X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Forum Poród Dobre porody
Odpowiedz

Dobre porody

Oceń ten wątek:
  • FreshMm Autorytet
    Postów: 1367 1388

    Wysłany: 15 kwietnia 2016, 12:38

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Mój poród tez był dobry:



    Ostatnie dni przed porodem starałam się dokończyć wszystkie sprawy, na
    które po porodzie mogę nie znaleźć czasu. Zaczęłam szybko kończyć
    malowany akrylami obraz, zostało mi niewiele do końca... nie zdążyłam, do
    dziś leży i czeka na dokończenie. Za to 17 września kilka godzin przed
    porodem zdążyłam zrealizować punkty w programie MyBenefit i zamówiłam
    Arturkowi pościel i kilka zabawek. Położyłam się spać pewna, że tej nocy nie
    urodzę, a rano dojedziemy do ginekologa na ostatnie usg z ważeniem i
    mierzeniem maluszka.

    O godz. 1.25 obudził mnie silniejszy skurcz, po którym zmieniłam pozycję
    ciała. Poczułam lekką wilgoć i kilka kropelek na pościeli. Skurcz bolał, więc
    pomyślałam, że pewni popuściłam nieco moczu z bólu. Poszłam do łazienki
    zrobić siusiu i tam zaczęły odchodzić wody. Gdy zrozumiałam, co się dzieje,
    pomyślałam, że żal mi teraz budzić P., ale chyba nie mam wyjścia...
    Zastanawiałam się, czy go budzić, czy czekać na rozwój jakiejś akcji, ale
    wody szły już tak, iż upewniłam się, że najlepiej go budzić. Cóż, pospaliśmy
    zaledwie 3,5 h, ale zawsze coś.


    Zanim się wykąpałam, dopakowaliśmy do reszty torbę, to o 2.30 wyjechaliśmy
    z domu i o 3.00 byliśmy w szpitalu. Po drodze liczyłam skurcze, które były co
    7 minut, ale były odczuwalne jedynie jako bóle miesiączkowe, więc nic
    wielkiego.
    Na izbie przyjęć przez długi czas wypełnialiśmy dokumenty, żartowaliśmy z
    położną, było dość spokojnie, a skurcze się nie nasilały. Tylko co jakiś czas
    wymieniałam kawałki ligniny, które mi dali do wkładania do majtek, bo wody
    ciągle leciały. Dziwiłam się, że tych wód jest tak dużo. Miednicomierzem
    sprawdzili mi miednicę i okazało się, że jest niczego sobie, spokojnie mogę
    rodzić naturalnie. Miła pani ginekolog zbadała mnie ginekologicznie i zrobiła
    usg, po którym nie dowierzała, że mam termin na 3 października, bo
    dzieciątko jest wielkością na 34 tydzień. Rzuciła podejrzenie hipotrofii, więc
    moje obawy z czasu ciąży spełniły się dopiero teraz. Szacowana waga:
    2300g. Gdybym dziś nie rodziła i trafiła rano na wizytę do swojego
    ginekologa, i tak wysłałby mnie do szpitala (co potwierdziłam sobie z nim,
    rozmawiając 10 dni po porodzie). Dobrze, że Artur postanowił już przyjść na
    świat i oszczędził nam więcej stresu. Tymczasem każde badanie
    powodowało, że tryskało ze mnie więcej wód.

    Około godz.5.00 trafiliśmy na porodówkę. Dużo czasu minęło? Nie nudziło
    nam się, było co robić, tyle dokumentacji i tak dalej. Skurcze nie nasilały się
    jakoś za bardzo, więc już zaczęłam pytać położne, kiedy to wreszcie się
    rozbuja. Wykonaliśmy telefon do mamy P., a mojej mamie postanowiłam
    oszczędzić emocji o tak wczesnej porze i odezwać się, jak urodzę. Okazało
    się, że mama P. miała dziwne przeczucia, że coś się stanie tego dnia i
    dlatego do 1.00 w nocy nie spała.

    Kryzys senności mi minął, P. powalała senność, ale dzielnie dawał radę.
    Popiłam trochę wody, unikałam jedzenia, myśląc: a co jeśli zechcą zrobić
    pilną cesarkę. Nie byłam zresztą głodna, miałam sporo sił. Poszłam na
    lewatywę, która w sumie nie boli ani nie jest w żaden sposób nieprzyjemna, a
    dała mi wielką ulgę - do ubikacji pozbyłam się dużo kału, po którym akcja
    ruszyła jak burza - wreszcie konkretniejsze, odczuwalne skurcze. Tu też taka
    moja przygoda, że toaleta się zapchała, bo dlai taki sztywny papier toaletowy,
    który się nie spłukiwał ;)

    Wylądowałam pod ktg, na którym było mi niezbyt przyjemnie leżeć w jednej
    pozycji, spowodowało to wzmożony ból, pomimo że skurcze się nie pisały. Ja
    je czułam jako silne bóle miesiączkowe co 5 minut, ale nic się nie pisało.
    Pewnie były słabe, tylko moje czucie wzmożone poprzez zniewolenie
    pasami. Ucieszyłam się, gdy wreszcie mogłam wstać i pochodzić.
    Następne 30 minut spędziłam stojąc pod prysznicem, P. polewał mi krzyż
    wodą. Miałam już bóle krzyża, ud i brzucha tak, że trzymałam się metalowej
    raczki i zginałam w pół, ale dzięki polewaniu ciepłą wodą, bóle krzyża i ud
    zostały zniwelowane, a czułam tylko brzuch jak silną miesiączkę chyba już co
    2-3 minuty. Pod tym prysznicem rozwarcie poszło jak szalone, bo w 30 minut
    z 1 cm zrobiło się 4-5 cm.

    Potem znów chodzenie po sali, ktg, nie pamiętam, czy znów prysznic, ale
    chyba tak... no i tak stanęło, skurcze pisały się na ktg, ale zbyt krótkie, aby
    akcja się rozwijała. Rozwarcie nie chciało iść dalej. Przyszedł lekarz, zbadał
    mnie, ocenił sytuację, padło pytanie o zgodę na kroplówkę z oksytocyną.
    Skoro akcja znów nie szła do przodu, to się zgodziłam. Nie bałam się
    żadnego bólu, byle Artur przyszedł bezpiecznie na świat i nie męczył się do
    wieczora...

    Przy kroplówce skurcze były coraz częstsze i dłuższe, ale mogę powiedzieć:
    nie taki diabeł straszny, jak go malują. Każdy poród jest inny, lecz ja swój
    wspominam pozytywnie. Przydała się nauka oddychania na szkole rodzenia i
    ćwiczenia oddychania w domu, bo na porodówce robiłam to już instynktownie
    i wiedziałam, co, kiedy, jak robić. Oddychanie bardzo niwelowało ból. Poza
    tym pomiędzy skurczami nie było bólu, wręcz przeciwnie: błogie rozluźnienie.
    No i ból wcale nie taki straszny, kiedy oddychałam, ze spokojem do
    zniesienia. gdybym następnego dnia znów miała rodzić, powiedziałabym:
    "nie ma problemu". Także pozytywnie to wspominam. Oczywiście jednak nie
    mogłam się doczekać pełnego rozwarcia i skurczy partych, abyśmy mogli z
    Arturkiem odpoczywać i tulić się, bo to jednak ból, zmęczenie. Nie
    przysypiałam jednak. Byłam już trochę głodna, ale przy skurczach co minutę
    nie było czasu jeść.

    Położna wyjaśniła mi bardzo dobrze, jak odczuwa się skurcze parte: jako
    kupę z tyłu i siku z przodu. Dzięki niej mogłam je dobrze rozpoznać. Ogólnie
    świetny personel, położne zmieniły się w trakcie porodu, ale obie były spoko.
    Ta druga konkretnie zaciągała po śląsku ;) P. często pytał, cyz mi nie
    przeszkadza, ale nie przeszkadzał, tylko bardzo mocno pomagał samą
    obecnością chociażby. Na każdym skurczu chwytałam go za rękę i
    ściskałam, co dawało mi niesamowite wsparcie psychiczne, że mam z kim
    podzielić ten ból i to, co czuję. poza tym wołał położną, gdy tylko coś
    chciałam, a sama nie dałabym rady jej wołać, bo skurcz szedł, to musiałam
    tylko oddychać, nie mogłam mówić.

    W końcu nadeszły parte, więc pomogli mi usiąść. Rodziłam w pozycji
    półsiedzącej. Na początku nie było jeszcze pełnego rozwarcia, a moja
    rozmowa z położna wyglądała tak:
    "Nie przyj, jeszcze nie ma rozwarcia."
    "Nie mogę nie przeć!"
    "Nie pomagaj, dziecko samo idzie, ale ty nie pomagaj."
    To było trudne, ale się starałam. Krzyczałam nie z bólu, ale ze złości, że nie
    mogę przeć, a chcę to robić. P. też się starał mi pomóc, podawał gaz,
    powtarzał polecenia położnej. Wdychanie gazu też jakoś pomagało zapierać
    się woli parcia, chociaż średnio skutecznie... Czy gaz działał? Może czułam
    się bardziej rozluźniona, może to tylko kwestia psychiki? Nie wiem, ale
    dobrze, że był, przynajmniej na psychikę działał :) W ogóle to skurcze parte
    już wcale nie bolały, przechodzenie dziecka przez kanał rodny wcale nie
    bolało, chciałam mu pomóc i byłam bardzo szczęśliwa. Żadnego kryzysu 7-
    ego centymetra też nie pamiętam, więc na prawdę mój poród nalezy do tych
    pozytywnych :) Na pewno dzięki świetnej pomocy personelu i przyszłego taty
    :)

    W pewnym momencie położna powiedziała, ze małemu widać główkę i ma
    niewiele włosków, jej słowa zmotywowały mnie i zaskoczyłam się, że
    wszystko tak szybko idzie. Zabawne było, kiedy położna powiedziała P. że on
    przeć nie musi :D Odpowiedział jej, że się wczuł ;D
    Czułam też uszczypnięcie, gdy mnie nacinali. Urodziłam na 5tym partym.
    Nadal wyraźnie pamiętam, jaki Arturo był cieplutki, mięciutki, aksamitny, jaki
    miał kolor skóry, gdy go na mnie położyli. Jego główka wylądowała między
    moimi piersiami, a kiedy usłyszał mój głos, to przestał płakać. Mam nadzieję,
    że do końca życia nie zapomnę tej wyjątkowej chwili. Pomyślałam, że
    rzeczywiście jak na usg w ciąży, ma duże stopy po mamusi. Oboje mamy
    długie palce u rąk i u stóp. Wtedy nie umiałam jeszcze ocenić, do kogo jest
    podobny, ale teraz wiem i wszyscy mówią: wykapany tatuś. Usłyszałam, że
    jest ładny i dostanie 10/10 apgar. Po jakimś czasie go wzięli, bo wciąż
    krwawiłam.
    Okazało się, że rodziłam go z ręką przy główce, przez co bardzo mnie
    porozrywał, ale ja wcale nie czułam bólu ani tego rozrywania. Urodziłam
    łożysko z zaciekawieniem przyglądając się, jak ono wygląda. Kiedy mnie
    szyli, Arturo był u taty na rękach kilka metrów dalej, widziałam ich. Szycie
    trwało niemal godzinę, szyjący mnie lekarz wciąż zagadywał, żartował i
    uprzedzał mnie, kiedy poczuję jakieś uszczypnięcie. Zastanawiałam się, czy
    to nie dlatego, że w planie porodu zaznaczyłam, że chcę, aby mnie
    uprzedzać przed nadchodzącymi zdarzeniami, że jestem wrażliwa. W ogóle
    to nie dałabym położnym planu porodu, uznając, ze w sumie najważniejsze,
    by Artur przyszedł na świat bezpiecznie - ale same poprosiły.

    Dalszy pobyt w szpitalu wspominam też bardzo pozytywnie, na pewno
    wybrałabym go ponownie.

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 kwietnia 2016, 12:24

    pasia27, zokeia, Andzia SM, Foto_Anna lubią tę wiadomość

    Iwr0p2.png

    6JOCp1.png


  • laurra Nowa
    Postów: 4 3

    Wysłany: 18 kwietnia 2016, 20:11

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Mój poród był bardzo dobry. Pierwsze skurcze dostałam koło 01.00 w nocy. Silny skurcz obudził mnie. Byłam tak zaskoczona, że to już, że nie miałam pojęcia czy to się już zaczęło. Ale odchodzące wody po chwili utwierdziły mnie w tym, że trzeba budzić męża. Chciałam się powoli naszykować, bo myślałam, że to wszystko tak szybko nie pójdzie. Mąż stał pod łazienką i mnie pospieszał. Od tego momentu miałam jakieś mini skurcze co kilkanaście minut. Po niecałej godzinie byliśmy już w szpitalu. Tam już w ogóle nie czułam skurczy. Dopiero kiedy podłączyli mnie do KTG zaczynało się wszystko rozwijać, położna stwierdziła, że już mam 4 cm rozwarcia. A potem nie wiedziałam już która godzina, bo potoczyło się szybko. Skurcz za skurczem i mały był na moim brzuchu.O 04.20 już mogłam się cieszyć moim małym skarbem.

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 18 kwietnia 2016, 20:08

    zokeia, Andzia SM lubią tę wiadomość

  • Lanusia93 Autorytet
    Postów: 2206 2750

    Wysłany: 25 kwietnia 2016, 20:14

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Około 19:00 lekarz założył mi cewnik Foleya. Cewnik miał wypaść kiedy rozwarcie osiągnie 3/4 cm. Zaczęłam lekko plamić, ale poza tym nic się nie działo. O 20:30 zaczęły się naprawdę bolesne skurcze co 3 minuty, porodowe, dałabym im 40 w skali bólu. Siedzieliśny z narzeczonym na naszej sali, oglądaliśmy TV, ja podczas skurczu opierałam się o łóżko i bujałam na boki. O 21 narzeczony pojechał do domu, bo położne powiedziały, że raczej nic z tego dziś nie będzie (nie informowałam ich o skurczach, bo wolałam przetrwać jak najdłużej na sali, a nie na porodówce leżąc pod KTG ). Od 21 do 22 rozmawiałam przez telefon z mamą i siostrą, na każdym skurczu opierałam się o łóżko. O 22 skurcze były już bardzo bolesne, poszłam do położnych, które akurat asystowały przy porodzie, żeby mnie szybko zbadały. Oznajmiły mi, że mam już 5 cm rozwarcia, a balonik nie wypadł, bo się przykleił :O Zaprosiły mnie na porodówkę. Zadzwoniłam do kilku osób i o 22:30 byłam na łóżku porodowym.
    Skurcze były bardzo silne, ledwie dawałam sobie radę z bólem, o 23:30 zaczęły się skurcze parte i o 23:40 wyskoczyła ze mnie moja cudowna córeczka :)
    Jestem trochę nacięta i obolała, zdecydowanie gorzej zniosłam drugi poród niż pierwszy, bo akcja toczyła się błyskawicznie i zaskoczyłam same położne. Ale było warto! <3 To był dobry poród, kolejny, pierwszy trwał 2h40min :)

    zokeia, Andzia SM lubią tę wiadomość

    Aniołek (*) 12.03.2013

    Lilianna ur. 09.08.2014 <3 3700 g, 56 cm

    Pola ur. 24.04.2016 <3 3650 g, 55 cm
  • Nowa
    Postów: 3 6

    Wysłany: 11 maja 2016, 12:34

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Mój poród w 38 tygodniu zaczął się odejściem wód płodowych o 4 rano. Usłyszałam małe pyknięcie które mnie obudziło i poczułam duuużo ciepłego płynu który zaczął się lać i lał się i lał i lał :D nigdy nie sądziłam że tyle tego tam jest :D Obudziłam męża żeby pobiegł po ręcznik, zebrałam się szybko i pobiegłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i poczułam ulgę, nogi przestały się trząść, wyciszyłam się. To wspaniałe uczucie jak wtedy kiedy robiłam test ciążowy i zobaczyłam tą drugą bledziuchną kreseczkę i miałam świadomość że tylko ja na całym świecie wiem o tym cudzie :) Tyle osób czekało razem z nami na mojego synka, cała rodzina, przyjaciele ale teraz byłam tylko ja... tylko ja wiedziałam że to już i że za kilka godzin będę mogła przytulić tego bąbla co mi skakał tyle w brzuchu... magia :)

    W szkole rodzenia mówili nam żeby nie panikować i po odejściu wód będzie kupa czasu do porodu więc żeby spędzić go jeszcze trochę w domu, zjeść coś, generalnie żeby nie zawracać im głowy zbyt wczesnym przybyciem do szpitala :P I tu zaczęła się mała rozbieżność gdyż zdążyłam zaledwie wziąć prysznic, wysuszyc włosy, ubrać się a skurcze o natężeniu miesiączkowym w odstępie 15minutowym zrobiły się co 7-8 minut i powoli zaczynały mnie ściągać na kolana.
    Z przepraszającym spojrzeniem poinformowałam męża, który właśnie się zabierał do konsumpcji kanapki, że już bardzo mnie boli i chciałabym chyba jechać, na co on lekko ofuczony, że powinnam zjeść najpierw, spróbować się przespać, że jeszcze wcześnie i pewnie nas odeślą ale jak zobaczył mnie klęczącą przy szafie (tylko tak byłam w stanie przetrwać te silniejsze skurcze) po 6 minutach od ostatniego skurczu, bez słowa zaczął sie ubierać, dopakowywać ostatnie rzeczy do torby i pojechaliśmy.
    Jak badali mnie na izbie przyjęć to już miałam 7cm rozwarcia. Położna bezskutecznie próbowała mi zmierzyć ciśnienie gdyż zanim sie wdrapałam z podłogi na krzesło po skurczu to już musiałam wracać na kolana :P To był moment kiedy powiedziałam położnej, że chyba nie dam rady i że chce znieczulenie na co ona mnie obśmiała że przy 7cm wszystkie tak mówią i że już za późno.
    Na sali porodowej spędziłam może 15 minut w tym 10 minut parcia i syn wylądował w moich ramionach :) Co prawda wydawało mi sie że jakimś magicznym sposobem przestane nagle czuć ból jednak nie przewidziałam w tym scenariuszu zakładania 5 szwów :P
    Syn spędził ze mną 2 godziny w kontakcie skóra do skóry, później mąż poszedł go ubrać a położna poszła ze mną pod prysznic. Musiała pomóc bo kręciło mi się w głowie. Później przyniosła mi śniadanie i butelkę wody, która uratowała mi życie :P
    Poród trwał 3 godziny 10 minut, bez znieczulenia, bez nacięcia, bez żadnej chemii, mały dostał 10 punktów :)

    Nie ma co ukrywać- poród boli ale prezent który sie dostaje w zamian wszystko wynagradza. Teraz jestem prawie 4 miesiące po porodzie i już nie pamietam tego bólu.
    Wszystko da się przeżyć dla swojego dziecka i warto pamiętać, że jest sie w porodzie razem ze swoim maluszkiem. To jest praca zbiorowa i my musimy pomóc mu przyjść na ten świat. A skurcze? Z każdym kolejnym jesteśmy bliżej najpiękniejszego spotkania w naszym życiu :)

    Foto_Anna, Motylkowa1, Kocia, Andzia SM, Marietta, kasza lubią tę wiadomość

  • jacky88 Autorytet
    Postów: 255 161

    Wysłany: 18 lipca 2016, 11:40

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Z racji tego, że sama będąc jeszcze w ciąży bałam się porodu i chętnie czytałam historię o dobrych porodach, podzielę się też swoim opisem porodu, bo twierdzę, że był on tym "dobrym". Wyznaczony termin porodu: 20.11.2015. Dotrwałam z wielorybim brzuchem licząc po cichu, że już ta magiczna data da mi rozwiązanie, nic bardziej mylnego ;) 21.11 w nocy zaczęłam odczuwać nieregularne skurcze, co 7-10 minut,za radą położnej ze szkoły rodzenia zwlokłam się z łóżka i poszłam pokicać na piłce - skurcze się wyciszyły, poszłam spać. Kolejnej nocy - ta sama akcja, tylko skurcze trochę częstsze, jednak po skakaniu na piłce przeszły. Następnego dnia od rana nagrywał już mnie brzuch całkiem konkretnie, na wieczór miałam umówioną wizytę u lekarza, dotrwałam do niej, dostałam opierdolnik że jeżeli skurcze się nie wyciszą mam jechać na porodówkę ;-) Położna przy lekarzu stwierdziła, że dzisiaj urodzę, ale ja nie wierzyłam, bo jak? O 20:00 skurcze regularnie co 6 minut - decyzja: kąpiel - nie dość, że skurcze się nie wyciszyły to jeszcze się nasiliły, tak więc nie było odwrotu i pojechaliśmy 45 km do szpitala. Na porodówce wypełniliśmy wszystkie formalności, Pani położna zbadała i tu - zonk - rozwarcie 2 cm... z tego wszystkiego skurcze zaczęły się wyciszać... Oczywiście pierwszą rzeczą o której wspomniałam było zzo, bo przecież miało mnie tak strasznie boleć, kazali czekać do 5cm rozwarcia. Położyli mnie pod ktg, skurcze wciąż regularne, silne, ale do przeżycia, po godzinie rozwarcie nie ruszyło, po kolejnej godzinie dalej nic... więc wysłałam męża do domu, twierdząc że urodzę pewnie jutro więc niech jedzie się przespać :-) Mąż pojechał, a ja zostałam wysłana pod prysznic. Pod prysznicem poczułam jak wypływa ze mnie glut :-P wspomnę, że sądziłam, że czop odszedł mi tydzień wcześniej, ale jak widać się myliłam. Wróciłam na porodówkę i przekazałam wiadomość położnej, ta mówi, że w takim razie sprawdzimy rozwarcie. Ja na fotel, położna między nogi i w ciągu minuty widziałam jak wszystko zaczyna latać. Położna krzyczy: 9 centymetrów! Migiem rozłożyli łóżko, przygotowali jakieś narzędzia i ściągnęli lekarza. Oczywiście o znieczuleniu mowy nie było, bo za późno. Ja na to: jak to, już? Ale ja nic nie czuję! I wtedy poczułam.... jakby słoń usiadł mi na klatę i wypychał zawartość brzucha :-) Kazali nie przeć, bo jeszcze chwila do pełnego rozwarcia i to była najgorsza chwila całego porodu gdy idzie ból party a zakazują przeć... Po chwili już mogliśmy rodzić, dzięki radom położnej - bardzo mi pomogła - urodziłam na 3 bólu partym, po 10 minutach parcia, w co sama nie wierzyłam! Lekko mnie nacięli, czego w ogole nie czułam. Wtedy, 24.11.2015, po 6 godzinach od regularnych skurczów poznałam moją małą czerwoną i krzyczącą kuleczkę - synka Jasia. Zabrali małego do ważenia i mierzenia, a ja urodziłam łożysko i zostałam zszyta (czego również nie czułam). Położna stwierdziła, że mam wysoki próg bólu, nie wiem ile w tym prawdy, ale nastawiałam się na rzeź, a poszło całkiem sprawnie i o ile można tak powiedzieć - w znośnym bólu mimo braku zzo. Od razu powiedziałam, że z taką położną mogę rodzić drugie dziecko choćby jutro ;-) Przynieśli synka, który od razu załapał od czego mama ma cyce :-) i tak sobie lezelismy 2 godziny ciumkając i przysypiając. Szkoda w tym wszystkim meza, ktorego sama odeslalam z placu boju :-P Poszło sprawnie być może przez to, że mały nie był zbyt duzy (3kg), piłam liście malin i brałam wiesiołka, byłam bardzo aktywna w ciązy. To był mój pierwszy porod. Jaś kończy 8 miesiecy a mi zaczyna kielkować powoli mysl o braciszku albo siostrzycce ;-) Nie bójcie się kobietki, grunt to dobre nastawienie! Lekarze i położne są po to by Wam pomóc!

    Leticia, Benus lubią tę wiadomość

    c55fflw18twvhf6h.png
  • kasza Autorytet
    Postów: 670 127

    Wysłany: 21 lipca 2016, 16:45

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Oh cudownie czyta się te historie o szybkich porodach :) <3 dziękuję Wam!

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 21 lipca 2016, 16:43

    Kto nie boi się wierzyć, że się uda?
    Ja nie, ja wierzę, wiara czyni cuda.. <3
    klz9vcqgoe25tgnv.png

    klz9vcqggnhy4ejj.png
  • Pianistka Autorytet
    Postów: 6780 2545

    Wysłany: 2 sierpnia 2016, 19:17

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    A więc zaczęło się w środę 10 lutego. Rano obudziłam się o 6 gdy mąż wychodził do pracy (ale nie nie, nie sama... jestem wyjątkowym śpiochem. obudziły mnie skurcze, dość silne. Ale nie wzięłam tego na poważnie, wiedząc, że mam przepowiadające od miesiąca). Bąknęłam jednak do męża, że "gdyby co" to będę go wzywać, w końcu było już kilka dni po terminie...
    Wstałam, bóle nie ustępowały ale nie zamierzałam ani ich liczyć ani zwracać uwagi.. Poszłam pod prysznic ale po nim bóle były nadal, silniejsze... Tak to sobie leciało aż około godziny 10/11 zorientowałam się, że są naprawdę silne i zaczęłam liczyć. Co 5-6 minut... myślę - no dobra, tak już nie raz było :) o godzinie 11 skurcze ustały… wściekłam się, że znowu dałam się nabrać! Z tej złości złapałam się za odkurzacz i zaczęłam porządki... gdy ochłonęłam, usiadłam na sofie, skurcze wróciły... nie każdy był tak samo silny, ale jak już mnie złapał to mnie wywracało... myślę - czekam do 15 na męża i zobaczymy :) tak to się kręciło, wzięłam drugi prysznic, skurcze cały czas co 5 minut. O 13 byłam już na 99% przekonana, że to DZIŚ :) zadzwoniłam do męża, powiedziałam, że boli coraz mocniej i żeby był w pogotowiu... o 14-ej było już bardzo boleśnie, zadzwoniłam na porodówkę i powiedziałam co się dzieje, o regularności skurczów... kazali przyjechać. Zadzwoniłam po męża by się zbierał a w między czasie poszłam zrobić naleśniki, co by nie jechać na głodno ;) robiąc naleśniki skurcze były co 4 minuty trwające minutę (nie muszę tłumaczyć dlaczego kilka naleśników było spalonych??). Mąż przyjechał, wziął prysznic, zaczęłam się zbierać i co? skurcze ustały! to chyba adrenalina tak działała… ale nie było odwrotu, porodówka powiadomiona - JEDZIEMY!

    W szpitalu byliśmy około 16. Podpięli mnie pod KTG - skurcze regularne co 3-4 minuty, dość bolesne jak mi się wtedy wydawało :D teraz mnie to śmieszy! Oj głupia ja, nie wiedziałam co będzie potem…
    Badanie ginekologiczne - mamy 3 cm rozwarcia! Zostajemy :)
    Dostaliśmy salę, położną, która przychodziła co pół godziny i cóż… zaczęła się zabawa :)
    Skurcze były znośne, o godzinie 16 rozwarcie na 3 cm - pierwsza myśl- „uda się dziś czy dopiero jutro?”
    Godzina 17:00… mąż siedzi na fotelu, ja stoję przy oknie podziwiam widoki, dzwonię do rodziców i zdaję relacje… ból? znośnie… ciekawe czy już coś idzie :)
    Była położna, zaproponowała wejście do wanny a najpierw akupunkturę by złagodzić ból krzyża. Akupunktura… heh… dziwne doświadczenie :) czy pomogło? może tak, może nie… nie wiem sama :D ale spróbowałam… za to wanna? no zbawienne!
    około godziny 18 rozwarcie było na 5 cm a ja w wannie… ręcznik pod głową, cała w ciepłej wodzie, mąż mnie głaskał po głowie, światło przygaszone a w tle Enya… miałam plan by wziąć swoją muzykę ale zapomniałam! i dobrze, bo tylko by mnie drażniła ;) Enya była super! :)
    godzina 19- wyszłam z wanny, położna i mąż pomogli mi ubrać się w koszulę… coś jest źle z tętnem dziecka. położna przychodząc co 30 minut sprawdzała tętno detektorem i w tym momencie przestało się jej podobać… poszłam na łózko i podpięli mnie pod ktg. po wyjściu z wanny skurcze były bardzo bolesne, dużo wymiotowałam, rozwarcie na 7-8 cm… KTG bardzo złe, nie czuję ruchów dziecka a tętno skakało do ponad 200! Mąż bardzo zmartwiony, położna przestraszona - wzięła wynik i poszła zapytać lekarza co robimy..Myśleliśmy, że będzie CC ale lekarz zadecydował, by przebić pęcherz płodowy i umieścić na głowie dziecka sondę. Po przebiciu pęcherza i umieszczeniu sondy - tętno 140-150! Jest dobrze :) odetchnęliśmy z ulgą… położna powiedziała, że jeśli chcę, mogę wrócić do wanny..
    około 20 byłam znów w wannie.. skurcze były już nieznośne, położna sprawdzała rozwarcie - 9 cm… ohh, już blisko… leżałam na plecach a skurcz trwał chyba nieskończenie… wypracowałam sobie rytm i leżąc na plecach odbijałam się stopami od wanny i tak „bujałam”… to pomagało :) Mąż cały czas pilnował bym mocno oddychała, bo zdarzało się zapomnieć. Między skurczami zamykałam oczy i próbowałam odpocząć. Mam wrażenie, że dużą część wydarzeń mam wyrwaną i nie pamiętam wszystkiego..
    godzina 21 - rozwarcie 9,5 cm… idzie wolno… za wolno… mała naciska na kroczę, czuję, że chce wyjść ale nie mogę przeć… ból nie do opisania. sam skurcz w brzuchu nie był bolesny, ale to uczucie napierania na dół - koszmar. Błagam położną o sprawdzenie, czy już mamy dychę ale ona mówi, że za szybko… Dla mnie było to jak wiele godzin męczarni a minęło dopiero kilka minut.
    godzina 22 - rozwarcie 10 cm! leżałam już na łózku, pytam czy mogę przeć? nie! mała jest za wysoko, musimy czekać aż zejdzie. Położna powiedziała, że muszę iść się wysikać bo czasem jest tak, że pęcherz blokuje zejście główki. Mąż i położna pomogli mi dojść do toalety, ja w rozkroku bo mała była tak nisko, że nie mogłam iść, ale nic nie mogłam wysikać… położna przyniosła stołek do rodzenia, usadziła mnie i powiedziała, że musimy opróżnić pęcherz mechanicznie.. Nie wiem jak ona to zrobiła ale przy bólu porodowym było mi wszystko jedno ;)
    Powiedziała, że mogę zacząć przeć, ale jeszcze nie z całej siły a jedynie „ile muszę” by zepchnąć dziecko…
    Godzina 22:30 - PUSH! PUSH! To było najbardziej niezwykłe doświadczenie. Ból w czystej postaci. Chciałam umrzeć, udusić się kablem od KTG albo powiesić na rurce od gazu rozweselającego… :P Skurcze same w sobie, przy bólu parcia, to było NIC! Jednak było to wspaniałe przeżycie. Tak pierwotne, naturalne… Położne rozścieliły na podłodze matę i ręczniki, ja klęknęłam na podłodze a głową i ramionami opierałam się na łóżku… Mąż siedział na nim i trzymał mnie za ręce podczas parcia… Czułam jak malutka wychodzi, to rozrywanie… tego nie da się opisać. Ale wiedziałam, że za chwilę będzie po wszystkim. Chciałam dać z siebie jak najwięcej więc parłam z całych sił, czasem 3-4 razy na skurczu. Chciałam być cicho ale nie potrafiłam, krzyk sam wydzierał się z piersi… W pewnym momencie położna kazała się skupić i nie przeć, a jedynie oddychać szybko jak piesek… zanim ta informacja dotarła do mojego mózgu -zaparłam ale po chwili zorientowałam się co mam robić bo mąż pokazywał mi jak oddychać… MAMY GŁÓWKĘ! położna powiedziała, że jest bardzo kosmata :) pozostało tylko urodzić ciałko - co dla mnie nie było wcale mniej bolesne od rodzenia główki bo Emma była spora i zaklinowała się ramionkami, położne musiały włozyć ręce by ją wyciągnąć i obkręcać by wyszła…

    JESTEŚ
    Godzina 22:52 - Emma jest z nami <3
    Klęcząc na tej podłodze, poczułam jak fala krwi i wody wypływa ze mnie. położne złapały dziecko i podały mi je dołem, między nogami… wzięłam ją w ręce, całą zakrwawioną i w śluzie przytuliłam mocno. Pomogli mi wstać z tej kałuży i położyć się na łóżku… cały czas tuląc Emmę. Nikt jej nie dotykał, tylko ja. Tego zapachu i dotyku nie zapomnę do końca życia, nawet teraz płaczę wspominając to… położyłam się na plecach na łóżku, Emma była na mnie tak „świeża” i naturalna, wciąż podpięta pępowiną.. jej główka, cieplutka… nie mogłam przestać jej głaskać i całować.. Mąz przytulał nas i płakał razem ze mną, nie mogliśmy uwierzyć, że ona już jest, cała i zdrowa <3 Tamten moment i tamte emocje zapamiętam do końca życia…
    Poczekano, aż pępowina przestanie tętnić a dumny tata przeciął ją… to była ta chwila, kiedy w końcu staliśmy się prawdziwą rodziną. Zalała mnie fala miłości i ciepła, to było jak uderzenie. W jednej sekundzie całe moje życie zostało przewartościowane, wiedziałam, że to co się właśnie stało zmienia całe nasze życie i mnie przede wszystkim. Fala miłości spłynęła też w stosunku do mojego męża. Poczułam, ze kocham go jeszcze bardziej. Był wspaniały! Bardzo mnie wspierał i bez niego chyba nie dałabym rady. To nas bardzo zbliżyło i sprawiło, że w jego spostrzeganiu mnie coś się zmieniło…

    Po urodzeniu dziecka, położna nacisnęła mocno na brzuch, szarpnęła za pępowinę i tak urodziłam łożysko… Leżałam na plecach wciąż tuląc małą a położna szyła, sprawdzała. Zapytałam o stan mojego krocza. Powiedziała, że jest wspaniale, że jedynie małe obtarcie wewnątrz ale na zewnątrz jest nic nie uszkodzone. podała zastrzyk domięśniowy na obkurczanie macicy i pomogła ułożyć się wygodniej na łóżku…. to był czas dla nas <3

    pierwsze chwile
    Od kiedy Emma przyszła na świat, cały czas była z nami. Około północy gdy położne skończyły zajmować się mną, podjęłam pierwszą próbę nakarmienia jej. Najpierw pół godziny jedna pierś, potem druga. Położna pomogła mi przystawić małą… Po karmieniu dopiero zdjęto ją ze mnie. Odbyło się ważenie, mierzenie, położna wytarła małą i ubrała, dała zastrzyk z witaminą K. Potem przyniosła nam obojgu kanapki i sok, kazała się posilić a mi spróbować oddać mocz co miało potwierdzić, że wszystko ok. Emma powędrowała na ręce do taty a ja wstałam i poszłam pod prysznic… Pewnie gdybym nie rodziła na podłodze na czworaka wyglądałabym inaczej, i gdyby też podano mi czyste zawinięte dziecko… dosłownie cała byłam brudna.. brzuch, piersi… ale było to cudowne uczucie. Naturalne i niepowtarzalne.

    Po prysznicu ubrałam się w ubrania, wzięliśmy maluszka i zostaliśmy przeniesieni. W tej chwili, opuszczając oddział, dotarło do mnie, że jestem matką i to ode mnie zależy teraz, co będzie po opuszczeniu tego miejsca. Potem od razu położyłam się do łóżka, malutka spała w swoim łóżeczku a ja patrzyłam na nią aż do rana. Nie, nie dało się spać :)
    Mąż pojechał do domu by odpocząć, bo sam również dał z siebie wszystko… Lecz też nie spał. Do rana spływały SMSy o treści „Kocham Was”.

    Emma scaliła naszą rodzinę i sprawiła, że w końcu nasze życie jest kompletne… Mam nadzieję, że te emocje nigdy nie przeminą bo nawet nie śniłam, że można być tak szczęśliwym. Mimo bólu, krzyku… poród to było najwspanialsze wydarzenie, będę do niego wracać myślami… może zabrzmi to absurdalnie, ale chciałabym jeszcze raz to poczuć…






    Pozwoliłam sobie wkleić wpis z mojego pamiętnika... Poród miałam ciężki, od pierwszych skurczów 17h a w szpitalu 7h... Łatwo i przyjemnie nie było... Ale tęsknię za tym dniem i naprawdę marzę by urodzić znów :) nastawienie to 99% sukcesu! Myślę też, że gdyby Emma ważyła mniej, byłoby latwiej... Cieszę się jednak, ze urodziła się zdrowa, udało się bez nacięcia mimo 4,15 kg wagi i bez znieczulenia :)


    Wiadomość wyedytowana przez autora: 2 sierpnia 2016, 19:20

    Falon, Behemottka, szarlo lubią tę wiadomość

    zrz6f71x2ep3qd02.png

    relgjw4z62i31eb7.png
  • bluszczynka Przyjaciółka
    Postów: 128 40

    Wysłany: 17 sierpnia 2016, 12:50

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Marzyłam o tym żeby móc się dopisać do tego wątku no i jestem ! Mój poród był DOBRY. Powiedziałbym nawet ze BARDZO DOBRY. Od kilku tygodni miałam skurcze przepowiadające, niebolesne, regularne co kilka minut przez kilka godzin i przechodziły. Noc przed porodem też mnie męczyły do 4 w nocy. O 8 rano obudził mnie inny skurcz i wiedziałam że się zaczyna poród (10 dni przed terminem). Zadzwoniłam po męża zeby wracał z pracy, zjadłam śniadanko, poszłam się zrelaksować pod prysznic. Koło 12 zaczęły sączyć się wody wiec postanowiłam że jedziemy do spitala. Wybrałam oddalony o 30 km szpital w Oławie (polecam przy okazji). W drodze już wody lały się ciurkiem a skurcze były silne co 2-3 min ale do wytrzymania. O 14 byłam juz na porodówce i ledwo dawałam rade. Skurcze co 1,5 min tak mi dawały popalić ze nie mogłam z bólu zmienic pozycji na łóżku. Rozwarcie przy przyjęciu już 5 cm. O 14.45 położna stwierdziła pełne rozwarcie i mogłam popierać na boku żeby główka się łagodnie obniżała. Te skurcze byly o wiele lepsze niż rozwierające, bo parciem znosi się jakos ten ból. Położna powiedziała że do 16 urodze i tak się umawiamy :). Potem przewróciła mnie na plecy i powiedziała że jak dam czadu to maluszek juz zaraz się urodzi. Nie wiem ile skurczy parłam z całej siły na plecach, poczułam tylko jak nacina mi krocze (niestety) i zaraz potem urodziłam główikę i całą córczkę. Córcia zdrowa na dyszkę urodzona dokładnie 16.13 więc położna mnie zmotywowała. Potem już same przyjemności, tulenie malutkiej i dwie godziny z mężem we trójkę na sali obserwacyjnej :).
    Podsumowując ból był straszny, ale da się to jakoś znieść jak się człowiek skupi. Po pełnym rozwarciu jak mozna przec czuje się większą ulgę. Także dziewczyny dacie radę - nie musi byc tragicznie a maluszek wynagradza wszystko i to nie jest tylko czcze gadanie. A człowiek jaki z siebie dumny że go sprowadził siłami natury na świat. Plus milion punktów na plusie dla kobiecości.

    Leticia, kasza lubią tę wiadomość

    bluszczynka
  • ewelia Koleżanka
    Postów: 79 8

    Wysłany: 10 października 2016, 11:23

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Na początek chciałam uspokoić wszystkie mamy przed porodem- każdy jest inny, każda z nas ma inny próg bólu itp, itd. Jedno jest pewne- dasz rade!:-)
    (a jestem z gatunku panikujacych)

    Opiszę swój poród.

    Dzień przed dopiero zaczelam miec skurcze 'okresowe' ale nieregularne. W dzien porodu-skurcze byly juz regularne od 4nad ranem, tez okresowe-trudno je nazwac bolesnymi. Tego samego dnia rano odszedl mi krwawy czop(nawet nie wiem czy czop-ot, lekkie krwawienie na wkladce),a wieczorem o 19 pojechalam do szpitala do znajomej poloznej na badanie(z torbami na porod i dokumentami).Rozwarcie jedynie 1cm, ale pisaly sie skurcze na KTG i lekarz uznal-zostajemy (pozniej lewatywa podobno porzadna-nic nieprzyjemnego, serio).

    Bardzo bardzo chcialam uniknac wywolywania porodu (wiedzialam ze w moim szpitalu nie dostane zzo)-a bylam 4dni przed terminem, ale bardziej zalezalo mi na tym aby to wlasnie ta polozna odebrala moj porod i uznala, ze bez wywolywania moge jechac do domu i wroce w nocy lub nad ranem..zdecydowalismy ze zostajemy i wywolujemy..Godz okolo 20.30. Najpierw oksytocyna i lekkie skurcze na lozku porodowym a ja wdychalam gaz rozweselajacy. Bylo ok, znosnie. Akcja postepowala szybko, co zauwazylam po nasilaniu sie skurczy. Pozniej gdy bylo mi ciezko wytrzymac, weszlam do wanny, bylam tam moze godzinke max, tam akcja sie rozkrecila ekspresowo-przed wanna 4cm a w wannie doszlo do 8. W miedzyczasie mialam podlaczony srodek przeciwbolowy, podczas skurczu maz polewal brzuch woda a ja myslalam ze wyjde z siebie i pojde do domu. Po wyjsciu z wanny lozko i parcie 15min...zawolano 2inne polozne do pomocy zeby mnie trzymaly, postawily mnie troche do pionu bo krzyczalam i przestalam-parcie faktycznie juz nie boli!:-)

    2dni bylam w szoku ze tak szybko, ze juz..Nie mam porownania z porodem bez wywolywania. Prawdopodobnie wszystko toczy sie stopniowo, naturalnie, w swoim tempie. Ja mialam wywolywany i to chyba na wszystkie sposoby: lewatywa, masaz szyjki podczas porodu w trakcie badan(a bylo ich 3!), oksytocyna i przebicie pecherza po wyjsciu z wanny bo wody nie odeszly. Do tego naciecie-konieczne, wolalam to niz pekniecie, ktore czailo sie za rogiem.

    Najwazniejsze, ze maluszka mam juz przy sobie i o to chodzi- niewazne jak, porod i tak sie po prostu dzieje, nikt tego nie zatrzyma a my musimy dac rade!:-)

    Co mnie zaskoczylo pozytywnie?

    -ze lewatywa, parcie podczas porodu i ostatnia faza-lozyko NIC nie boli (choc u mnie nawet przec podczas rodzenia lozyska nie musialam, pewnie z powodu duzej ilosci oxy)

    Co mnie zaskoczylo negatywnie-o czym nie mialam pojecia?

    -ze to nie samo 'badanie" rozwarcia boli-bo podobno nie boli, tylko masaz szyjki w trakcie! (odradzam, jesli w ogole ktos was o to pyta lub sugeruje)
    -po powyzszym: szycie krocza bylo druga najbardziej bolesna i nieprzyjemna rzecza jakiej doswiadczylam

    Mimo to nie uwazam swojego porodu za zly a..dobry. Moze dzieki opiece, moze dzieki temu ze bylo to bardzo szybkie(urodzilam o 23), a moze dlatego ze wiem co to polog i osobiscie wspominam go gorzej niz porod..moze tez dlatego, ze obylo sie bez komplikacji w stylu owiniecie pepowina, spadki tetna, proznociagi, cc itp??

    Wiem, ze gdy dostalam malenstwo na klate, poplakalam sie, poczulam sie bardzo dumnie i pytalam siebie czy to naprawde juz i o to tyle krzyku??
    Mimo bolu, ktory jest nie do opisania wiem, ze kobiety naprawde duzo moga zniesc:-)i wiem, ze moglabym urodzic kolejne dzieciatko naturalnie, ale chyba bez wywolywania-przeciez akcje porodowa mozna podkrecic w kazdej chwili. No i gdyby tak mozna bylo ominac polog...;-)

    ex2b2n0az5d0t4z9.png
  • Daria89(2) Znajoma
    Postów: 19 0

    Wysłany: 10 października 2016, 12:34

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Mój poród byl bardzo dobry

  • Daria89(2) Znajoma
    Postów: 19 0

    Wysłany: 10 października 2016, 12:37

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Opisałam poród i nie dodalo wpisu....juz nie będę pisac jeszcze raz. Poród mialam fajny bo trwal tylko 5min. I dobtego urodzilam tego samego dnia co pierwsze dziecko

  • diewuszka86 Autorytet
    Postów: 1190 1198

    Wysłany: 4 listopada 2016, 00:12

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Dziewczyny dziękuję Wam, że opisujecie swoje dobre porody :) Ostatnio czytam ten wątek bo sama jestem jeszcze przed tym dniem, ale to już tuż tuż. Mam nadzieję, że jak urodzę, będę sama mogła zamieścić tu swój wpis o dobrym porodzie.

    l54t4dr.png
  • szara myszka Autorytet
    Postów: 2339 715

    Wysłany: 3 grudnia 2016, 20:25

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Dobrze ze sa takie watki! Dziewczyny nie ma sie czego bac ;) Moj porod tez byl dobry. Mialam juz 2-3cm rozwarcia ale skurczy nie bylo, zglosilam sie do szpitala.Rano mi przebili pecherz i sie zaczelo :) Boli bo boli. Ale pamietajcie po co tam jestescie. Nie jest to bol od ktorego sie umiera. Powiedzialabym ze jest konstruktywy, trzeba z nim wspolpracowac. Ale chcialam znieczulenie :D jak przyszli mi dac po 2 godzinach to juz bylo 8cm i bylo za pozno. I dobrze. Dalam rade sama, calosc trwala 4 godziny a to moj pierwszy porod. Nie bojcie sie dziewczyny, myslcie pozytywnie to bardzo pomaga :)

    Ok opisalam a teraz polecam moj i mojej przyjaciolki sklep z odzieza dla niemowlaczkow, moze Wam sie cos spodoba ;)

    www.babelu.pl

    Jesli nie widzicie nic tam na teraz to zostawcie choc like na facebooku :)

    https://www.facebook.com/babelusklep/?fref=ts

    szczęśliwa mama :)
    www.babelu.pl polecam - ubranka i akcesoria dla maluszków ;)

    f2wlj48apsehglf6.png
  • Gracjanna Ekspertka
    Postów: 195 99

    Wysłany: 9 grudnia 2016, 12:26

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Rodziłam po terminie na noc założyli mi balonik i wysłali na ktg. Skurczu nie wykazało, ciężko mi było wrócić z bólu na salę ale stwierdziłam, że jak mówią, że to nie skurcze to tak jest. Poszłam spać. Wysłałam się super :) Rano miałam badanie. Lekarka wyciągnęła balonik i pyta ze zdziwienie " nic Panią nie boli?" Ja ze nie i się zaczęłam śmiać a ona ze dziwne bo mam 7cm rozwarcia. Dostałam lewatywe, oksytocyne bo skurczów ktg dalej nie pokazywali, z resztą do końca nic się tam nie zapisało. Od podania oksytocyny zaczęło mnie boleć strasznie ale trwało to tylko 1.30 h potem parte 10 minut nie cale i było po wszystkim :)

    201706107251.png
  • Dariah Autorytet
    Postów: 7066 3847

    Wysłany: 9 grudnia 2016, 13:40

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Ja również miałam dobry poród.
    Zaczęło się we wtorek sączeniem wód więc około 13 pojechaliśmy do szpitala, zbadalia..no faktycznie coś się sączy, ale skurczy nie ma. Dali nas na porodówkę - zobaczymy czy się coś rozkręci... DO 22 nic się nie rozkręciło, żadnych skurczy nic. Przenieśli mnie na patologię ciąży aby dalej obserwować i jak nic się nie rozkręci to chcieli wywołać rano..
    Na szczęście rano zmienili zdanie ponieważ miałam jeszcze 2 tygodnie do terminu, i w środę rano zostałam wypuszczona do domu.
    Ale szybko wróciłam ;) już po południu w środę czułam, że skurcze się nasilają, ale delikatnie. W nocy coraz częściej, w czwartek rano również...ale miałam na ten dzień wizytę u ginekologa umówioną, więc mówię do mojego M: jedziemy do gina, niech sprawdzi czy coś się dzieje bo jak mam znów nocować na patologi to ja dziękuję ;) u gina odeszły wody więc jedziemy na porodówkę ;)
    Na porodówce byliśmy około 19:30, papierki od nowa..na szczęście sala i położna ta sama co we wtorek :) aż się uśmiała "oh te salę to Pani już zna" :)
    Skurcze znośne. Zaczęło się ciężej około 21..wtedy położna (najcudowniejsza na świecie!!) nalała ciepłą wodę do wanny, zgasiła światło, zapaliła świeczki i włączyła muzykę i kazała mi wejść do wanny i poleżeć z godzinę...!super! efekt niesamowity! po tym akcja się bardzo rozkręciła!
    I nie wiem czy ze mną coś jest nie tak, ale cały mój ból porodowy mogę opisać jednym : BÓL KOŚCI OGONOWEJ! nic mnie nie bolało, nic! tylko jak by mi ktoś łamał tę kość...!
    Około 22-22:30 wyszłam z wanny. Bardzo zależało mi na aktywnym porodzie, ale oczywiście jak wszystkie plany ten tez legł w gruzach gdyż ów ból kości ogonowej mnie ściął z nóg, więc łóżko było moim przyjacielem.
    Część parta była....mega przyjemna! Nie żartuje! Zero bólu, przyjemność!
    W czasie partych nawet żartowaliśmy z lekarzem, że tak sobie wymarzyłam żeby miała datę 09.09. Na co lekarz..no to teraz niech Mała chwilę poczeka bo jest 08.09 23:55!! hehe
    Sam lekarz mówił "Pani to nie wyglądy jak by Pani rodziła!" :)
    Zosia urodziła się 09.09. o godzinie 00:05 ;)
    Udało się bez nacięcia ani żadnego szwu :)

    Gdyby nie ten okropny ból kości ogonowej mogłabym rodzić jeszcze raz choćby jutro.

    Nieukowa lubi tę wiadomość

    09.09.2016 2860g szcześcia i 48cm do całowania ♡♡
    w5wqvut11x85dyxn.png
    20.02.2020 3370 g szczęścia i 54 cm do całowania ❤️❤️
    74di20mmq3o11a0n.png
  • Dariah Autorytet
    Postów: 7066 3847

    Wysłany: 9 grudnia 2016, 13:40

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Ja również miałam dobry poród.
    Zaczęło się we wtorek sączeniem wód więc około 13 pojechaliśmy do szpitala, zbadalia..no faktycznie coś się sączy, ale skurczy nie ma. Dali nas na porodówkę - zobaczymy czy się coś rozkręci... DO 22 nic się nie rozkręciło, żadnych skurczy nic. Przenieśli mnie na patologię ciąży aby dalej obserwować i jak nic się nie rozkręci to chcieli wywołać rano..
    Na szczęście rano zmienili zdanie ponieważ miałam jeszcze 2 tygodnie do terminu, i w środę rano zostałam wypuszczona do domu.
    Ale szybko wróciłam ;) już po południu w środę czułam, że skurcze się nasilają, ale delikatnie. W nocy coraz częściej, w czwartek rano również...ale miałam na ten dzień wizytę u ginekologa umówioną, więc mówię do mojego M: jedziemy do gina, niech sprawdzi czy coś się dzieje bo jak mam znów nocować na patologi to ja dziękuję ;) u gina odeszły wody więc jedziemy na porodówkę ;)
    Na porodówce byliśmy około 19:30, papierki od nowa..na szczęście sala i położna ta sama co we wtorek :) aż się uśmiała "oh te salę to Pani już zna" :)
    Skurcze znośne. Zaczęło się ciężej około 21..wtedy położna (najcudowniejsza na świecie!!) nalała ciepłą wodę do wanny, zgasiła światło, zapaliła świeczki i włączyła muzykę i kazała mi wejść do wanny i poleżeć z godzinę...!super! efekt niesamowity! po tym akcja się bardzo rozkręciła!
    I nie wiem czy ze mną coś jest nie tak, ale cały mój ból porodowy mogę opisać jednym : BÓL KOŚCI OGONOWEJ! nic mnie nie bolało, nic! tylko jak by mi ktoś łamał tę kość...!
    Około 22-22:30 wyszłam z wanny. Bardzo zależało mi na aktywnym porodzie, ale oczywiście jak wszystkie plany ten tez legł w gruzach gdyż ów ból kości ogonowej mnie ściął z nóg, więc łóżko było moim przyjacielem.
    Część parta była....mega przyjemna! Nie żartuje! Zero bólu, przyjemność!
    W czasie partych nawet żartowaliśmy z lekarzem, że tak sobie wymarzyłam żeby miała datę 09.09. Na co lekarz..no to teraz niech Mała chwilę poczeka bo jest 08.09 23:55!! hehe
    Sam lekarz mówił "Pani to nie wyglądy jak by Pani rodziła!" :)
    Zosia urodziła się 09.09. o godzinie 00:05 ;)
    Udało się bez nacięcia ani żadnego szwu :)

    Gdyby nie ten okropny ból kości ogonowej mogłabym rodzić jeszcze raz choćby jutro.

    Nieukowa lubi tę wiadomość

    09.09.2016 2860g szcześcia i 48cm do całowania ♡♡
    w5wqvut11x85dyxn.png
    20.02.2020 3370 g szczęścia i 54 cm do całowania ❤️❤️
    74di20mmq3o11a0n.png
  • Lila26 Autorytet
    Postów: 358 222

    Wysłany: 12 grudnia 2016, 17:38

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Czesc
    Ja opiszę swoj porod , rowniez uważam ze byl cudowny
    A zaczelo sie tak;
    Od rana siedzialam w ogrodku ,.tego dnia bylo bardzo ladnie ,.sloneczko swiecilo , nawet cieplo bylo 17marzec.
    Wczesniej kuzyn wpadl i mówi ze dzie urodze , śmiałam sie i mowilam spoko mam jeszcze dwa tygodnie hehe. Kuzyn pojechal ja poszlam na górę siku. Wysikalam sie wstalam ubralam majtki i co?
    I dalej sikam hahahaha to była 15.30
    Takie wrażenie , az w koncu uświadomiłam sobie ze to odeszly wody.
    Wiec ok bez paniki , poszlam po telefon dzwonie do mamy która siedziala na dole w ogrodku , mowie mamo odeszly mi wody i nagle słyszę jak po schodach leci mama z ciotka... takie dzikusy tak sie zestresoway ze nie pozwolily mi sie wykapac , przebraly mnie w czyste ubrania nawet nie daly zadnej podpaski wkladu czy czegos , byłam znowu cala mokra , bylqm w szoku i tak wujek zawiozl mnie do szpitala , w między czasie dzwonilam do meza aby jechal do sZpitala bo wody odeszły a maz wlasnie kończył prace , wiec wzial sie ubral i szybko do szpitala. Spotkaliśmy sie pod szpitalem i poszliśmy na gore na drugie piętro. Bylam tak zestresowana ze to moj maz.poszedl mowic ze rodzimy... pielegniarki kazały na spokojnie usiąść poczekac na korytarzu , ze mnie sie nadal lalo , caly korytarz zalany ale co tam mialam siedziec to siedziałam , zaczely sie skurcze... wiec juz bylam pewna ze rodze. Wziely mnie na porodowke , mój maz byl ciagle przy mnie... wywiad przeprowadzily , zbadaly i fakt rodze ... podlaczyly mnie ma ktg chyba lezalam tam dwie h takie bolesne skurcze ze masakra ale nie było zle...
    Później bylo gorzej ale dalam rade , czekałam az dadza jakies znieczulenie ocZywiście nie chcialy dac bo moj kregoslup sie noe nadawal , wiec dostalam na chwilę gaz doslownie na chwile bo sie skonczyl... a wiec pozniej rodzilam sama , bole nie do wytrzymania... zaczelo sie , znowu spawdzaly rozwarcie było 8 cm , przyszla lekarka i oznajmila rodzimy , ulozyly mnie na bok , maz trzymał mi noge do gory a ja mialan przec... jedno parcie nic nie wyszlo... drugie parcie wyszla glowka lekarka pyta czy chce dotknac ja w sozku odpowiadam nie ! , trzecie parcie mała byla na swiecie :) , uslyszalam jak wszystko sie lalo ze mnie , oczywiście musiala mnie naciac ale nie czułam az tak tego jak tych skurczy... Później wzieli mala zwazyc , meza wyprosily bo chcialy mnie poszyc , poszyly nie bylo zle w sumie , pozniej przyszedł maz z córka i lezalysmy dwie godzinki na sali , wtedy też pierwszy raz przystawilam.ja do piersi. No na koniec przewiezli mnie na 4 osobowa sale , polozna mnie podmyla , dala bułkę , bylam wykończona , niestety dziecko musiałam dac do noworodkow bo nie umialam wstac ani nic , mialam takie zawroty glowy , okazalo sie pozniej ze to anemia za duzo stracilam krwi... i nie potrafiłam przez dwa dni wstać ani zajac sie dzieckiem bo co wstalam to padlam ba lozko. Maz byl kochany zajmowac sie corka , podawal mi ja do karmienia. Urodzilam o 21.25 wiec ogolnie pare godzin i mala byla z nami.

    Lila


    4c3t3e3kw88kz09h.png

    10.11.16 SERDUSZKO <3

    iv09vcqggbuo5eac.png
  • twardan Autorytet
    Postów: 650 377

    Wysłany: 1 stycznia 2017, 16:04

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Witam, chętnie opiszę mój dobry Poród.
    W środę 29.06.zgłosiłam się do szpitala, to był 40 tc i 4 dzień. Lekarz wystawił mi skierowanie na wywołanie. Przyjeli mnie tylko dlatego, że rozwarcie miałam na 3 cm, ale z rozwarciem chodziłam już tydzień. Na porodówce spędziłam 3,5h razem z mężem, podłączona do Ktg, skurczyki były minimalne. Naiwnie myślałam, że "poród" się zaczyna :) Po tym czasie lekarz zdecydował, że idę na salę "oczekujących", następnego dnia mieli ewentualnie coś podać na rozkręcenie, ale lepiej czekać aż się samo zacznie. Paweł pojechał do domu, ja zjadłam kanapkę, bo od rana na czczo, w razie gdyby była cesarka. Pod wieczór podłączyli mi Ktg, skurczy brak, kompletne zero. To była 21:00. Uszykowałam się do spania, prysznic, kładę się do łóżka i odeszły wody...23:30. Zaraz potem skurcze co 5 minut. Położna opiekująca się moją salą zamiast mnie od razu zbadać, powiedziała tylko, że jak do rana się rozkręci to będzie super. Wody były przeźroczyste, więc zostałam w tym moim łóżku, a raczej koło niego, bo na skurczu nie dało się leżeć, tylko stałam pochylona o oparcie. Bóle krzyżowe, po 2h były tak silne, że wyszłam z sali bo nie dawałam rady. Na korytarzu zgarnęła mnie inna położna i od razu na porodówkę. Tam rozwarcie na 5 cm. Położna zdziwiona, czemu nie zbadali mnie po odejściu wód? Tego się nie dowiem, ale trudno. Na fotelu do rodzenia dostałam coś przeciwbólowego, ale już było mi wszystko jedno. Pamiętam, że szłam do łazienki zrobić siku, ale chyba nie zrobiłam, bo przyszedł skurcz. Potem położna mnie pytała, czy zrobiłam, a ja pierwszy raz w życiu nie wiedziałam....chyba założyła mi cewnik, bo główka nie chciała zejść jak pęcherz pełen. Przy kolejnych skurczach miałam wrażenie, że mdleję, że nie wytrzymam. Potem przyszła lekarka, pełne rozwarcie, skurcze parte. Kazały mi się położyć na wznak, rozłożyły łóżko do rodzenia. Lekarka i położna kazały oprzeć nogi o swoje biodra i lekarka mówiła, czy mam przeć, czy tylko oddychać. Chyba 4 takie skurcze i Piotruś był na świecie. Pod koniec trzeciego skurczu myślałam, że zaraz mnie zabiorą na cc, że nie dam rady. Ale ostatecznie zamknęłam oczy i z całych sił parłam, miałam wrażenie, że zaraz wylecą ze mnie moje wnętrzności. Po chwili czułam taki plusk i moje dziecko było na świecie. Położyli mi go na piersi i nagle zapomniałam o całym bólu. Niesamowite uczucie :) Z dzieckiem przy piersi urodziłam łożysko, ale nawet nic nie czułam. Najbardziej z całego porodu bolało zszywanie krocza, bo byłam nacięta, ale za to jaką mam teraz "ładną bliznę" jak mój gin stwierdził na kontroli :) Poród trwał 4h, dobrze, że byłam w szpitalu, bo z domu bym na bank nie zdążyła dojechać.
    Podczas porodu straciłam sporo krwi, chyba miałam jakiś krwotok, ale nikt mi dokładnie nic nie powiedział. Jeszcze na porodówce prawie zemdlałam, potem na sali drugi raz. Byłam strasznie słaba, nawet do łazienki sama nie dałam rady wstać. Młodego nie brałam na ręce, dopiero jak przyjechała moja mama i mąż to udało mi się wstać. Następnego dnia dostałam krew.
    Po 2 dniach wyszliśmy do domu :)
    A męża mojego nie było przy porodzie, bo po tych 3 godzinach w dzień pojechał do domu, a potem w nocy to nie wiedziałam, że to się rozkręci, a później nie było nawet czasu, żeby zadzwonić. Zadzwoniłam mu o 5 rano, że został tatą. Może to i lepiej, on nie był przekonany do asystowania przy porodzie, ale mnie osobiście to nie przeszkadzało. Za to teraz po czasie myślę, że przy drugim porodzie jeśli będzie nie chce zostać sama. Chociaż położna była super, lekarka też to jednak brakuje kogoś bliskiego, kto podałby chociażby wodę.

    twardan
    Piotruś jest już z nami :)
    Aniołek zawsze w sercu * 6 tc- 7.05.2015
    zem3sg18rbl77sd8.png
  • nick nieaktualny

    Wysłany: 2 stycznia 2017, 22:02

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Przeczytałam Wasze historie jednym tchem ;) Sama już zaczynam panikować, że nie dam rady urodzić, że bóle będą nie do zniesienia, pojawią się komplikacje itd. Na pewno każda z Was to przechodziła. Ale mam nadzieję, że za 2 tygodnie będę mogła opisać swoją szczęśliwą historię i żaden z moich strachów się nie spełni ;)

  • makalotia Autorytet
    Postów: 977 644

    Wysłany: 4 stycznia 2017, 20:52

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Mój poród był dobry. Termin miałam na 24 grudnia. 15.12 o godzinie 4 obudziły mnie skurcze, prawie nie bolały, ale zasnąć nie mogłam. Były regularne co 5 min, ale już wcześniej zdarzały się takie więc się nie przejęłam. O 6 przy którymś skurczu poczułam takie 'Pyknięcie" i przy kolejnym też, a wraz z nim wody zaczęły się lać. Ja leżę dalej, boję się wstać, żeby wszystkie nie wyleciały. Tak się leją, w końcu o 7 zadzwonił budzik mojego Męża więc mówię mu, że do pracy to raczej niech się nie zbiera. Pewnie leżałabym tak dalej, ale Mąż kazał mi się zbierać i do szpitala, bo przecież odeszły wody to trzeba jechać. Przemoczyłam jeszcze kilka ręczników, zjadłam śniadanie i przed 8 byliśmy w szpitalu. Oczywiście skurcze się wyciszły. Przyszedł ordynator mnie zbadać i pyta co się dzieje, ja mówię,że wody odeszły, on na to z uśmiechem , że każda tak mówi, że to na pewno nie wody. Sprawdził papierkiem, niebieski- wody, na patologię. Niestety tam odwiedziny od 13 więc Mąż do domu.. :( ktg praktycznie czyste. USG nie bardzo dało się zrobić, główka za nisko ( nie miałam pojęcia ile ma dziecko, bo ostatnie USG miałam półtora miesiąca temu. Trudno ). Przed 13 zaczęły się skurcze. Bolały jak miesiączkowe więc chodziłam po korytarzu w te i we wte bo to pomagało. Po 13, jak Mąż przyjechał, to już biegałam po tym korytarzu. Poszłam do lekarki, ona mówi , że za godzinę mnie zbada. O 14 skurcze mega, a rozwarcia 1 cm. Chciałem coś przeciwbólowego, ale lekarka mówi , że od 3 cm dają. Dała jakiś czopek i wrocilam do biegania po korytarzu. Musiało to śmiesznie wyglądać, bo na patologii kobiety bez skurczy leżały, ludzie przechodni byli, a ja jak wariatka w te i wewte. Od 14 do 15 już ledwo co dawałam radę, bo miałam bóle krzyżowe. To była najgorsza godzina, ale minęła szybko. Bardzo pomagał mi prysznic i jak Mąż krzyż masował. O 15 na badanie: 5-6 cm - na porodówke. Oczywiście zanim lekarka z porodówki przyszła, zanim mnie zbadała to na porodówce o 16 byłam. Jeszcze podstawiają mi wózek, żeby zawieść mnie na porodówke, a ja na to z błagalną miną, że chce na nogach , położna : pani ze skurczami co 2 min chce iść na nogach?! , ja zrobiłam dwa kroki i jak mnie zwaliło z nóg tak natychmiastowo zmieniłam zdanie. Na porodówce położyli mnie na łóżko, podpieli ktg, co chciałam im nagadać czy są normalni przecież z takimi skurczami nie da się uleżeć. Mąż już nie masował krzyża tylko walił po nim pięściami. Proszę o znieczulenie, zgodziły się, już słyszę , że szykują, ale badanie przed tym i 9 cm więc położna pyta czy na pewno potrzebuje znieczulenia skoro zaraz rodze. Jednak zrezygnowałam ( czyli nie mogło tak boleć skoro bardziej bałam się znieczulenia, niż przetrwania jeszcze chwilę że skurczami ) . Za moment były juz parte. Nie bolały bardzo więc parłam słabo, tak tylko by nie czuć bólu. Skurcze były krótkie, a przerwy trwały 30 sec. Dziecię nie chciało zejść niżej, a ja mu nie pomagałam. Chcieli podać oksytocyne, ja nie chciałam, zmieniłam pozycję i dalej parłam. Mały zszedł nizej, ale co z tego. Skurcze za krótkie. Ja w stresie często się uśmiecham i gdzieś Mąż mówił, że się uśmiechnęłam. Położna się zdenerwowała, stwierdziła, że sobie z nich jaja robię i poszła. To dało mi sił. Zgodziłam się na oksytocyne, zaparłam się i jakoś poszło. Wcześniej zdenerwowana położna wróciła, nawet zaczęła mnie chwalić. Mąż krzyczał, żebym parła, głośniej niż położne. Krzyczy "główkę widać" więc udało się wyprzeć tę główke (nacięcie czułam, ale nie bolało) i patrzę na tę główkę, myślę coś nie tak , gdzie przód, a gdzie tył.?! :D Nagle słyszę nie patrz tylko przyj no to pre, za chwilę słyszę od Męża przyj od położnych odpocznij. Położne uspokoiły Męża i mnie ,za chwilę krótkie parcie i Synek był z nami. Godzina 17. Usłyszałam płacz. Dali mi go pod koszule i krzyk ucichł. Tatuś wzruszony dał Synkowi palca, Mały od razu chwycił, Mama zszokowana i zadowolona. Czekamy na łożysko. Wyparcie jego trwało chwilę, ale każde parcie sprawiało , że czułam , że odplywam. Po tym było szycie. Troszkę szczypało, ale miałam znieczulenie miejscowe. Po szyciu okazało się , że tak na mnie Mały narobił, że musieli mnie przebierać, bo wszystko było ze smółki. :D później dwie godziny przemilego leżenia z Dzidzią. Na końcu karmienia. Po czym wzięli go na ważenie. 3730 g i 53 cm :) ja wstałam po 2 h i poszłam pod prysznic. Czułam się dibrze. Całą noc spać nie mogłam. Dalej byłam w szoku. Zresztą leżałam na porodówce, bo nie było nigdzie miejsc, także żyłam porodami. Małego zabrali mi na noc bym odpoczeła, ale z rana już po niego poszłam. :) Ogólnie płacz ze szczęścia przyszedł dopiero po dwóch dniach. Pierwszego byłam w szoku, a drugiego męczyłam się z laktacją. ;) Później już, każdy poród za ścianą był przeze mnie oczekiwany. Nawet stwierdziłam , że chce już drugie dziecko, a poród był fajny. Ja nie krzyczałam przy skurczach, więc da się. Warto też oddychać przeponą. Dużo to daje, ale jest to bardzo trudne przy skurczach.

    Ogólnie gdyby nie bóle krzyżowe, to cała reszta, naprawdę, jest ok. A że nie wszyscy mają te bóle więc się nie martwcie. Nasłuchałam się wielu porodów i uwierzcie , że były dużo lepsze od mojego :) no i pamiętajcie, by słuchać położnych. One wiedzą co robią. Pewnie gdybym i ja wcześniej posłuchała to Grześ byłby z nami szybciej.

    PS powodzenia Sylvuszka.

    8 cykl starań, 1 cykl z modlitwą do Św. Rity od spraw trudnych i beznadziejnych
    15 .10 - beta 26,25 ; p13,3
    17.10- beta 63,54; p23,1
    23.10-b 1213, p 15,3

    Niedoczynność tarczycy,
    Hashimoto

    n59y3e5ery2u3gss.png
    860i4z17o1rgxg0z.png
‹‹ 7 8 9 10 11
Zgłoś post
Od:
Wiadomość:
Zgłoś Anuluj

Zapisz się na newsletter:

Zainteresują Cię również:

Śluz szyjkowy, śluz z podniecenia, wydzielina z pochwy, upławy - jak odróżniać?

Śluz szyjkowy to bardzo ważny wskaźnik kobiecej płodności. Jak odróżniać poszczególne rodzaje śluzu? Czym różni się naturalny śluz szyjkowy od śluzu wynikającego z podniecenia? Czym są upławy i kiedy warto zgłosić się do lekarza? Jak zapisywać poszczególne rodzaje śluzu w aplikacji OvuFriend? 

CZYTAJ WIĘCEJ

Jak liczyć, który to tydzień ciąży?

Udało Wam się zajść w ciążę? Gratulacje! Określenie tygodnia ciąży jest kluczowe z wielu powodów. Przede wszystkim pozwala ustalić, czy dziecko rozwija się prawidłowo oraz umożliwia wykrycie wcześniejszego porodu bądź poronienia. Pozwala też rodzicom przygotować się do momentu przywitania nowego członka rodziny na świecie. Zobacz, w jaki sposób można ustalić wiek ciąży.

CZYTAJ WIĘCEJ

Masturbacja - 9 najczęstszych pytań o samozaspokojenie!

Masturbacja to jeden z największych tematów tabu - dlaczego tak się dzieje? Czy kobiety się masturbują? Czy masturbacja w związku jest normalna? Kiedy masturbacja może być niebezpieczna, a kiedy może przynosić korzyści? 

CZYTAJ WIĘCEJ