X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Forum Problemy i komplikacje Aniołkowe mamy [*] Kacperek 06.01-12.01.2018
Odpowiedz

Aniołkowe mamy [*] Kacperek 06.01-12.01.2018

  • AUTOR
    WIADOMOŚĆ
Oceń ten wątek:
  • Verbena Ekspertka
    Postów: 212 704

    Wysłany: 22 stycznia 2018, 23:56

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Jest tutaj wiele mam które straciły swoje dzieciątka na wczesnym etapie ciąży, ale co z tymi których maleństwa żyły ale niestety z różnych przyczyn los zadecydował by dołączyły do grona aniołków?
    Zakładam ten wątek bo niestety sama znalazłam się w takiej sytuacji. Jest to bardzo świeża rana której nawet czas nie będzie w stanie uleczyć, blizny także potrafią boleć...
    Zakładam ten wątek bo może pomoże on niejednej mamie, mam nadzieje że mi w jakimś stopniu pomoże uporać się z tym wszystkim...
    Postaram się nieco opisać naszą historię i walkę o naszego małego bohatera Kacperka który mimo swej waleczności i woli życia bardziej potrzebny był tam na górze w gronie aniołków.

    Razem z mężem poznaliśmy się w liceum, ktoś powie licealna miłość, nic bardziej mylnego, pierwsze 2 lata nie przepadaliśmy za sobą, w 3 klasie na jakimś spotkaniu przy piwie narzekaliśmy na swoich byłych partnerów zgodnie stwierdzając że nikt z nami nie potrafi wytrzymać, tak od słowa do słowa powstał zakład, zakład który zmienił całe nasze życie. Założyliśmy się że nie wytrzymamy ze sobą tygodnia...nie było wygranych ani przegranych...zakład trwa do dziś, całe 12 lat... Po 10 latach zaręczyny, po 11 ślub, wiedzieliśmy wtedy że to ten czas, ten moment...
    Nasze starania przyniosły oczekiwany skutek już za drugim podejściem, nigdy nie zapomnę momentu kiedy to o 4 nad ranem budziłam męża że pojawił się "cień cienia", od razu pojechaliśmy zrobić betę, wynik 27, udało się :) Był to lipiec, w sieprniu pierwsza wizyta i tak jest nasz maleńki zarodek, nasze dziecko...
    Cieszyliśmy się do pierwszych badań prenatalnych kiedy to wyszło że jest podwyższone tętno, następnie złe wyniki pappy, zdecydowaliśmy się na amniopunkcję. Tuż przed jej wynikami byłam u osoby (tak osoby bo lekarzem jej nie nazwę) która prowadziła mi ciąże, już wtedy okazało się że dziecko nie rośnie i jest do tyłu o 2 tygodnie kazała się nie martwić i przyjść za 2 tygodnie, tak też zrobiłam, ufałam jej wtedy w końcu podobno ma miano lekarza a to była moja pierwsza ciąża. Na kolejnej wizycie okazało się że dziecko dalej jest w tyle ale wręcz nawrzeszczała na mnie że przecież dziecko może być mniejsze i po co przychodzę tak często, mimo że sama mi kazała. w tym czasie wyszło z amnio że mamy zdrowego chłopca.
    Nasza radość trwała całe 5 dni kiedy to na badaniu połówkowym wyszło że nasz okruszek waży niespełna 176g a był to 21tc.Od razu dostałam skierowanie do szpitala w Rudzie Śląskiej gdzie trafiłam już na drugi dzień ze skrajną hipotrofią. Wyszło że maluch jest zbyt mały a przepływy bardzo kiepskie w związku z czym zaczęłam dostawać clexane 40mg. Lekarze rozkładali ręce mówili że w każdej chwili serduszko może przestać bić a wręcz kazali na to czekać... Wypisałam się po tygodniu, w dniu wypisu przepływy były lepsze a maluch podrósł do 220g (22.11). Od tego czasu brałam clexane 60mg i monitorowałam przepływy 2 razy w tygodniu. Czasem były lepsze czasem gorsze, najgorzej było w tętnicy pępowinowej i prawej macicznej. Do tego miałam mięśniaki macicy, krwiaka pozałożyskowego a także leczę się na tarczycę.
    Wszyscy lekarze poza tym który nas prowadził nas skreślili, nie wierzyli w to że może być dobrze. Przepływy nie były najlepsze a dziecko przybierało niewiele. Lekarze mówili że dopóki nie osiągnie minimum 500g nic nie zrobią i mamy czekać a jeśli osiągnie to wtedy będziemy sie zastanawiac co robimy dalej...
    My chcieliśmy walczyć i tak też się stało, 2 stycznia trafiliśmy do Kliniki w Warszawie, po dwóch godzinach od przyjęcia z patologi trafiłam na porodówkę gdzie spędziłam 5 dni, dni walki ciągle pod ktg...nie było dobrze, ciągłe spadki tętna na początku kilka razy w ciągu godziny, następnie kilka - kilkanaście w ciągu godziny...Wtedy zapadła decyzja o CC...
    Nasz mały bohater urodził się z wagą 380g i 25cm 6/10 pkt Apgar
    Nie mieliśmy imienia, była o to ciągła dyskusja, pół godziny przed CC wspomnieliśmy że jest święto 3 króli więc może Kacper i tak zostało...Sam zabieg pamiętam jak przez mgłę, widziałam jak Kacperek jest intubowany, słyszałam jak płacze, widziałam go, widziałam że wygląda jak taki nasz mały ufoludek, mogłam go pocałować i przez następne 12h leżałam i czekałam...Mąż pisał że widział Kacperka i że wszystko jest ok, że oddychał samodzielnie ale go zaintubowali.
    Jak tylko trafiłam na normalną salę od razu poszłam do Kacperka, chodziłam do niego codziennie kilka razy mimo że było ciężko aż do 11.01. Cieszyliśmy się że robi kupki, że już po 2 dniach był tylko na CPAPie, niestety 11.01 dali mi wypis ze szpitala więc tego dnia wróciłam do Katowic wcześniej odwiedzając Kacperka z myślą że widzimy się w poniedziałek. Od razu zaczęłam szukać mieszkania by w poniedziałek już móc zamieszkać w Warszawie. Niestety 12.01 po godzinie 18 dostaliśmy telefon że stan Kacperka jest krytyczny, posocznica, sepsa i że spróbują poczekać do naszego przyjazdu, niestety 20min później telefon że Kacperek zmarł. Mimo wszystko pojechaliśmy by móc pożegnać się z naszym maleństwem. Tak naprawdę był to piewszy moment kiedy mogliśmy wziąć Kacperka w ramiona i po prostu przytulić. Ten obraz ciągle mam przed oczami... możliwość trzymania własnego dziecka w ramionach, tulenia, całowania... Tuliłam, całowałam, przepraszałam, robiłam wszystko jednak to nie przywróciło mu życia... Następnie powrót do Katowic, załatwianie formalności, pogrzeb...
    Pogrzeb jest niczym w porównaniu z całym tym bólem i żalem...

    Mam nadzieje że ten wątek pomoże takim jak ja, nie nie jest łatwo jest cholernie trudno ale nic więcej nie możemy zrobić. Kacperek zmarł 12.01.2018 pogrzeb był 19.01.2018 w tej chwili szukam psychologa bo wiem że sama nie dam sobie z tym rady, zarówno mąż jak i ja inaczej radzimy sobie ze stratą i wiemy że sami sobie z tym nie jesteśmy w stanie poradzić...

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 23 stycznia 2018, 00:34

    Kacperek 06.01.2018 - 12.01.2018 [*]
    Nasze 6 dni szczęścia...

    Filip 18.04.2019 nasz mały wielki cud 😍3270g 55cm
  • cichyszept Koleżanka
    Postów: 48 88

    Wysłany: 23 stycznia 2018, 14:54

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Bardzo mi przykro z powodu Kacperka, szczere kondolencje z mojej strony. Waleczny do samego końca, podobnie jak rodzice :( W mojej rodzinie była podobna sytuacja, tyle, że rodzice maleństwa nie wiedzieli nawet, że jest chore. Dziewczynka przeżyła jedynie 3 miesiące, w tym 3/4 tego czasu w szpitalu.
    Mam nadzieję, że z wszystkim co przed Wami sobie poradzicie tak, jak dotychczas, i będzie już tylko lepiej. Jestem z Tobą, Koleżanko.

    7u22vfxm0wxufvzx.png
  • malinka26 Koleżanka
    Postów: 44 8

    Wysłany: 23 stycznia 2018, 23:06

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Witam cię serdecznie. Bardzo mi przykro z powodu twojego synka ja również straciłam mojego 3listopada2017 i wiem co czujesz szukałam postu w którym mogła bym mieć kontakt z matką która wie co mogę przeżywać bo tylko taka matka mnie zrozumie a nie są to łatwe chwilę. U mnie minęło więcej czasu ale ból jest coraz większy i mimo tego że wiedziałam że mój synek jest chory i nie ma szans na przeżycie wiem że jest bohaterem moim bohaterem bo dał mi wspaniałe 18godzin życia i mimo że to stanowczo za mało zostały wspomnienia. Wierzę że nasi synowie patrzą na nas i nad nami czuwają. Pozdrawiam

    cichyszept lubi tę wiadomość

    malinka26
  • Verbena Ekspertka
    Postów: 212 704

    Wysłany: 24 stycznia 2018, 00:37

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Malinka26 ból nie minie on po prostu stanie się bardziej znośny... W którym tygodniu urodziłaś? Nasi synowie są naszymi bohaterami i zawsze nimi będą a wspomnienia pozostaną już na zawsze. Jak to gdzieś wyczytałam "dzieli nas tylko czas"...

    Kacperek 06.01.2018 - 12.01.2018 [*]
    Nasze 6 dni szczęścia...

    Filip 18.04.2019 nasz mały wielki cud 😍3270g 55cm
  • Magda33 Autorytet
    Postów: 1569 1216

    Wysłany: 24 stycznia 2018, 10:41

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Bardzo mi przykro z powodu Waszych strat. Mój Pawełek odszedł prawie 7 lat temu, urodziłam go w 26tc. Ważył 740g i żył 40minut. Wiedziałam, że samodzielnie nie da rady przeżyć. Czas nie leczy ran, ale z całym sercem moge dać Wam nadzieję, że te rany się lekko zabliźniają. Matka nigdy nie zapomni o dziecku, które było pod jej sercem, nigdy. Teraz żałuję jednego, że nie wziełam go na ręce. Bałam się wtedy bardzo.
    Drugiego aniołka już widziałam, miał 15cm i leżał tak spokojnie.
    Życzę Wam dużo miłości i pamiętajcie, nie jesteście same.

    A1298C hetero / C677T hetero /
    Cukrzyca typu1/Hashimoto
    2011 🖤 26tc
    2016 🖤13tc
    2018 ♥️👣

    AMH 3.04(2023) AMH 4,08 (2024)
    IVF 12.2023
    Punkcja = 14 pęcherzyków
    6 🥚 zostały 2
    12.2023
    1ET 3.1.2 ✓
    7dpt beta HCG < 2.30 mIU/ml
    9dpt beta HCG < 2.30 mIU/ml😓

    2.2024
    2FET 4.2.2 ❄️
    6dpt beta 0,00😓😓
    10dpt beta 0,00😓😓
  • malinka26 Koleżanka
    Postów: 44 8

    Wysłany: 24 stycznia 2018, 10:55

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Mój synek urodził się w 34tygodniu ważył 1850 i miał 50cm był już sporym chłopcem niestety miał wadę serduszka i wadę genetyczna tak wtedy twierdzili lekarze mówili nam że urodzi się z wieloma wadami i już na początku go skreślili okazało się że urodził się piękny mały chłopczyk bez żadnej wady o której nam mówili pani genetyk bardo się zdziwiła pobrali krew do badania i mieli odesłać wyniki ale do tej pory cisza nic się nie odzywaja. Dużo opowiadać co przeżyłam podczas całej ciąży i porodu jak byłam potraktowana przez lekarzy i personel, cieszę się jednak że miałam możliwość go przytulić i być z nim tak krótko ale być...

    malinka26
  • Wiolita Nowa
    Postów: 1 0

    Wysłany: 17 maja 2018, 15:15

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Witajcie, przykro mi z powodu waszych strat i czuje to samo co wy.
    Staraliśmy się z mężem 13 lat o dzidziusia jezdzilismy po klinikach różne inseminacje później okazało się że musimy pomyśleć o in vitro,sześć zabiegów i nic po wakacjach miałam siódmy zabieg już byliśmy zrezygnowani pojechaliśmy tam z myślą to ostatni już nasz raz,trudno kupimy sobie psa i jakoś będziemy żyć.Po dwóch tygodniach przy piciu kawy czułam jakby zepsute mleko i zapytałam męża czy mleko nie jest kwaśne on posmakował i mnie wyśmiał. Następnego dnia miałam badanie krwi, pojechalismy już przyzwyczajeni weszliśmy oddałam ta krew i następnego dnia mąż kazał mi zadzwonić po wyniki nie chętnie ale zrobiłam to dla niego dla świętego spokoju byłam pewna że nic z tego gdy usłyszałam że wynik jest pozytywny trzy razy pytałam czy na pewno to ja, zaczęłam płakać, mąż siedział na kanapie i krzyczał" wiedziałem, wiedziałem" to był piękny dzień i początek. Byliśmy tacy szczęśliwi ale baliśmy się troszkę do trzeciego miesiąca. Po połówkowym już w ogóle odetchnęliśmy i zaczeliśmy myśleć o pokoiku jeździliśmy po sklepach oglądaliśmy wózki i nadal nie dowierzaliśmy. W 24 tygodniu dostałam bóli brzucha zaczął mi twardnieć brzuch, doszły skurcze i wylądowałam w szpitalu,po dobie zaczęłam krwawić,tam niestety powiedzieli mi że jest za wcześnie na poród a oni nic nie mogą zrobić i mam tylko się modlić żeby to przeszło,prosiłam ich o leki na powstrzymanie oni tylko dawali mi paracetamol i termofor pod plecy twierdzili że na inne leki za wcześnie. Robili mi codziennie usg i kazali wytrzymać,szyjka od krwotoków zaczęła się skracać i łożysko było nisko,bylismy załamani mąż czuwał ze mną co noc w szpitalu,wytrzymałam tak dwa tygodnie w 26 tygodniu przewieźli mnie do kliniki dla wcześniaków i podłączyli kroplówkę na podtrzymanie na 24 godziny i pocieszali będzie ok tylko niech krwotoki miną. Dwa dni było ok wysłałam męża do domu na noc żeby się wyspał i ja też. O godzinie 3 w nocy zaczęłam mocno krwawić i znów skurcze wróciły i wiedziałam że to już koniec zawołałam położną pokazałam jej krew ona pobiegła po lekarza. Przybiegło dwóch i jeden mi kazał dzwonić po męża, przewiezli mnie do innej sali tam robili usg a ze mnie lała się krew i skrzepy,położna tylko na wagę kładła pieluchy które mi podkładali, mąż miał do przejechania 70 km był po 25 minutach lekarze wzięli go na rozmowę ja już miałam skurcze co dwie minuty powoli traciłam przytomność i wtedy to była tylko chwila biegli ze mną na salę operacyjną tam ubierali szybko mojego męża w fartuchy mi powiedzieli że teraz zasnę i tyle pamiętam. Obudziłam się i nade mną stał mój mąż zadowolony ale i przerażony i powiedział jest dziś 13luty a my mamy śliczną córeczkę ja nie wierzyłam położna która mi zwiększała dawkę z morfiną powiedziała że zaraz pojadę zobaczyć córeczkę to były piękne chwile, ból po operacji był tak silny i byłam ledwo przytomna ale pamiętam jak mnie zawieźli z łóżkiem do córeczki to był mój najpiękniejszy dzień w życiu! Kazali mi odpocząć i że znów mnie zawiozą potem do córeczki, przyszli do nas lekarze Amelki i powiedzieli wiadomo jest podłączona pod tlen ale jest wszystko w porządku że długa droga przed nami ale jest dobrze i że mam próbować ściągnąć pokarm dla niej. Po dwóch dniach walki z mlekiem coś się udało i położna powiedziała że mam zawieźć dla Amelki, liczy się każda kropla. Mąż mnie posadził na wózek i pojechaliśmy zadowoleni a tam.. nad jej inkubatorem stało trzech lekarzy i pielęgniarka która się nią opiekowała powiedzieli nam że Amelka umiera dostała wylewu do główki obydwie komory już są zalane i dostała padaczki w nocy. Świat nam się skończył! Zaczęliśmy krzyczeć że mają ją ratować są podobno najlepszą kliniką w Europie na pewno mają na to sposób! krzyczałam, płakałam a oni nam powiedzieli że mamy się z nią pożegnać i zaczęli nam opisywać w jaki sposób to zrobimy ja nie dopuszczałam takiej myśli w ogóle. Zabrali nas do gabinetu i tam tłumaczyli a ja ich błagałam żeby coś zrobili że nie pozwalam jej odłączyć i koniec to jest moja wymarzona córeczka 13 lat!i jej nie oddam! powiedzieli nam że następnego dnia czyli 16.02 Amelcia będzie odłączona od aparatury jeśli przeżyje,że mamy zadzwonić po bliskich których chcemy żeby się pożegnali. siedzieliśmy z nią tyle ile tylko mogliśmy całą noc nie spaliśmy nie widziałam już prawie na oczy dawali mi jakieś tabletki na uspokojenie ale ja chciałam ją przytulać i z nią być. Następnego dnia Amelcia jeszcze żyła ale cierpiała strasznie dali jej większą dawkę morfiny i innych leków podtrzymujących ją, pokazali nam ostatnie zdjęcie jej główki była już pełna krwi.Powiedzieli nam że to ostatnie chwile z Amelcia i dali nam ją do łózka mogliśmy ją przytulać trzymać za rączki, nigdy tego nie zapomnę. Leżała z nami w łóżku trzymaliśmy ją, mówiliśmy jaka śliczna wyglądała jak mój mąż. Nawet lekarz mówił że jest taka śliczna i wygląda jak tatuś, nie wyglądała jak dziecko w tym tygodniu tylko w pełni rozwinięta śliczna dziewczynka. Zostawili nas samych z Amelką w pokoju i dali nam pół godziny nie mogłam się z tym pogodzić płakałam i krzyczałam że im jej nie oddam Amelcia spała, po czasie przestało jej bić serduszko, przyszedł lekarz i zaczął się krzyk nie chciałam jej oddać ona to było moje marzenie, mój cały świat. Zabrali mi ją i tylko zapytali czy chcemy iść z pielęgniarką ją wykapać i ubrać do sekcji, nie chciałam krzyczałam dostałam histerii ale po chwili powiedziałam że chce z nią być ten ostatni raz i że ja ją wykapie bo ja jestem matką! Ja! Ubraliśmy ją w jej śliczne białe śpioszki i różową czapeczkę, wszystko było jeszcze za duże ale dla niej i jej.
    Nie mogliśmy się od niej odwerwać w końcu lekarz nam ją zabrał i wyszedł. Moja córeczka odeszła ..była z nami trzy dni ,krótkie cholerne tylko trzy dni, dlaczego musimy tak cierpieć? Moje życie nie ma sensu...Mogłabym całe dnie siedzieć nad jej grobem i do niej mówić...przytulam czapeczki w których była i dostaliśmy je do domu razem z odciskami stópek i rączek w masie solnej...Mam nadzieję że nasze Aniołki patrzą na nas z góry i że dzieli nas tylko czas...

  • Jula123 Koleżanka
    Postów: 117 13

    Wysłany: 18 maja 2018, 17:42

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Wiolita, strasznie mi przykro, łączę się z Tobą w bólu. Aż serce mi krwawi czytając twoją historię, nie wiem czemu to życie jest takie niesprawiedliwe. Nie mogę pojąć dlaczego niewinne dzieci umierają, u mnie wczoraj minęło 6 miesięcy i nadal nie mogę uwierzyć, nie wiem jak żyć. Trzymaj się, tulę Cię mocno.

    Gabriel 35 tc [*], listopad 2017
Zgłoś post
Od:
Wiadomość:
Zgłoś Anuluj

Zapisz się na newsletter:

Zainteresują Cię również:

Jak zajść w ciążę? 4 składniki na poprawę płodności, które znajdziesz w koktajlach.

Jak zajść w ciążę? Jak w naturalny, łatwy, a przy tym smaczny sposób możesz poprawić swoją płodność? Wystarczy, że każdego dnia będziesz przygotowywać super-odżywczy koktajl płodności. Jakie dobroczynne składniki możesz znaleźć w naszych przepisach? Jaką rolę odgrywają one w kontekście płodności? Oto 4 najważniejsze składniki na poprawę płodności, które znajdziesz w smoothies! 

CZYTAJ WIĘCEJ

Zaburzenia hormonalne - 8 najczęstszych objawów

Zaburzenia hormonalne - jakie są ich najczęstsze objawy? Które objawy powinny Cię skłonić do wizyty u lekarza i diagnostyki w kierunku zaburzeń hormonalnych? Jakie są najczęstsze przyczyny braku równowagi hormonalnej i jak wygląda leczenie? 

CZYTAJ WIĘCEJ

Metody leczenia endometriozy - techniki leczenia, skuteczność, koszty

Endometrioza jest w dalszym ciągu bardzo tajemniczą chorobą. Nic dziwnego, że zarówno diagnostyka, jak i leczenie nie należą do łatwych. Jakie metody stosuje się w zależności od postaci endometriozy? Na czym polegają? Czy są one skuteczne? Jakie czynniki zwiększają szanse na powodzenie leczenia operacyjnego? Czy leczenie endometriozy jest drogie? 

CZYTAJ WIĘCEJ