BellyBestFriend
Dodaj do ulubionych

Pamietniki / Tytuł: Jasiek z nami!

Autor:
Wstęp

O mnie: Swoim największym krytykiem :)

Moja ciąża: Można rzec, że cudem po spadku bhcg w 5 tygodniu ciąży.

Chciałabym być mamą: Prawdziwą, a nie idealną.

Moje emocje: Strach i podekscytowanie jednocześnie.

24 maja 2017, 09:45

Bardzo żałuję, że nie zaczęłam pisać pamiętnika od samego początku. Chciałabym mieć pamiątkę w postaci wpisów z przebiegu całej ciąży, ale niestety - zawirowania na samym starcie, później straszna kondycja fizyczna, szpial... Ale po kolei. Póki pamiętam te wszystkie chwile, chciałabym je tu przerzucić, wyrzucić, zapisać i wrócić po jakimś czasie do tego, co ulotne.

Chciałabym zapamiętać, jak bardzo odległa była dla mnie ciąża. Cały czas traktuję się jak człowieczka drugiego sortu, dlatego zajście ciążę w obecnych czasach zdawało mi się niemożliwe. Siedziałam, czytałam pamiętniki kobiet, które starają się tyle lat, sama podciągając nosem na każdą wpisaną tutaj historię. Pomyślicie, że jestem nienormalna :) zgadzam się. Problemy ginekologiczne mam od zawsze, miesiączki pojawiały się u mnie nawet z 2 miesięcznym opóźnieniem, lekarze rozkładali ręce. 2 lata temu miałam wielkiego mięśniaka na jajniku, wtedy też zaczęłam wątpić w swoją płodność i kobiecość ogólnie. A jednak - udało się jeszcze w pierwszym cyklu. Pamiętam ten sobotni, październikowy poranek, kiedy obudziłam się w podłym humorze, planując sobie upojny wieczór na jego poprawę. Ale myślę - zrobię test, co mi szkodzi. Dwie kreski, lecimy więc na betę zaraz w poniedziałek.

Beta, beta, beta.. Wszystkie się tym katujemy, sprawdzamy przyrosty... Moja pierwsza wyszła ponad 2500, po 48 spadła o 300. Alarm, płacz, drgawki, jedziemy do lekarza. Lekarz rozkłada ręce, nie wie co mi powiedzieć, plamień nie ma, bóli nie ma, objawów ciąży nie ma. Mamy ciałko żółte, włączamy duphaston i czekamy 2 tygodnie - "jak Pani zacznie wymiotować to dobry znak". Pani zaczęła wymiotować, na następny dzień. I tak sobie wymiotowałam, nie wiedziałam czy to z tabletek, czy z podświadomości, czy faktycznie jestem w ciąży. Z jednej strony cieszyłam się bo przecież te tabletki podtrzymują ciążę, z drugiej strony byłam przygnębiona, bo co jeśli zarodek jest słaby, chory, a my na siłę go utrzymujemy? Boże, to było straszne myślenie, tak mi wstyd. Byłam kłębkiem nerwów..ale wytrzymałam.

Po 2 tygodniach pojechaliśmy na wizytę. Był dokładnie 7w3d, a ja usłyszałam pierwszy raz serduszko mojego serduszka. Z radości znów wymiotowałam, i tak do 4 miesiąca.

W 12/13 tc wylądowałam w szpitalu z anginą. Rozłożyło mnie w 2 godziny, dokładnie w Boże Narodzenie. 39 stopni gorączki, spuchnięte migdały, wymioty po każdym ruchu w łóżku. W szpitalu leżałam do 2 stycznia, w towarzystwie paracetamolu i penicyliny. Powiem szczerze, że myślałam, że nie wyjdziemy już stamtąd w dwupaku, bo gorączka praktycznie nie spadała, na usg lekarz stwierdził, że "nie może powiedzieć, że jest dobrze, bo ma Pani gorączkę, ale dziecko żyje". Myślę sobie - silny człowieczek tam siedzi, daje rade. No i daliśmy radę.

"Silny syn" - jak się okazało po 3 tygodniach "nie poleciały pani płytki ani krwinki, wód też pani nie ubyło, dziecko nie ma arytmii, nie trzęsie go, wygląda, że wyszedł z anginy bez szwanku". OK! Jedziemy więc za miesiąc na połówkowe.

Na połówkowych u innego lekarza nie wspominałam o infekcji, chciałam wiedzieć jak wygląda dla kogoś wprawnego, czy wszystko jest w normie - "potężny syn, nie da się go pomylić z dziewczynką, wydrukuje Pani zdjęcie dla męża, może być dumny. Wszystko wygląda prawidłowo, przepływy ok, narządy w porządku. Na dzień dzisiejszy zdrowy chłopak, ale dopiero przy porodzie będziemy mieli pewność jak z każdym dzieckiem".

Teraz już z górki :)
Jestem w 34w1d, Jaś siedzi głową w dół, bardzo nisko, lekarz ostrzega przed wcześniejszym sączeniem się wód, a ja właśnie spakowałam torbę do szpitala.

Aktualnie jestem 7,5 kg na plusie. Miotają mną straszne emocje. Raz czuję się wspaniale i tak chce być traktowana, a zaraz pogrążam się w smutku, bo nikt mnie tak nie traktuje. Oczekiwałam noszenia na rękach, kwiatów, codziennego głaskania po brzuszku.. a słyszę tylko co robię źle :) źle jem, źle się ruszam, źle przybieram na wadze, (pewnie dziecko małe - ha, wcale nie małe, bo ponad 2,5 kg! :) )źle wszystko. Pewnie w oczach teściowej będę złą matką, będę źle karmić, źle przystawiać, źle kąpać. Pal licho, nie mogę się doczekać, żeby wychować swojego syna na wspaniałego człowieka. Silny jest, to już wiem <3

2 komentarze (pokaż)
7 czerwca 2017, 12:31

No, dziś 36w1d :) <3 i najmilsze słowa jakie usłyszałam od mojego męża przez całą ciążę "po gębie nie widać, że jesteś w 9 miesiącu" :D dziękuję kochanie, teraz wiem, że ten nasz Jasiek, to ten sam z kawałów :) :) :)

0 komentarzy (pokaż)
22 czerwca 2017, 09:36

No cóż, trwamy! Wybija nam 38w2d :) łapią mnie lekkie bóle okresowe, przy śniadaniu czuję jakby ktoś oplatał mnie pasem i mocno ściskał, a potem cisza. Potem sobie leżymy, troszkę się pokopiemy, porozciągamy i odpoczywamy. Cały czas dopatruję się symptomów i o ile doszukiwanie się ich nie jest dla mnie jakoś specjalnie stresujące, to po prostu z równowagi wyprowadza mnie ciekawość innych. Ja rozumiem, że jestem prawie na finiszu, że mam 6 dni do terminu z OM, ale ludzie! Dostaje codziennie po kilka telefonów, kilka wiadomości i kilkadziesiąt pytań - URODZIŁAŚ?!? Najbardziej irytują mnie teściowie - NIE NABIERA CIĘ? JASIEK SIĘ NIE WYBIERA JESZCZE? Przepraszam bardzo, a czy nie widać, że mam się całkiem spoko?
Widziałam, że nie tylko mnie irytują te pytania. Jeszcze pare miesięcy temu było dla mnie abstrakcją denerwowanie się na taką hm.. troskę? Jestem wyprowadzona z równowagi, która i tak aktualnie jest bardzo zachwiana. Z rana i w ciągu dnia chce rodzić, a gdy zapada zmrok to nie chcę rodzić nigdy :D

0 komentarzy (pokaż)
3 lipca 2017, 11:49

Ciąża zakończona 22 czerwca 2017


Wiadomość wyedytowana przez autora 1 sierpnia 2017, 17:16

1 komentarz (pokaż)
1 sierpnia 2017, 17:31

O rany, 22 czerwca zdążyłam wam coś jeszcze naskrobać.. coś takiego :D no to łapcie ciąg dalszy!
Był piękny, słoneczny, czwartkowy dzień :D od rana na nogach, zrobiłam obiad, upiekłam biszkopt, którego nie mogłam skończyć bo zaraz po obiedzie, jak leżałam na łóżku poczułam lekkie puknięcie i polały się ze mnie wody :D no to szybko do męża, bo do szpitala mamy 30 km. Na izbie podłączyli mnie pod ktg, skurczy nie zapisywało, ja odczuwałam lekkie ćmienie jak w trakcie miesiączki z takim wiecieee, uciskiem na jelita, jak na biegunkę :D kazał się położyć na fotelu, spuścił wody, po czym sprawdził rozwarcie i mówi - droga Pani, Pani ma już 5 cm, jesteśmy za połową. Poród rodzinny? :D Męża mi przebrali, na porodówce ani jednej rodzącej. Dostałam piłeczke, instrukcje jak oddychać, poprosiłam o lewatywe, prysznic... Mąż robił mi tylko zdjęcia, liczył co ile mam skurcze ale tak szybko to się rozegrało, że były praktycznie po minucie i trwały też minutę. Stanęło u mnie na 6 cm, ale przyłożyłam się bardziej do piłki. O 19:20 przyszła położna i mówi, że za 30 minut robimy ktg. To ja mówie, że powariowała, że ja się tu zesram za przeproszeniem za moment i żeby dała mi gaz. Gaz mnie tylko zirytował, bo ani nie rozśmieszył, ani w oddychaniu nie pomagał. Położna oczywiście wielkie oczy, że jak Pani się chce kupkę, to znaczy, że rodzimy i zapraszam na fotel. Na fotelu było już 8 cm, poprzewracała mnie na boki, żeby pomóc dzidziowi zejść, oddychała ze mną, instruowała męża, a ja dalej czekałam, aż coś się rozkręci. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi o to, że nie bolało, tylko położna była sama, ja czekałam na jakieś mega boom, że zaczynamy, że cała sala ludzi, wszyscy łapią dziecko :D Parte miałam od 19 50, Jasiek wyskoczył o 20 20. Nacięli mnie tylko troszkę podono, bo 2 szwy. W sumie te parte nie są aż tak złe, tylko trzeba umieć je wykorzystać, a ja totalnie nie wiedziałam jak to robić. Położna przestała mnie instruować i kazała słuchać swojego ciała. I tym oto sposobem, nawet nie wiem kiedy na sali pojawił się lekarz, jeszcze jedna położna i wszyscy razem stękając urodziliśmy :P Mąż podsumował, że całkiem podobnie jak u krowy, tylko że cielaka rzuca się na stajonko, a dzieciaczka na brzuch. Jaś urodził się z wagą 3000g i 51 cm :) Nie wiem czym sobie zasłużyłam na takie ekspres, bałam się strasznie. Bonie jest to ból nie do wytrzymania. Na pewno niedługo postaramy się o siostrzyczkę :D

0 komentarzy (pokaż)
UTWÓRZ KONTO

Twoje dane są u nas bezpieczne. Nigdy nie udostępnimy nikomu Twojego adresu e-mail ani bez Twojego pozwolenia nie będziemy wysyłać do Ciebie wiadomości. My również nie lubimy spamu!

Twój adres e-mail: 
OK Anuluj
Dziękujemy za dołączenie do BellyBestFriend!

Wysłaliśmy do Ciebie wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Aby aktywować konto przejdź do swojej poczty email , a następnie kliknij na link aktywacyjny, który do Ciebie wysłaliśmy.

Jeśli nie widzisz naszej wiadomości, zajrzyj proszę do folderu Spam.

OK (15)