był czas, kiedy przetoczyłam w głowie miliony myśli i wspomnień. Wśród nich była oczywiście ta droga, którą przeszłam, aby być matką. Myślałam o stymulacjach, o każdym zastrzyku z heparyny, o lekach, o wizytach lekarskich, o dziesiątkach specjalistów, którym musiałam pokazywać i opowiadać to co najbardziej intymne, o bólu, o zabranych latach, o poronieniach, o białym motylu, o rozpaczy, gdy po raz kolejny słyszałam, że serce nie bije, o 29 lipca, o krwawieniach we Francji, o Nifty, amniopunkcji, o bólu fizycznym, o ciągłym lęku.
    I zdałam sobie sprawę, że ze wspomnieniem tych wszystkich doświadczeń starań jest jak z bólem porodowym. One są bardzo przykre i bolesne, gdy trwają. Ale kiedy miną, natychmiast się o nich zapomina. Nagle wydało mi się, że nie zrobiłam nic wielkiego, że cała ta historia trwała tylko chwilę, a całość życia jest teraz, tu, w moich ramionach.

    Nawet dzisiaj, 10 dni później, kiedy patrzę na moją córkę, nie jest pewna, czy to jest jawa czy sen. Czasem myślę, że się obudzę i jej nie będzie. Nie wierzę. Boję się wierzyć.
    Ale rozpiera mnie nieskończone szczęście. Czekałam na nią tyle lat. Tak wiele razy w ciągu ostatnich 9 miesięcy musiałam bać się o to, czy ona na pewno przyjdzie do mnie. Tak często obawiałam się, że ten sen przedwcześnie się skończy. Ale jednak przyszła. Wiem dlaczego nie udało mi się te poprzednie 3 razy. Teraz wiem to już na 100%. Bo gdyby moje dziecko pojawiło się wcześniej, to wówczas… nie byłaby to ONA.

    salomea, Est, d'nusia, Izoleccc, tysiaa93, She86, Karka lubią tę wiadomość

    <3 16.03 2017 - przyszłaś do mnie...
    iROnp2.png
    <3 21.08.2015 [*] 9tc
    <3 11.06.2015 [*] 5tc
    <3 29.12.2014 [*] 10tc

  • salomea Autorytet
    Postów: 268 311

    Wysłany: 25 marca 2017, 20:11

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Annak, cudowny opis porodu, dziękuję Ci za niego. Aż miałam dreszcze podczas czytania!
    Dużo zdrowia dla Ciebie i Avy :*

    gg642n0aww2rhqzn.png
  • Est Autorytet
    Postów: 1852 3098

    Wysłany: 25 marca 2017, 21:14

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Aniu, piękny opis <3 Jesteś cudowną mamą <3

    n59yupjy49d2u6s1.png
    l22ndf9hwok87b7m.png

‹‹ 2575 2576 2577 2578 2579
Zgłoś post
Od:
Wiadomość:
Zgłoś Anuluj

Zapisz się na newsletter:

Zainteresują Cię również:

Niepłodność a nietolerancja pokarmowa - czy istnieje związek?

Dlaczego coraz częściej przyszli rodzice nie mogą doczekać się upragnionego potomstwa? Czy nieodpowiedni styl odżywiania może przyczyniać się do powstawania zaburzeń płodności? Czy nietolerancja pokarmowa może wpływać na obniżenie płodności, a nawet powodować niepłodność? Jakie testy na nietolerancje pokarmowe warto wówczas wykonać?  

CZYTAJ WIĘCEJ

Odstawienie tabletek antykoncepcyjnych a zajście w ciążę

Bierzesz tabletki antykoncepcyjne i czujesz, że przyszedł czas na odstawienie tabeletek, bo chciałabyś już zajść w ciążę? Podobnie jak w przypadku przyjmowania tabletek, odstawienie ich także musi być świadomym działaniem. Zanim podejmiesz taką decyzję, warto dowiedzieć się, jakie mogą być ewentualne objawy odstawienia tabletek antykoncepcyjnych. Jak cały proces wpływa na organizm kobiety? Czy przyczynia się ona do komplikacji związanych z zajściem w ciążę? Odpowiadamy!  

CZYTAJ WIĘCEJ

Znaczenie jakości męskiego nasienia

Jest wiele czynników, które wpływają na szanse na zajście w ciążę u pary, która marzy o rodzicielstwie. Jednak niewątpliwie wśród najważniejszych jest odpowiednia jakość komórki jajowej i plemników. Wyjaśniamy, dlaczego jakościowe komórki jajowe czasami nie gwarantują sukcesu. Jakie znaczenie odgrywa jakość męskiego nasienia? Jak wygląda diagnostyka i leczenie?

CZYTAJ WIĘCEJ